Ewelinko, Tomuś śnił mi się tylko dwa razy. Od jego śmierci uparcie twierdziłam, we wszystkich rozmowach, że gdybym tam była to tak by się nie stało, że znów poprosiłabym żeby tego nie robił, żeby mnie nie zostawiał, żeby został - a On by ze mną został i miałabym go dziś przy sobie. Byłam pewna że tak by było. Czułam też cały czas, że mój Synek ma do mnie jakiś żal. Wydawało mi się, że właśnie za to, że mnie tam nie było, że nie prosiłam i nie próbowałam go zatrzymać. Że w chwili gdy poczułam lęk o 6,30 że coś się dzieje, że coś jest nie tak, prosiłam Boga żeby oszczędził bólu i cierpienia mojemu Synkowi, a w chwili gdy o 7,15 poczyłam ciepło i spokój o Tomcia, jakiego nigdy wcześniej nie czułam, powiedziałam "dziękuje Boże" zamiast "nie rób mi tego, nie zabieraj go". Dużo dyskutowałam z mężem i znajomymi o tym. I wszystcy twierdzili, że takim zachowaniem tylko unieszczęśliwiam zmarłego, bo go tu trzymam i nie pozwalam mu cieszyć się nowym życiem. Jakoś tak naskoczyli na mnie, że i tak bym nic nie zmieniła, a nawet jeśli to jakie Tomuś miałby życie. Byłam wściekła, miałam wątpliwości, zastanawiałam się czy coś by dała moja obecność i długo nie mogłam usnąć. A kiedy usnełam, pierwszy raz przyśnił mi się Tomcio. Śniło mi się, że stałam na korytarzu, przed drzwiami do oddziału, były sklane, przezroczyste z drewnem - typowe szpitalne, popychane w obie strony. To nie były żadne znane mi drzwi ani oddział szpitalny, na którym bym była. Nigdy wcześniej nie widziałam kobiety, z którą rozmawiałam ani nikogo z personelu. Tłumaczyłam tej mamie, z którą stałam chorobę i stan Tomcia. Nagle podeszła do drzwi pielęgniarka z uśmiechem na twarzy i machneła na mnie ręką żebym przyszła. Odmachnełam, że już idę. Chciałam dokończyć odpowiedź na pytanie matki która ze mną stała. Nagle znów pojawiła się pielęgniarka, tym razem uchyliła drzwi popychając w moją stronę, i powiedziała "szybko", zamkneła drzwi i poszła. Przeprosiłam mamę i popchłam drzwi i weszłam w korytarz. Odruchowo, jakby z przyzwyczajenia, chciałam skręcić w prawo, ale pielęgniarka zawołała i pociągneła mnie w lewo. Zdziwiło mnie to i zaskoczyło, ale poszła. Zaczełam czuć że coś się dzieje, coś poważniejszego niż dotychczas bo to inna sala. Pielęgniarka poszła szybciej przodem, popchła duże podbójne drzwi, przeszklone ale ciemne, jak na blok operacyjny, one zamkneły się przede mną. Ja również je popchneła, oboma rękoma oba skrzydła na raz, otworzyły się do środka. Na środku stało łóżko, duże łóżko takie jak w gabinecie zabiegowym i na bloku operacyjnym, w poprzeg sali. Na jego środku siedział Tomcio. Za plecki podtrzymywała go pielęgniarka. Wkoło niego stały jeszcze trzy. Po prawej stronie dwie coś szykowały, po lewej dwóch lekarzy i anestezjolog, nie widziałam ich twarzy tylko plecy. Kiedy zobaczyłam Tomcia na środku tego łóżka, siedzącego... miał rurkę tracheo i monitor podłączony... był taki umęczony, zrezygnowany, smutny i nieszczęśliwy... nigdy go takiego nie widziałam... łzy napłyneły mi do oczu i poczułam ich ciepło na policzku... wpadając z rozpędem do sali widziałam to wszystko kątem oka, wpdłam tam z rozpędem krzycząc "nie rób tego Synku, nie zostawiaj mnie" i monitor się ustabilizował... podbiegłam do niego upadając na kolana, złapałam za maleńkie rączki i zaczełam je całować... wtedy znów usłyszałam wycie monitora, spojrzałam na Tomcia i na jego umęczonym buziaku pojawił się uśmiech, ten jego cudny uśmiech ... spojrzałam na monitor saturacja spadała ... popatrzyłam mu w oczaka proszą "zostań, nie rób tego", monitor ucichł a uśmiech zniknoł z jego twarzy... wtedy poczułam, że on tego chce ale beze mnie nie odejdzie... całowałam rączki i łzy mi ciekły... popatrzyłam na niego, miał takie błagalne spojrzenie... i wtedy powiedziałam "kocham Cię Synku, idź swoją drogą, jeśli ją właśnie wybrałeś, ja sobie poradzę... on się uśmiechnoł, ja spóściłam głowę, kręcąc nią na boki i zacisnełam mocno zęby .... monitor wył, saturacja spadała 87, 67, 47, 20, 2 i nic... na jego twarzy był uśmiech, radość, szczęście i spokój .... potem się obudziłam.... Poszłam na cmentarz, i powiedziałam Tomciowi, że dotarło do mnie to co chciał przekazać, że rozumiem, i nauczę się cieszyć jego wyborem, choć ciężko mi się z nim pogodzić, ale będę się starać.
Kilka dni później strasznie chciałam go przytulić. Snił mi się znowu. Był śliczny, tak ubrany jak go ubrali do pochówku. Był zawieszony gdzieś w powietrzu, przede mną, blisko ... ale nie mogłam go dotknąć ani przytulić, mogłam tylko patrzeć i wspominać jak to kiedyś robiłam, czułam jego ciepło i oddech na szyi ale on wciąż był przede mną. Wiem, że z tym również muszę nauczyć się żyć.
Ewelinko, dużo myślałam o tym co ci odpisać i nic nie przychodziło mi do głowy, po za tym co opisałam wyżej. I za każdym razem kiedy chciałam ci to napisać dzwonił telefon z życzeniami. Dałam sobie więc spokój i postanowiłam, że odpiszę jutro. Gdy dzisiaj się obudziłam wiem co mój Synek chciał ci powiedzieć.
Ty cały czas żyjesz w przekonaniu, że nie zrobiłaś wszystkiego co magłaś zrobić, że popełniłaś gdzieś błąd, że coś przegapiłaś. Że gdybyś zabrała Zuzię do szpitala, albo raczej nie zabrała jej ze szpitala do domu, gdyby był przy niej lekarz i pielęgniarki w tamtej chwili, to ona by dziś żyła. Byłaby z Tobą, a ty byś teraz nie rozpaczała. Poszłybyście na spacer i byłoby jak w marzeniach. Mój Tomek pokazał Ci co by się stało, gdybyś była z Zuzią w szpitalu - bo to właśnie rozważasz w mózgu. Prawda? Zuzia też próbowała ci to przekazać, ale jej nie słuchasz. To i tak by się stało, Ewelinko, nie zależnie od tego czy Zuzia byłaby w szpitalu czy z Tobą w domu to i tak by się stało. Ona Cię kocha, i ciężko jej patrzeć jak się męczysz z jej decyzją. Idź na cmentarz podagać z córcią.
Ewelinko, to co teraz napisze może zaboleć ale to rzeczywistość. Tracheo wykonuje się na ludzich wpisanych w grupę ryzyka anestezjologicznego A4/ A5 (jak mój Tomek, żywy który może stać się w każdej chwili umarłym a nie da się go intubować) i A5 (umarły, którego nie można zaintubować). Tracheo to ostatnia deska ratunku aby żyć, wykonuje się ją jako ostateczność utrzymania pacjenta przy życiu, do utrzymania na tym świecie. Tracheo to zabieg na umarłym, aby ściągnąć go na ziemie. Tracheo ma fatalne skutki uboczne i jest ostatecznością gdy nic już nie działa, gdy wszystko zawiodło.
Pozdrawiam buleczka
Mama Tomcia (22.06.2007 - 14.02.2008) http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl
|