nie wiem skad masz taka informacje,że w domu się dziecka nie reanimuje.NIe robią tego lekarze z hospicjum,ale my rodzice mozemy wezwać pogotowie. Mojemu mężowi sama pielęgniarka wyrwała telefon i gadała z pogotowiem.A widok mojej Zuzi odchodzącej do lepszego świata,był dla mnie w tamtym momencie lżejszy,niż jak przychodziła na ten nasz świat. Bo jak przyszła,to wyjęli ze mnie tylko jej ciałko,a duszyczka dopiero po chwili dołączyła i nie była wtedy tak uśmiechnięta i spokojna, niż w chwili gdy odchodziła,yen uśmiech...to mocne wtulenie się do mojego serca...Za to jestem jej bardzo wdzięczna,że tak pięknie się ze mną pożegnała.Nasza córeczka nie cierpiła umierając,trwało to bardzo szybko, a reanimacja nie dawała rezultatu, przez 45 minut tylko prosta linia na wydruku, 10 dawek adrenaliny i nic. A ja jej nie prosiłam,żeby wracała,bo miałam w głowie ten uśmiech... po wyjściu z domu zespołu reanimacyjnego po kilku minutach już była pielęgniarka z hospicjum i nasz opiekun duchowy. POmogli nam pożegnać się z Zuzią, umyłam ją, uczesała,założyłam różową sukieneczkę,jak na królewewne przystało,rajstopki w kolorowe paseczki,niebieskie buciki,i czapeczkę,żeby zakryć ślad po rurce tracheo założyłam jej chusteczkę z błyszczącymi cekinkami,bo królewna musi błyszczeć. Gdy przyjechała zakład pogrzebowy po około 1,5 godzinie, sama zniosłam ją do samochodu i poprosiłam,żeby nie zapinali tego plastykowego worka,że wiem,że muszą,ale niech to zrobią za chwile,jak odjadaą kawałek i jak ja już nie będę patrzyła. NIe mieli z tym problemu. W tej całej sytuacji na prawde się cieszę,że mogłam widzieć jak moje dziecko rodzi się dla Nieba i w końcu oddycha...
Dziś mam gorszy dzień,płakać mi się chce. "Śmiertelnie chore dzieci wiedzą, że umrą. Jest to wiedza nieświadoma ale kieruje ich postępowaniem. Ci, którzy żegnają się z nimi, mają przytępiony słuch. Jesteśmy głusi na przekazy umierających."
|