Myślałam że jestem silna.Nie jestem. 04.02.14 po nawrocie i 17 godzinach walki zaniechali dalszej reanimacji...Moj piękny silny niemal dwumetrowy Synek zmasakrowany chorobą i lekami odszedł.A ja mu cały czas tłumaczyłam żeby wytrzymał,że damy rade,ze jeszcze tylko trochę...że ,,po TYM" wszystko go czeka...już nawet nie pytam dlaczego?sensu nie widzę...nie mogę spać od sześciu tyodni,budze się codziennie sama o 4 rano( godzina śmierci Pawełka), wszystko pamiętam z Oiomu,każdą minutę,każdy podsłuchany komentarz lekarzy,anastezjologów,chirurgów,kardiologa...i Pawła twarz.Tu po wpuścili mnie żebym mogła się pożegnać.Całe szczęscie że mój mąż przyjechał 2 godz.później-nie zniósł by tego .Zobaczył go umytego ,spokojnego,bez krwi i tego cierpienia,które cały czas pamiętam.Psychiatra zaleciła silniejsze leki, ksiądz poradził ,,zrobienie" sobie kolejnego dziecka...a ja cały czas myślę o Pawle i wącham jego ubrania,szukam śladów w domu, ryczę,ryczę,ryczę...zanim młodszy synek wróci ze szkoły a mąż z pracy.Nie moga zieść mojego płaczu.Dla nich muszę być silna i spokojna.Nie jestem.... Ewa: mama Frania 11 l i Aniołka 14tc i Aniołka Pawełka 17l(zm.04.02.14)
|