Ja patrzyłam przez prawie cztery miesiące jak moje dziecko umiera i ożywa... i stało się to dla mnie taką rutyną jak zmiana pampersa.... zawsze "odłapywali go" a on wracał na własny oddech... gdyby nie to już dawno Tomciu by nieżył... ja zawsze błagałam "dziecko ty moje jeszcze nie teraz, nie teraz, następnym razem ale nie teraz"... śniło mi się że on prosi bym pozwoliła mu odejść... śniło mi się nawet że Matka Boska prosiła bym pozwoliła mu odejść bo cierpi a u niej będzie bezpieczny... ale jak widziałam jak robi się siny i ma ten cudowny uśmiech na twarzy, a jego serduszko przestawoło bić... nie potrafiłam go "puścić na tamten świat"... wiem że gdybym tam była też bym mu nie pozwoliła odejść, choć po tracheostomii sama mu powiedziałam że jeśli cierpi to może odejść a ja zniosę jakoś tą rozłąkę dla jego szczęścia... ty patrzyłaś na dziecko pod respiratorem ... tyle tylko że mojego Tomcia nie dało się podłączyć pod respirator a wiedziałam od początku że jeśli po reanimacji mój Syncio nie wróci na własny oddech to umrze - nikt nie potrafił go zaintubować a tracheo graniczyło z cudem ... buleczka