Doskonale Cię rozumiem. Wiem, co czujesz. Ja przeszłam prawie to samo. Bezgranicznie zaufaliśmy z mężem lekarzom. Poród zaczął się normalnie, wszystko było pod kontrolą. Tylko nie wiadomo czemu nagle spadło gwałtownie tętno, zabrali mnie na cesarkę, ale było za późno dla mojego Mateusza...Też twierdzą, że nie wiedzą, jak to możliwe. Dziecko nie było owinięte pępowiną, wszystkie badania histopatologiczne były w porządku, podobnie sekcja zwłok. Lekarze rozkładają ręce. Nie potrafią nam wytłumaczyć jak to możliwe żeby umarło zdrowe dziecko. Kiedy mnie przyjęli do porodu wody płodowe były już zielone. Według mnie powinni bardziej uważać na to tętno, ale niestety...teraz już nic nie pomoże mojemu synkowi...nie będzie go z nami już...tylko w pamięci i sercach naszych. Nie miałam okazji nawet go przytulić. Widziałam go tylko i wyłącznie dzięki uporowi mojego męża, ba ja sama strasznie się bałam. Poszłam powitać i pożegnać synka w kaplicy cmentarnej, mieliśmy tylko kilka minut...Rozumiem Cię. W naszym przypadku rutyna wzięła górę nad lekarzami. coraz częściej widać lekarze nie patrzą na pacienta indywidualnie...bardzo mi przykro, że nie masz przy sobie swojej dzieciny Światełko dla wszystkich Aniołków [']['][']
|