Ja do tego "szarzenia" mojej Zuzi juz sie tak przyzwyczaiłam,że było to dla mne naturalne,ze tak jest.Boże jak ja nie widziałam,że ona wtedy cierpi,bo nie ma co ukrywać,że się po prostu dusiła.A ja wtedy do niej spokojnie mówiłam,już sama wiedziła,że trzeba wziąć ambu i troszkę jej pomóc w tym oddychaniu.Nie myślałam wtedy,że jejt jej źle...Dopiero jak wracałam ze szpitala do domu,to łapał mnie mały dołek,jak pomagałam jej z dłuższych ataków wychodzić...Może za długo jej kazałam być z nami,może za mało szukałam lekarzy. Może...nie znoszę tego słowa "Śmiertelnie chore dzieci wiedzą, że umrą. Jest to wiedza nieświadoma ale kieruje ich postępowaniem. Ci, którzy żegnają się z nimi, mają przytępiony słuch. Jesteśmy głusi na przekazy umierających."
|