Kochani, opiszę Wam teraz całą naszą historię dla podtrzymania na duchu tych, którzy
jeszcze nie są ziemskimi rodzicami. Pamiętam jak mi jeszcze rok temu pomagały takie
opowieści i dawały nadzieję.
Emil urodził się w sierpniu 2010 przez cesarskie cięcie,
uratowano go dosłownie w ostatniej chwili, szybka cesarka po złym wyniku ktg. Już w ciązy
wiedzieliśmy że będzie chory, stwierdzono wadę serca (za grube ścianki), na pierwszym
badaniu genetycznym jego przezierność karkowa wynosiła aż 9mm, więc było wiadomo,że coś jest
nie w porządku. Liczyliśmy się z tym, że będzie miał Zespół Downa albo Edwardsa, ale
kariotyp okazał się prawidłowy, odetchnęliśmy na chwilę a potem zdiagnozowano tą wadę serca.
Mimo tego rozwijał się dobrze, aż do 38tc, kiedy jego stan tak nagle się pogorszył.
Rzeczywistość przerosła nasze najgorsze obawy: po urodzeniu zdiagnozowano u niego jeszcze
białaczkę wrodzoną, chorobę tak niesamowicie rzadką, że większość lekarzy jeszcze się z nią
nie spotkała u noworodka. Emilek nie oddychał sam, jego stan był bardzo poważny, mimo
wszystko walczył dzielnie, po ok. 6 tyg nastąpiła poprawa, odłączono go od respiratora,
wreszcie mogliśmy wziąć go na ręce i przytulić, przeszedł pomyślnie pierwszą serię
chemioterapii, ale później jego stan się znacznie pogorszył, nerki odmówiły posłuszeństwa,
wdała się sepsa i odszedł od nas po 67 dniach. To był taki straszliwy czas, ze teraz gdy
o tym myślę to mam wrażenie jakbym oglądała film z sobą w roli głównej, tak chyba moja
psychika broni się przed tymi emocjami. Ale przeżyliśmy tez piękne chwile z naszym Synkiem,
cieszę się że mogliśmy z nim rozmawiać, przytulać go i dac mu odczuc jak bardzo go
kochamy. Dość szybko zdecydowaliśmy się na następną ciążę, nikt nie mógł nam dać
gwarancji na zdrowe dziecko,ale lekarze mówili, że wady Emila były tak rzadkie, że to
niemożliwe, żeby się to jeszcze raz powtórzyło. Baliśmy się jednak, że następne dziecko
będzie może miało jakąś inną chorobę, że jakoś już jesteśmy obciążeni...Zresztą nie muszę
Wam tłumaczyć co się czuje i jakie to są obawy, bo dobrze to znacie. W ciążę zaszłam dość
szybko, jeszcze przed zrobieniem testu ciążowego napisałam w dzienniku, który pisaliśmy w
formie listów do Emila, że chyba będzie miał siostrzyczkę i że nazwiemy ją Nina i żeby się
nią teraz dobrze opiekował i pilnował żeby była zdrowa... I tak się rzeczywiście stało.
Cała ciąża bezproblemowa (oprócz lęku jak to będzie, ale z każdym kolejnym badaniem byliśmy
coraz spokojniejsi, że Mała jest zdrowa). Miałam zaplanowane cięcie 11 dni przed
terminem, 16.11, o 7 mieliśmy być w szpitalu, potem różne formalności i czekanie kilka
godzin pod kroplówką (byłam trzecia w kolejności). Gdy już trafiłam na salę operacyjną
wszystko poszło bardzo szybko, usłyszałam najpiękniejszy głos w życiu: oburzony kaszel
Córeczki a potem wielki wrzask (Emilek nie oddychał po wyjęciu z brzucha), pokazali mi ją na
chwilę taką biało/niebieską a potem przystawili jeszcze buzię do twarzy. Ona krzyczała cały
czas skrzywiona, a ja płakałam i to był najpiękniejszy moment w moim życiu. Na korytarzu
czekał mąż i też się rozpłakał na jej widok. Po ok.dwóch godzinach przywieźli nam ją
przebadaną do sali, tak słodko wyglądała w za dużej czapce (a wydawało mi się wcześniej że
będzie chyba za mała). Od soboty jesteśmy już w domu i jest wspaniale. Nina je, śpi,
robi minki, chyba jej tu z nami dobrze. Ale nawet gdyby cały czas płakała itp, to i tak
byłoby wspaniale, bo najważniejsze że jest zdrowa! Wiecie co mam taką jakąś pewność, że
już tak zostanie. Myślałam, że cały czas będe obserwować, czy oddycha, czy aby wszystko ok,
ale jest taka silna i aktywna (szczególnie gdy porównam ją do brata), że się nie boję.
Kupiliśmy nawet monitor oddechu, ale nie wiem czy będziemy go używać... Pewnie wielu z
Was zastanawia się jak to jest z kochaniem drugiego dziecka i ewentualnym poczuciem winy
wobec pierwszego. Emil to Emil, a Nina to Nina, dwa odrębne byty, każde z nich ma w swoim
sercu odrębne miejsce. Cieszę się, że Emil ma siostrzyczkę a Ninka brata. Mam nadzieję że
doczekamy się jeszcze trzeciego dziecka (zapytałam lekarza operującego jak tam stan mojej
macicy, powiedział, że w porządku). Ale narazie cieszymy się naszą Niną i zwykłym spokojnym
domowym życiem i wierzymy że Emilek tez tu z nami jest i cieszy się razem z nami. Drodzy
Rodzice nie traćcie więc nadziei na ziemskie dzieci, jestem najlepszym przykładem na to, że
to możliwe. Mama Emilka (12.08-19.10.2010) i Niny (ur.16.11.2011) Mimbla7
|