Na dobitke,wczoraj wieczorem dostałam smsa od koleżanki,że znów wylądowała z dzieckiem w szpitalu i mężowi zebrało się na poważną rozmowę...Usłyszałam,że dopóki się nie zmienię dziecka nie będzie,a on nie wytrzymuje już mojego zachowania.Powiedział,że chciałby,abym była jak kiedyś spokojna,zadowolona z życia. No cóż...chyba nierealne.To zycie za bardzo mnie zmieniło.Zszarganych nerwów się nie zregeneruje.To dziecko jest dla mnie nadzieją na lepsze jutro,na usmiech. Poczułam się,jakbym nie miała po co dalej z nim być. Pierwszy raz czuję,że nie wiem,co robić.Po prostu nie wiem.Obawiam się,że zaczyna się agonia naszego małżeństwa,nie przetrwamy chyba tej trudnej próby. :(((((((((( "Śmiertelnie chore dzieci wiedzą, że umrą. Jest to wiedza nieświadoma ale kieruje ich postępowaniem. Ci, którzy żegnają się z nimi, mają przytępiony słuch. Jesteśmy głusi na przekazy umierających."
|