Ewelinko zrobiłaś wszystko. Zuzia odeszła w piękny sposób, z uśmiechem na twarzy, z wyrazem głębokiego spokoju...gdy o tym opowiadałaś mi widziałam i teraz widze tą minkę... Ja do dziś nie dopuszczam myśli, że Matuś jest cięzko chory. Gdy lekarz do mnie mówił o tym wszystkim i jednoczesnie dawał mi wypis ze szpitala z "instrukcją dalszego życia" miałam uśmiech na twarzy i powiedziałam mu, że jestem szczęśliwa. Spojrzał mi gęboko w oczy, potem odwrócił głowę i cicho powiedział, proszę natychmiast dzwonić do mnie gdy stan się pogorszy. Oboje wiedzieliśmy, że do mnie to nie dociera. Że dla mnie powrót do domu to jak wyzdrowienie. I to mi pomaga wstawać rano, brać Matuśka na ręce i cieszyć sie kolejnym dniem. Leki to przykry punkt dnia. Czekanie na kupę, analizowanie jej, krztuszenie sie, płacz z bólu...to wciąż wypycha myśli zakopane na dnie. Nie wiem co przyniesie jutro... Ale gdy nagle coś we mnie pęka mysle o Tobie, o dzielnej Ewelinie, mamie dzielnej Wojowiniczki-Królewny Zuzanki. Dodajesz mi sił. Gdy mati płacze, nie chce leków, nie chce dać się dotknąć przytulam go i mówię: synku zawołajmy Zuzankę, ona nas przytuli i doda nam sił. Wiem, że Zuzia odwiedza nas, daje kuksańca Maciowi i mówi stary nie łam się, wszystko bedzie tak jak ma być. Nie wiem co przyniesie jutro. Ale życze sobie tyle sił ile Ty miałaś Ewelinko, i żebym zrobiło tyle co Ty. Przytulam mocno:) Monika - mama Macia - Żółwiczka 22.02.2007r.
|