U mnie to było
tak może to przesąd ale ja mam zawsze pechowe 7ki w rodzinie szczęśliwie się zaczynają a
pechowo kończą,pierwszą wizytę wtedy miałam na 27 sierpnia a termin na 27 marca. Mam do mnie
mówiła nie idz tego dnia bo zle się dla ciebie to skończy,oczywiscie to mógł być zbieg
okoliczności ale potem będąc w ciąży tak jak bym nie czuła tego że będe wozić moje dziecko w
wózku,śniło mojej mamie się wtedy martwe dziecko,dzwoniła do mnie z Niemiec a mnie się śniło
że urodziłam również dziecko i ono się nie ruszało a ja się kłóciłam z mamą i jej
rzuciłam,potem coś strasznie ciągneło mnie do Kościoła by chodzić codziennie by pomodlić się
by dziecko urodziło się zdrowe,oczywiście stwierdziłam że chyba przesadzam,pomyślałam że
każdy u mnie w rodzinie traci pierwsza ciąże tylko nie ja bo jestem przy końcówce. W 35tc
byłam na podtrzymaniu,pytali czy się nie pmyliłam bo ciąża jest duża jak na swój wiek ale
miałam beta hcg,powiedziano mi że ciąża jest donoszona ale muszę wytrzymać tydzień,kiedy
wyszłam ze szpitala w nastepnym tygodniu poszłam z mężem i siostra zapisać ją na
bierzmowanie i tam poczułam mocnego kopniaka,kiedy wróciłam do domu coś pachwiny zaczeły
mnie boleć i mówiłam to teściowej ale ona że jest za wczesnie by to było to,poczułam się
bardzo zmęczona i poszłam spać a na drugi dzień moje przeczucia się sprawdziły. Przy
kolejnej ciąży tak jak pisałam bałam się że dziecko się zaklinuje ale inni twierdzili że
przesadzam bo jestem przewrażliwiona ze wzgledu że straciłam córeczkę ale znów się
sprawdziło:( Na szczęście mały jest bardzo silny. Mama Natalki ur/zm 05.03.2010i Damianka
ur.14.06.2011 D.Czekaj
|