Witajcie,
bardzo dawno tu nie zaglądałam - chyba chciałam uciec od problemu i zapomnieć o przeżyciach związanych z WPP u mojego Piotrusia. Moniko nie wiem czy Cie to pocieszy czy nie (pewnie nie, bo co to za pociecha), ale my też mieliśmy przeprawy z lekarzami i ciągłe podejrzenia różnych innych rzeczy. Może pamiętasz - mój Piotrek był operowany zaraz po urodzeniu na WPP.Co prawda z w czaasie ciąży jedna z lekarek powiedziała, że mały to ma 5% szans na przeżycie... ale okazało się że nie zupełnie miała rację (ale to opowieść na inny raz). Po 6 miesiącach wrócił na stół operacyjny - ponownie przecisnął się żołądek do płuc, tym razem przez otwór przełykowy. Kolejna operacja. Po drugiej operacji, raptem po 2 miesiącach, trafiliśmy do szpitala z podejrzeniem padaczki. I znowu się zaczęło badanie, badanie, badanie i podejrzewamnie kolejnych dziwnych rzeczy. Wreszcie pani chirurg stwierdziła, że trzeba będzie operować. Miałam już dość - zwłaszcza że mały nie miła żadnych objawów, które by wskazywały na jakieś powikłania czy nawroty. Zaczełam szukać pomocy na własną ręką - wizyta u innego chirurga po znajomości. Ten kazał poczekać z decyzją. Chwyciłam się tej informacji jak tonący brzytwy i ... jeszcze pływamy :) Mały rozwija się bardzo dobrze, co prawda ostrożnie podchodziłam do decyzji, że nie dam go operować po raz kolejny. Były jeszcze badania, między innymi badanie refluksu (rurka do żołądka na 24 godziny). Niestety mały nie dał sobie założyć rurki, w końcu pani doktor powiedziała, że to nie ma sensu, bo najprawdopodobniej mały ją i tak wyciągnie w ciągu dnia (a to badanie poniże chyba 12 godzin jest bezsensowne) i kazała nam iść do domu. Podobnie sprawa się miała z padaczką - jak pani doktor zaaplikowała nam silne leki przeciwpadaczkowe i nie za bardzo chciała mi wyjaśnić konieczność ich stosowania wkurzyłam się. Poszłąm do kolejnych dwóch lekarzy skonsultować diagnozę - jakież było zdziwienie pana doktora, któremu pokazałam wyniki wszytskich badań małego z pieczątką lekarza kierującego. Komentarz brzmiał: "wie pani, ja wiem kto te badania zlecał". Moja odpowiedź: "ja też wiem, że to pana koleżanka ze szpitala". Gościa chyba to rozwaliło. W końcu na moje pytanie czy swojemu dziecku mając takie wyniki badań i swoją fachową wiedzę (bo ja to laik jestem)zaaplikowałby takie leki, odpowiedział, że NIE (przede wszystkim obserwowałby, a gdyby miał pewność dopiero włączyłby tak obciążające leczenie!!!). Niestety dla wielu lekarzy nasze dzieci to kolejne przypadki, na których uczą. Czasami dobrze jest dać sobie a przede wszystkim dziecku nieco odpocząć, zwłaszcza, że to my rodzice obserwujemy nasze dzieci każdego dnia (a nie lekarze przez 5 minut na obchodzie czy wizycie lekarskiej). U nas jak do tej pory się sprawdza. Pozdrawiam i trzymama kciuki za dobre decyzje Marzena
|