Wiem kochana, że to marne pocieszenie ale zazdroszczę Ci tego, że mogłaś się ze swoim synkiem pożegnać. Mój Adaś urodził się w 22tyg i 4 dniu ciąży. ważył 395g. Lekarz był zdziwiony, że Adaś zapłakał. Odcięto pępowinę, zawinięto go w jakąś zieloną chuste i położono za szfce, nawet go dobrze nie widziałąm.... Krzyczałam do nich, że przecież on się rusza....A lekarz na to, że takich maleństw się nie ratuje tylko nagniutł mi brzuch bym urodziła łożysko, a potem mnie uspali. i czyścili. Nawet nie wiem jak mój Adaś dokładnie wyglądał:( Mam do siebie pretensje, że nie zmusiłam ich by go ratowali. Wogóle to rodziłam w sali zabiegowej, nie przewieźli mnie nawet na porodówkę. Mój synek umierał sam na zimnej szafce. Przecież w moich ramionach byłoby mu lepiej, cieplej...Zdaję sobie sprawę, że nie mniał większych szans na przeżycie ale przecież zasługiwał chyba na godną śmierć.... Nigdy sobie tego nie wybaczę.... ------------------------------------------------------------------- Fasolka 5tc 12.2007, Fasolka 5tc 04.2008, Adaś ur.zm.w 23tc. 27.01.2009r "Tak bardzo chcę być z Tobą, czuć Twego serca bicie, za każdą z takich chwil oddałabym całe życie&
|