Witaj, czuję, ze musze już skończyć ten wątek szpitalny - daję sobie jeszcze parę dni na konsultację z prawnikiem, i napiszę już w przyszłym tygodniu do kogoś - do dyrekcji szpitala albo do prokuratury. Tak naprawdę, to jedyne, co wynika z dokumentów, to brak zlecenia morfologii krwi (mimo konieczności tego badania nazwanej przez samego Sur) - jak twierdzi moja znajoma lekarka, nadmierne osłabienie związane z poglebieniem się anemii moglo byc przyczyna tego, że organizm Hani nie poradzil sobie z refluksem (inna możliwa przyczyna to infekcja w organizmie). Niestety, dokumenty szpitalne nie mówią nic o trudnej intubacji (dokopalam sie do karty anestezjologicznej), w zleceniach pooperacuyjnych jest nawet to monitoroiwanie pulsoksymetrem, wiec tylko ja wiem, że pielegniarki odlaczyly go po godzinie, jak zaczął im przeszkadzac piszczeniem... To, że mojego dziecka nikt nie dotykał w sensie badania - nie osłuchał, nie zajrzał do pyszczka itd., a cały obchód przed wypisem polegał na obejrzeniu karty karmienia, to też tylko ja wiem (i mąż), bo przecież na wypisie stoi "stan dziecka dobry"... Innymi słowy, dla prokuratury to pewnie dużo za mało. Tym bardziej, że sekcja nie pokazuje jakichś uszkodzeń mechanicznych układu oddechowego w wyniku intubacji, nie było też obrzęku. Wiem jednak, że nie mogę tak zupełnie nic nie zrobić w tej sprawie - miałabym wyrzuty sumienia. Dlatego postaram się w ciągu paru dni to sfinalizować i zająć się tymi najpiękniejszymi wspomnieniami...
Zastanawiam się jeszcze ciągle, czy gdybym zrozumiała wcześniej, że coś jest nie tak, wezwała pogotowie (zakładając, że bym się dodzwoniła, bo my się nie mogliśmy dodzwonić, i że na nasze zadupie karetka dojechałaby w ciągu np. 15 minut), to lekarze mogliby uratować dziecko z zalanymi płuckami. Ale pamiętam, ze opowiadałaś o tym chłopcu z chirurgii, którego jednak nie uratowali, mimo że to się działo w szpitalu. Wiem, to głupie mieć wyrzuty sumienia, ale wraca mi ciągle ta myśl... A uczyli nas na warsztatach, że zawsze trzeba siebie pytać, czy mając ten stan wiedzy, co tamtego dnia, zrobilabym to samo. Pewnie tak...
Czuję już, że mimo tej tragedii i bólu będę mogła dalej żyć i być dobrą mamą dla moich dzieci, które mam tu. Może nawet lepszą niż byłam przed. To jakiś dar "spoza mnie", że znajduję siły, że mogę się czasem śmiać... Tak jakby mnie ktoś przenosił przez ten najgorszy czas...
Z pozdrowieniami Kasia
|