Wczoraj byłam w Warszawie,trudnoi było jechać tam,gdzie moje dziecko się urodziło i przeżyło ponad połowę swojego życia. Mogłam ominąć te miejsca,ale chciałam przejechać obok szpitala na Marszałkowskiej,popatrzeć w "jej" okno. Każdy krok po mieście przypominał mi życie Zyzi. "A bo tutaj,top byłam wtedy jak Zuzia to..". "Pamietasz tędy szliśmy jak Zuzia..."itd.Każde miejsce,w którym byłam przypominało mi dzień, kiedy tu byłam i co wtedy się działo w szpitalu. Myślałam,czy nie zajść na OIOM do lekarzy,ale nie wiedziałam,o czym z nimi rozmawiać,czy nas jeszcze pamiętają.
Tak bardzo ją kocham i wciąż tak bardzo tęsknię. Jutroi mija 7 miesięcy. Boże jak ten czas ucieka,a zdrugiej strony czuje jakby to była wieczność bez mojej kochanej Zuzalki.
Da się z tym zyć,ale jakim kosztem... "Śmiertelnie chore dzieci wiedzą, że umrą. Jest to wiedza nieświadoma ale kieruje ich postępowaniem. Ci, którzy żegnają się z nimi, mają przytępiony słuch. Jesteśmy głusi na przekazy umierających."
|