W dość przewrotny sposób przy przegranych narodzinach spełniają się słowa z Biblii, iż temu kto ma będzie przydane, zaś temu który nie ma, zostanie odebrane nawet to niewiele. Kiedy kobieta rodzi zdrowe dziecko wszyscy wokół niej się krzątają, może mieć obok siebie bliską osobę, dostaje całą życzliwość personelu, wybiera czy poród w wodzie, czy na piłce, czy przy muzyce. A na koniec wielka nagroda: głośny krzyk i zdrowe, różowe bobo, położone na brzuszku, przystawione do piersi. Łzy dumy jej mężczyzny. Paczka z podarkami od firm farmaceutycznych. SMSy od przyjaciół z gratulacjami. Jest MAMĄ.
Gdy kobieta rodzi martwe dziecko, lub dziecko skazane na śmierć – to wszystko jest jej zwykle zabrane. Rodzi sama, gdzieś w pustej sali, personel omija ją szerokim łukiem, unika jej wzroku, pytań, łez... Często pozbawiona możliwości choćby jednego przytulenia własnego dziecka, choćby nawet zobaczenia go. Przyjaciele nie dzwonią, wszyscy wokół milczą, mąż może wejść tylko w porze odwiedzin. Leży obrócona twarzą do ściany dusząc łzy w poduszkę, gdy na łóżkach obok inne kobiety karmią swoje maluszki i martwią się czy ubranka jakie kupiły będą pasować. Nikogo nie obchodzi ani imię jej dziecka, ani nabrzmiałe pokarmem piersi. Jej maleńkie szczęście albo już odeszło, albo jest w drodze na drugi brzeg. Dla nikogo nie jest MAMĄ.
Dlaczego śmierć tak strasznie oddziela szklaną ścianą od zwykłego życia, dlaczego tak trudno po prostu być obok, tak trudno zrozumieć?... sylwia k-g http://juliabarbaragoszcz.pamietajmy.com.pl/index.php?m=Obituaries&a=Detail
|