Ja mogłam brać Tomcia na ręce kiedy tylko chciałam i moje dziecko żyło jak każde inne tyle tylko że jadł przez rurkę a drugą miał w nosku... ta zielona rurka na zdjęciu wetknięta w nosek Tomcia zapewniała mu własny oddech, wystarczyło tylko że miał jąw nosku i oddychał samodzielnie ... ale jeśli tylko się trochę wysuneła,a mój Syncia się rozpłakał albo usnoł w tym czasie, to natychmiast Tomcio się podduszał językiem... miał na stałe podłączony jedynie pulsoksymetr do pomiaru saturacji, ale to tylko światełko na palcu, które Tomcio uwielbiał oglądać i którym lubił się bawić.... dla mnie ten respirator był jak marzenie.... dla tego niechcieli nas wypisać do domu.... tracheo miało zapewnić dostęp do respiratora i wykonanie prostej operacji - korekty żuchwy... a skończyło się tragedią... buleczka