Ehh...tym razem mnie dopadły jakieś dołujące dni.Jestem zła...na Boga,że pozwolił,aby wypadki tak się potoczyły,że dał nadzieje na cud i w jednej chwili ją zdeptał.Odebrał. Odebrałam dziś wyniki i mimo spóźniajacego się okresu,nie jestem w ciąży,a wracając miałam stłuczkę(babka mi w d...e wjechała)no cóż.bywa. Tylko do jasnej ciężkiej cholery (deliktanie mówiąc),czy to,że pragnę szczęślwej rodziny,składającej się nie tylko ze mnie i męża,to tak dużo??? Ta ciągła tęsknota za Zuzią,której już nikt nie zmaże...ta pustka po dziecku i za dzieckiem... Ja chyba za bardzo znów staram się być dzielna i wiem,że wyjdzie mi to bokiem,że przyjdą masakryczne dni.Ale jak tak codziennie być słabą po troszku,żeby nie być rozklejoną kobietą.Chcę żyż normalnością,która była,a której już mi nikt nie wróci. buuu,siedzę i ryczę, połykając łzy,które są niesmaczne.Tak średsnioo co jaki czas dopadają was megadoły?Chciałabym,żeby Bóg zszedł tu do mnie ze swojej chmurkowe krainy szczęśliwości i żebym mu mogła tak nagadać konkretnie.TYlko niech On mnie tam do siebie nie bierze w tym celu;/poczekam sobie.
Światełka dla naszych Świętych Dzieciaczków [*] "Śmiertelnie chore dzieci wiedzą, że umrą. Jest to wiedza nieświadoma ale kieruje ich postępowaniem. Ci, którzy żegnają się z nimi, mają przytępiony słuch. Jesteśmy głusi na przekazy umierających."
|