Dziś pewien człowiek,a raczej głaz a nie człowiek,rozłożył mnie na łopatki...Beszczelny piecdziesięciokilkuletni szanowny pan profesor. POszłam poprosić o wyznaczenie terminu zaliczenia,oczywiscie zostałam zbesztana,ze 3 terminy byly w czerwcu i 1 we wrzesniu (o tym ostatnim nie wiedziałam),tak więc próbując sie sprawiedliwić,tłumaczę szanownemu panu,iż moje nieobecności nie wynikały z lenistwa i mojegpo widzi mi się,tylko miałam chorą córkę, na co on,uwaga...że jego nie interesuje choroba mojej córki,bo on nie jest od zbawiania świata, a poza tym profesorowie w holandii zarabiają szesc razy tyle co on,a maja po 10 studentow,a nie 350,że lekarze strajkują,bo za mało zarabiają więc on też zacznie.Odpowiedziałam mu spokojnie,choć wszystko we mnie buzowało,że niestety,ale systemu nie zmienię. Zaczął kolejne swoje filozofie i w końcu mu je przerwałam pytając,czy wyznaczy mi termin egzaminu,czy nie?NIe dałam rady już zapytać grzecznym spokojnym tonem,no cóż...zobaczymy. Pójdę na skargę do dziekana,w jaki to sposób traktuje się studenta.Jeżeli uważał,że nie mogę przez nieobecności zaliczać,to ok,nie miałabym pretensji.Wystarczyłoby tylko powiedzieć.Choć mam pisemne poparcie dziekana o możliwośc zaliczania,mmimo nieobecności.To ćwok nawet nie chciał spojrzeć.wrrr,ale mógł mnie wkurzyć.Nawet mu dowidzenia nie powiedziałam,bo ciągle miałam w głowie "nie obchodzi mnie choroba pani córki", niestety to nie była zwykła angina i nie mogłam zostawić jej z babcią, a ciekawe czy on po śmierci swojego dziecka by tak chętnie wróciła do pracy i super by mu szły prace naukowe.No i znowu się z tych nerwów rozpłakałam:( ehh... "Śmiertelnie chore dzieci wiedzą, że umrą. Jest to wiedza nieświadoma ale kieruje ich postępowaniem. Ci, którzy żegnają się z nimi, mają przytępiony słuch. Jesteśmy głusi na przekazy umierających."
|