Jakbym czytała o sobie!
3 miesiace po śmierci Martynki okazało się na usg piersi (też prawej!), że mam jakiegoś guza o zmiennym echo itp. Pamietam jak dzwoniłam do mamy i płakałam, że za dużo tego wszystkiego. Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Od razu pomyślałam o nowotworze, bo przecież dlaczego ma być dobrze, skoro dziecko mi zmarło. Lekcja, jaką odebrałam, nauczyła mnie że los nieczęsto daje prezenty. A jednak.
Dostałam skierowanie na onkologię. Poszłam na miękkich nogach. Na szczęście trafiłam na mądrą i doświadczoną starszą panią doktor. Zamiast biopsji (która zawsze niesie pewne ryzyko "rozjuszenia" stwora) zaproponowała wpierw kurację mastodynonem. Po trzech miesiącach nie było śladów po guzie.
Wiesz, możliwe, że czeka cię podobna historia do mojej - mam taką nadzieję. Być może to, co znaleźli u ciebie, to kwestia burzy hormonalnej, jaką przechodzisz nadal po porodzie, być może zatrzymywano ci laktację, nie wiem. Mastodynon w takich sytuacjach to nieoceniony lek. Wiele razy już go testowałam na sobie - i zawsze pomagał.
Powodzenia, z całego serca!
|