Kiedy z początkiem roku zobaczyłam na teście ciażowym dwie upragnione kreski to nie bylo na swiecie drugiego tak szczesliwego człowieka. Od poczatku mialam typowe objawy ciazy, ale cieszylam sie, bo byl to dla mnie znak, że moje Maleństwo jest ze mna i na pewno sie rozwija. Po badaniu u lekarza w 7 tyg stwierdzono, że Fasolka jest troszke mniejsza niz wynika to z długosci ciązy, ale lekarka powiedziala ze wszystko jest dobrze możliwe ze ciaza jest młodsza. w oczekiwaniu na kolejna wizyte (za miesiac) czekałam wsłuchujac sie dokladnie w swoje cialo. Czekałam, bo wtedy mialam uslyszec serduszko mojej Kruszynki. 5 dni przed kolejna wizyta zaczely sie plamienia i bole brzucha. Po jakims czasie kiedy bol nie slabl a wrecz przeciwnie nasilal sie pojechalam do szpitala. Tam lekarz oznajmil mi najgorsze co moglam uslyszec "niestety pani ciaza nie rozwija sie prawidlowo, a poronienie jest w toku". Zalecil zabieg lyzeczkowania nie widzac juz nadziei dla naszego Dziecka :( Jeszcze tej samej nocy bylam juz sama, a moja Perełka odeszła w 10 tyg ok godz 21:40... Dziś mija tydzień od tego zdarzenia. To wszystko tak bardzo boli i mam wrażenie ze juz zawsze bedzie bolec. Siedze i mysle kim by byla, chłopcem czy moze dziewczynką, podobna do mnie czy do meza... Ale juz nigdy sie tego nie dowiem :( Moj Aniołek jest juz w niebie, a mi tak bardzo go brak.. Ten kto tego nie przezył nie jest w stanie zrozumiec tego bólu... KOCHAM CIĘ moja mała Kruszynko (*15.02.2014.*) Zawsze bedziesz w moim sercu... Twoja Kochająca Mamusia natalia
|