dlaczego.org.pl  
Forum dlaczego.org.pl  >> STRATA DZIECKA
Nie jesteś zalogowany!       

Tyle łez wylanych, tyle marzeń straconych...Łucja (12.09.2016)
Mako  
13-10-2016 12:43
[     ]
     
W sumie to nie wiem dlaczego to wszystko spisuję. Chciałabym zapomnieć o tym całym koszmarze, ale wiem, że jest to niemożliwe. On zawsze we mnie będzie i zawsze pozostanie ten strach, że znowu będę musiała pochować dziecko.

Od początku były problemy. Staraliśmy się bezowocnie o potomka przez ponad rok. Okazało się, że nie mam owulacji. Nie do końca wiadomo dlaczego, bo wyniki hormonów w normie a pęcherzyki nie dojrzewają. W styczniu 2016 roku dostałam lek, który wydawał się wybawcą dla osób w naszej sytuacji. W lutym 2016 w pierwszym cyklu stymulowanym clo udało się. 5 marca w 28 dniu cyklu zrobiłam test ciążowy a tam dwie kreski. Jakie było moje zdziwienie, że za pierwszym razem się udało. 7 marca wykonałam oznaczenie betaHCG – 121,3 a 9 marca – 245. Przyrasta ładnie. Jest nadzieja.
16 marca wybrałam się do dr, która potwierdziła ciążę, ale młodą – brak echa zarodka, ale pęcherzyk ciążowy jest.
20 marca (6 tyg) zgłosiłam się na IP z powodu plamienia. Jaka była moja radość gdy okazało się, że wszystko jest w porządku. Jest już nawet 2 mm zarodek z akcją serca. Na wszelki wypadek dostałam duphaston i odesłali mnie do domu z zaleceniem zgłoszenia się do mojego lekarza prowadzącego.
23 marca- wizyta u dr. Wszystko jest ok a zarodek ma 4,75 mm i bijące serce.
Niestety 25 marca (tuż przed Wielkanocą) dopadło mnie przeziębienie. Paskudny wirus. Męczyłam się chyba z tydzień a z kaszlem z miesiąc jak nie dłużej.

13 kwietnia zarodek miał już 23,87 mm i wszystko było ok.
27 kwietnia – miało być usg genetyczne. Niestety nie dostałam opisu usg, ale dr mówiła, że wszystko jest w porządku, ale maluch jest za mały (42 mm) żeby coś zobaczyć i trzeba przesunąć badanie na później.

10 maja pojawiło się brązowe plamienie. Na IP powiedzieli, że wszystko ok i tak się czasem dzieje.

11 maja – usg genetyczne. Z niego też nie mam opisu. Z dzieckiem (6 cm) wszystko ok, ale to plamienie zostało spowodowane krwiakiem w macicy i muszę leżeć.

1 czerwca dowiedziałam się, że krwiak się ładnie zmniejsza z 29 mm na 9 mm, ale dalej muszę leżeć.

18 czerwca zaczęłam czuć ruchy tuż nad spojeniem łonowym (19 tydz).

29 czerwca – wizyta u gin. Miałam nadzieję, że będzie to już usg połówkowe, ale dziecko jest ciągle za małe. Niby wszystko ok i w normie, ale usg za 2 tyg.

14 lipca – usg połówkowe. Szok i płacz. Okazało się, że dziecko ma guza – potworniaka krzyżowo-ogonowego i to dużego – 6 cm. Zostałam skierowana na usg w szpitalu.

15 lipca – usg prenatalne w szpitalu. Diagnoza się potwierdziła. Duży, bogato unaczyniony guz. Poza tym wszystko ok z dzieckiem i z przepływami.

18 lipca – echo serca na Agatowej. Pani prof. również potwierdziła guza, ale z sercem jest w porządku.
Na szczęście trafiliśmy na lekarza, który spróbuje dziecko uratować.

Pod koniec lipca i na początku sierpnia przeszłam obliteracje (zamknięcie) naczyń tego guza żeby tak szybko nie rósł, bo w 10 dni skoczył z 6 cm na 9 cm.
Niestety podczas drugiego pobytu w szpitalu okazało się, że pogarszają się przepływy naczyniowe. Nie są jeszcze tragiczne, ale nie wiadomo co będzie i jak szybko się pogorszą. Póki co ja zauważyłam zmianę w ruchach córki. Kiedyś to po zjedzeniu przeze mnie obiadu szalała a teraz zmusić ją do ruchów jest ciężko. Całą ciążę czekałam na te słynne kopniaki i w sumie zaznałam ich w bardzo małej ilości. Mąż nawet nie zdążył poczuć. Miałam coraz większe obawy, że się nie uda.
Mój stan zaczął się pogarszać. Dostałam silnych obrzęków nóg, które nie mijały po odpoczynku czy nocy.

23 sierpnia po usg kontrolnym trafiłam do szpitala z powodu pogarszającego się stanu dziecka. Posypały się przepływy a i ze mną wesoło nie było. Okazało się, że mam cukrzycę ciążową i nadciśnienie tętnicze indukowane ciążą – nadciśnienie, obrzęki, białkomocz. Przez uciążliwe obrzęki przestałam chodzić. Dużo leżałam i każdego dnia modliłam się żeby córka jak najdłużej wytrzymała. Serce córki się powiększyło. Pojawiło się wielowodzie. Ciężko było zawsze wyszukać tętno dziecka. Podłączali mnie 3 razy dziennie pod ktg, które nie było zadowalające. Pogarszało się.
Okazało się, że dziecko ma anemię. Prawdopodobnie przez tego guza. Hemoglobina 3. Przeszłam ciężki i ryzykowny zabieg wewnątrzmacicznej transfuzji krwi. Udał się i na szczęście nie doszło do powikłań.
Niestety radość długo nie trwała, bo ktg ciągle było kiepskie więc trzeba było zrobić jeszcze raz transfuzję podczas której okazało się, że jednak to nie wina anemii, bo hemoglobina ładna – 15.
Po tej drugiej transfuzji dostałam skurczy. Nie były one bolesne (50-60%), ale czułam je i wydawały mi się dość regularne. Na szczęście same przeszły bez interwencji lekarzy.

Z dnia na dzień coraz gorsze przepływy i coraz gorszy stan małej.
8 września po usg usłyszałam od profesora - „pojedziemy po bandzie i zrobimy cięcie za 10 dni”. Nie dawał gwarancji, że dziecko u mnie nie umrze.
9 września – kolejne usg i coraz gorsze przepływy. Ciągle czekamy.

12 września – 31 tydzień ciąży. W nocy z 11 września na 12 września nie mogłam spać. Nie dość, że latałam co chwilę do toalety to od 5 rano nie mogłam oddychać. Myślałam, że to Młoda pcha się na przeponę a to przez wielowodzie tak się działo. Nie myślałam, że to będzie moja ostatnia noc z córką.
Na usg zapadła decyzja o cięciu cesarskim „na już”. Chcieli dać Łucji jak największe szanse na przeżycie.
W ciągu godziny zostałam przygotowana do operacji i zabrana na blok. Tam tłum ludzi, bo trzeba było wstawić inkubator i całą jego obsługę. Miałam znieczulenie podpajęczynówkowe i operację zniosłam dobrze. Byłam przytomna, więc dzięki temu usłyszałam płacz mojej córeczki. Urodziła się o 11:03 i dostała 7 punktów, ale coś poszło nie tak i ten cholerny guz zaczął krwawić a był już wtedy ogromny – 13cm. Ona ważyła ok. 1200 g – hipotrofia. Ciągle miałam nadzieję, że się wszystko uda. Modliłam się cały czas.
Koło 13 przyszła do mnie dr i pokazała mi zdjęcia Łucji. Przesłała mi je na telefon. To jedyne zdjęcia, które mam po niej. Nigdy jej nie widziałam, bo trzeba było ją szybko przewieźć do innego szpitala na operację, której nie przeżyła. Zmarła o 20:35 po 40 minutowej reanimacji. 

Ostatnio zmieniony 28-10-2016 16:45 przez Mako

Re: Tyle łez wylanych, tyle marzeń straconych...Łucja (12.10.2016)
asia87  
13-10-2016 13:38
[     ]
     
Tak mi przykro kiedy dołącza do nas kolejna mama. Śmierć dziecka to najgorsze co nas może w życiu spotkać. Moja ciąża niby przebiegała książkowo, wszystko było ok, aż nagle straciliśmy naszego Synka w 26 tc. Szok, niedowierzanie, rozpacz i ciągłe pytanie - dlaczego to nas spotkało. Nigdy nie znajdziemy na to odpowiedzi... od śmierci Franusia minęło prawie 9 miesięcy. Nie wiem jak udało mi się to preżyć. Myślałam, że w dniu kiedy umarł mój Syn jak taż umrę, że pęknie mi serce albo zwariuję. Człowiek ma w sobie więcej siły niż jest to sobie w stanie wyobrazić. Ból i tęsknota nie mija nigdy, my uczymy się z niż żyć. Oswajamy ją z każdym dniem.

Jedyne co Ci mogę poradzić, co mi pomogło to dobre przeżycie żałoby. Ja przez 3 miesiące byłam w domu. Na początku mąż ze mną zostawał, później wrócił do pracy. Płakałam całymi dniami. Najczęściej jak byłam sama, żeby mężowi oszczędzić martwienia się o mnie i o mój stan. Ale płąkaliśmy też razem. Wręcz zadręczałam się myślami o moim synku. Po 3 miesiącach wróciłam do pracy było ciężko, bałam się spojrzeń, pytań.

Życzę Ci dużo siły. Jesteś dzielną kobietą. Twoja Córeczka nie chciałaby żebyś się załamała. Nasze dzieci zawsze będą z nami. ja obecność mojego Synka czuję każdego dnia. Trzymaj się i odzywaj na forum. Mi forum bardzo pomogło. Myśl, ze nie jesteśmy same, że ktoś jest w stanie nas zrozumieć. 
Mama Franusia *20.01.2016r.
I Hani 26.01.2017r.

Re: Tyle łez wylanych, tyle marzeń straconych...Łucja (12.10.2016)
PoliLeo  
14-10-2016 10:21
[     ]
     
Droga Mako,
a więc jesteś z nami... a Twoja Córeczka dołączyła do naszych niebiańskich Dzieci...Tak bardzo mi przykro...Przytulam Cię mocno do serca i życzę Ci, aby Twój ból, jak najszybciej stał się okiełznanym towarzyszem każdego dnia, a nie duszącym potworem, który nie pozwala oddychać...
Ufam, że Leoś powitał Łucję i oprowadza ją po niebie... 
Dominika
Mama Polinki ur. 24.01.2013 i Leosia ur. 13.05.2014 zm. 30.10.2014

Re: Tyle łez wylanych, tyle marzeń straconych...Łucja (12.10.2016)
taktórapamięta  
14-10-2016 17:28
[     ]
     
BOże, dziewczyno.... Czytam z rosnącym przerażeniem Twoja historie i jestem pełna podziwu, jak to wszystko przechodziłas, ile miałaś nadziei, siły ,żeby dotrwać do urodzin Łucji.Bardzo współczuję Ci stary córeczki, wiem, co to znaczy, ja stracił 4 - miesięcznego synka. Od tego czsu mija juz niedługo 35 lat(tak!), a wzystko pamietam aż za dobrze. I do tej pory mam ciężkie wyrzuty sumienia, ze to ja zawiniłam. Dla Ciebie przyszedł teraz czas żłoby. Musisz ja przeżyc ze wszystkimi problemami - płaczem, krzykiem, rozpaCzą, smutkiem, wspominkam, wiecznym rozgrzebywaniem tego, co się stało, dlaczego sie stalo i co byc mogło, gdyby... CHodź na cmentarz, ile potrzeba, to daje ukojenie. Rozmawiaj o swoim dziecku, a jesli nie masz z kim, pisz tutaj, my Ciezrozumiemy i pomożemy. W końcu każda z nas straciła dziecko i jakoś dajemy radę. I uwierz mi, da sie wzystko przezyc, ale na to potrzeba czasu. Trzymaj sie dzielnie. 


Re: Tyle łez wylanych, tyle marzeń straconych...Łucja (12.10.2016)
taktórapamięta  
14-10-2016 17:28
[     ]
     
BOże, dziewczyno.... Czytam z rosnącym przerażeniem Twoja historie i jestem pełna podziwu, jak to wszystko przechodziłas, ile miałaś nadziei, siły ,żeby dotrwać do urodzin Łucji.Bardzo współczuję Ci stary córeczki, wiem, co to znaczy, ja stracił 4 - miesięcznego synka. Od tego czsu mija juz niedługo 35 lat(tak!), a wzystko pamietam aż za dobrze. I do tej pory mam ciężkie wyrzuty sumienia, ze to ja zawiniłam. Dla Ciebie przyszedł teraz czas żłoby. Musisz ja przeżyc ze wszystkimi problemami - płaczem, krzykiem, rozpaCzą, smutkiem, wspominkam, wiecznym rozgrzebywaniem tego, co się stało, dlaczego sie stalo i co byc mogło, gdyby... CHodź na cmentarz, ile potrzeba, to daje ukojenie. Rozmawiaj o swoim dziecku, a jesli nie masz z kim, pisz tutaj, my Ciezrozumiemy i pomożemy. W końcu każda z nas straciła dziecko i jakoś dajemy radę. I uwierz mi, da sie wzystko przezyc, ale na to potrzeba czasu. Trzymaj sie dzielnie. 


Re: Tyle łez wylanych, tyle marzeń straconych...Łucja (12.10.2016)
Wiola19907  
14-10-2016 18:37
[     ]
     
Tak bardzo współczuje. Twoja córeczke będzie czuwać nad Tobą, kiedyś się z Nią spotkasz. Czytając Twoją historię miałam wrażenie, że czytam swoją. Opisałam ją na wątku o mojej Polusi. Moja córeczka też miała takiego guza. Urodziła się w 31 tygodniu. Teraz, rok po Jej odejściu, zapisałam się na badania genetyczne. Pewnie Tobie lekarze też nie powiedzieli skąd to się u Małej wzięło?
Cóż...czas, dużo daje. O Malutkiej nigdy nie zapomnisz. Ale na zawsze będzie Twoim Aniołkiem.
Trzymaj się, chociaż teraz wydaje Ci się wszystko bez sensu. 
Wiola19907

Re: Tyle łez wylanych, tyle marzeń straconych...Łucja (12.10.2016)
Ontario  
15-10-2016 17:35
[     ]
     
Strasznie mi przykro :( Tak wiele przetrwałaś dla Córeczki, a mimo tego nie udało się jej uratować...Ona też była bardzo dzielna i wiele zniosła aby móc być z Tobą, a pozostaną Ci tylko jej zdjęcia i wspomnienie jej płaczu po urodzeniu.
Zostanie to wyryte głęboko w Twoim sercu, ale otrząśniesz się z żalu i znów będziesz się uśmiechać. Zapewne myślisz, że to niemożliwe, ja też tak myślałam, a jednak tak się dzieje...Przytulam Cię mocno i życzę ukojenia w bólu i dużo wsparcia ze strony bliskich, bo to bardzo ważne. 
Ola /Trzy Okruszki *2009,*2013,*2016, Michaś ur.16.01.2014 zm.16.01.2014 (27t.c.) kocham Cię Synku,na zawsze...

Re: Tyle łez wylanych, tyle marzeń straconych...Łucja (12.10.2016)
misia81  
15-10-2016 17:44
[     ]
     
Strasznie Ci współczuję. Wiem jak to jest-leczenie ciąża, radość a potem już tylko z dnia na dzień coraz gorsze wiadomości.....
Niestety tego koszmaru w szpitalu i całej tej tragedii nigdy nie zapomnisz.
Jedyna nadzieja to, że kiedyś oswoisz ten ból i bedzie Ci lżej oddychać.....
Życzę Ci mnóstwa siły a dla Twojej córci tęczowe swiatełka [*][*][*]




Re: Tyle łez wylanych, tyle marzeń straconych...Łucja (12.10.2016)
mery.k  
15-10-2016 22:24
[     ]
     
Przytulam Cię mocno do serca. Ja też przyłączam się do słów podziwu dla Ciebie. Jesteś wspaniałą mamą. Ty swoje przeszłaś w ciąży ja z kolei już po urodzeniu Kacpra w 27 t.c po zakażeniu wirusem cytomegalii. Od jego odejścia minęło 4 lata i wciąż tęsknię. Wtedy czułam, że świat się zatrzymał, że nie ma nic dalej. Choć życie szło na przód i nim się obejrzałam zaczęłam w nim uczestniczyć.



...........................................................................................
Maryla mama Karoliny 10 l., Kacpra 27.t.c (*25.08.2010 +23.05.2012) i Mikołaja pod sercem 


Re: Tyle łez wylanych, tyle marzeń straconych...Łucja (12.10.2016)
Mako  
17-10-2016 07:52
[     ]
     
Dziękuję wszystkim za słowa otuchy. Wiem, że czas leczy rany. Szkoda tylko, że nie może płynąć szybciej. Nie wiem jak się pozbieram i kiedy to nastąpi.
Każdy mi powtarzał po cieciu, że jestem taka dzielna a to nie jest prawda. Musiałam to wszystko przeżyć, bo nie miałam innego wyboru. Nie mogłam zgodzić się na terminację cięży (choć nikt mi tego ni proponował). Chciałam dać jej chociaż szansę na życie.
Wiola19907 - Lekarze uważają, że miałam po prostu pecha, że te guzy nie powstają w wyniku obciążenia genetycznego tylko gdzieś na którymś etapie rozwoju coś poszło nie tak jak powinno. Denerwuje mnie to niesamowicie, bo ta ciąża była wyczekana, wystarana a mimo to się nie udało. Jak widziałam kobiety na patologii ciąży, które wychodziły na papierosa to aż mi się ciśnienie podnosiło. Spotkałam w szpitalu dziewczynę, której córka też miała guza w sercu. Była wtedy w 32 tygodniu ciąży a guz miał 3,5 cm. Lekarze dziwili się, że dotrwała do tego tygodnia. Nie wiem niestety jak to się skończyło, bo wyszłam wcześniej niż ona.

Moja ginekolog uważa, że po 6 miesiącach po cięciu powinniśmy się starać o dziecko. Twierdzi, że jak się maluch pojawi to nie będę miała czasu aż tak rozpamiętywać tego co się wydarzyło. Może ma rację, ale nie wiem czy się zdecydujemy. Mam wrażenie, że kolejna ciąża będzie oznaczać, że zapominamy o Łucji. Poza tym każda ciąża to będzie jeszcze większy stres niż ta, bo już wiem, że nawet po usg genetycznym coś może być nie tak. 


Re: Tyle łez wylanych, tyle marzeń straconych...Łucja (12.10.2016)
Wera  
17-10-2016 10:50
[     ]
     
Witaj,przykro mi że do nas dołączyłaś. Wiem dobrze co czujesz po stracie swojego wyczekiwanego dziecka, kiedy nam się w końcu udało po 5latach starań wstąpiła we mnie nowa siła... Jednak po 36tc Helenka urodziła się martwa, nigdy jej nie usłyszałam...rodziłam sn i po 6m-cach bez jakichkolwiek problemów znowu byłam w ciąży, szczęśliwie urodziłam jeszcze troje dzieci, choć moja walka o macierzyństwo była ciernista to nie żałuję. Jestem szczęśliwa i wiem że to moja Helenka czuwa nad nami i się nami opiekuje. Mocno przytulam i wiem że za jakiś czas odnajdziesz sens tego co się stało i zaczniesz nowe życie. Dużo wiary i nadziei.
Dla Twojej córeczki zapalam światełko (*)(*)(*) 
mama
Aniołka(25.04.2005r. 8tc)
Helenki ur-zm.25.03.2009r.36tc
Iskierki(20.02.2012r. 7tc) i ziemskiej trójeczki

Re: Tyle łez wylanych, tyle marzeń straconych...Łucja (12.10.2016)
taktórapamięta  
17-10-2016 20:13
[     ]
     
Mako- nie wiem, jak masz na imię - może pocieszy Cię troszeczkę to, ze ja miałam 4 cesarki, rok po roku. Tzn. w kolejną ciażę zachodziłam po 6 miesiącach od poprzedniej. Mój trzeci synek umarł na zapalenie płuc, w ciąży z nim było ok. A gdy po nim urodziła sie córka, odebrałam to jako cud - i naprawdę od tego czasu zycie zaczęło toczyć sie coraz normalniejszym torem. Fakt, ze miałam juz dwoje starszych dzieci i bylo czym sie zająć, ale równia pochyła, na której sie znalazłam, nie miała końca. Uratowało mnie pójście do pracy i kolejne dziecko. 


Re: Tyle łez wylanych, tyle marzeń straconych...Łucja (12.10.2016)
Mako  
18-10-2016 08:31
[     ]
     
taktórapamięta - Trochę mnie pociesza fakt, że już za 5 miesięcy będziemy mogli starać się o dziecko, ale żadne dziecko nie zastąpi tego, które odeszło. Jak byłam mała współczułam mojej babci, która straciła synka w wieku 3 miesięcy. Też to było tak jak u Ciebie - zapalenie płuc. Leżał w szpitalu oddalonym od naszego miejsca zamieszkania o 60 km więc nie mogła być przy nim. Zresztą miała już 2 dzieci i ktoś musiał być z nimi. Nigdy nie przypuszczałam, że i mnie coś takiego czeka. Łucja leży teraz razem z tym moim wujkiem.
Po pogrzebie była u nas moja sąsiadka, która przyznała się, że ona też straciła swoje pierwsze dziecko z powodu rzucawki. Później urodziła 2 dziewczynki i na szczęście w ciąży z nimi nie miała problemów a ni z rzucawką ani z ciśnieniem. Mam nadzieję, że i ja tak będę mieć.
Praca by mi może trochę pomogła, bo nie miałabym czasu myśleć, ale niestety do obecnej pracy nie mam powrotu. Śmiałam zajść w ciążę a nie jest to mile widziane przez moją kierowniczkę. 


Re: Tyle łez wylanych, tyle marzeń straconych...Łucja (12.10.2016)
jolek  
02-11-2016 13:12
[     ]
     
............(
...........(,)
.........|::::::|... *
.........|::::::|.)/¸.¤ª“˜¨
˜“¨˜“ª¤.¸::::|)/¸.¤ª“˜¨¨˜“¨*
ª“˜¨“¨˜“%¤ª“˜¨¨˜“¨…*

Dla małej dzielnej dziewczynki 
mama Kasieńki

Re: Tyle łez wylanych, tyle marzeń straconych...Łucja (12.09.2016)
KatarzynaJ  
06-11-2016 19:13
[     ]
     
Kiedy czytałam Twoją historię, pomyślałam że było podobnie...Martusia nie miała wprawdzie guza (w sumie nie wiadomo co jej było i czy w ogóle coś jej było) ale byłyśmy w ciąży prawie w tym samym czasie, my też długo czekaliśmy, leczyliśmy...czytając ten wątek przypomniało mi się jeszcze tyle różnych faktów o których zapomniałam w moim chaotycznym wpisie o Martusi...
Tak jak napisały dziewczyny...chyba faktycznie rodzeństwo naszych maluszków może nam pomóc iść dalej...
...ale jak tu przechodzić następną ciążę? co jeśli się nie uda? mnie lekarze mówili że mogę się zacząć starać za 2 lata!! potem, że za rok...nikt mi nie mówił jak Tobie, że za 6 miesięcy...z jednej strony chciałabym mieć to już za sobą (całą kolejną ciążę) a z drugiej boję się o niej w ogóle myśleć...jedyne co mnie pociesza, to pewność, że nasze córeczki są bezpieczne w niebie i nic tego nie zmieni... 
Martusia 02.09.2016r

Re: Tyle łez wylanych, tyle marzeń straconych...Łucja (12.09.2016)
Mako  
19-11-2016 15:23
[     ]
     
Dziś mija 40 tygodni ciąży a raczej minęłoby gdyby wszystko potoczyło się tak jak powinno. Ciągle nie mogę uwierzyć że jej już nie ma. 


Re: Tyle łez wylanych, tyle marzeń straconych...Łucja (12.09.2016)
Wera  
19-11-2016 20:31
[     ]
     
Trzymaj się, światełka dla Aniołka (*)(*)(*) 
mama
Aniołka(25.04.2005r. 8tc)
Helenki ur-zm.25.03.2009r.36tc
Iskierki(20.02.2012r. 7tc) i ziemskiej trójeczki

nigdy się nie poddawaj chociaż będzie juz zawsze pod górkę
neibos  
16-12-2016 15:57
[     ]
     
Droga koleżanko. Ogromnie współczuję ze musiałaś tutaj dołączyć . Podobnie jak to moja córka odeszła w 31 tyg ciąży . U mnie jednak z przyczyn do dziś nie znanych a ciąża była idealna książkowa . Myślimy ze związała sobie pepowinie bo było za dużo skrętow w niej .
Ciężko było bardzo przez pierwsze miesiące ja mąż i rodzice pochorowalismy się z żalu . I tak mijały kolejne dni aż z desperacji ze i tak kiedy będę matka ze chociaż gdybym miała tam umrzeć na tym stole i tak spróbuję . Mam dziś synka 2 lata ma już i powróciło do mnie słońce i uśmiech . Czas pomaga .ale nigdy nie możemy się poddać . Dziś wiem ze gdybym nie miała synka gdybym o niego nie wywalczyła ostatnimi siłami pewnie był zwariowała. Wierzę że dla xiebie również kiedyś zaświeci słońce . Bo naszych córek nikt nam nie odda ale one nas przypilnuja abyśmy więcej nie przechodziły tego piekła .
Mamy aniołów . Ciężko się pogodzić ze pierwsze dziecko zabiera nam los na poczatku matczynej drogi. Takie jest życie niesprawiedliwe . Wierzę że przejdziesz te drogę bolesna jak wiele z nas tutaj i kiedyś będziesz jeszcze spacerówka z wózkiem .ściskam Ewelina 
Ewelinka.mama Lenusi zm.luty 2013 .

Re: Tyle łez wylanych, tyle marzeń straconych...Łucja (12.09.2016)
Mako  
28-12-2016 10:48
[     ]
     
Ciągle jest ciężko. Minęło 15 tygodni od jej śmierci i nie ma dnia żebym nie płakała i nie tęskniła za nią. Święta to była jakaś katastrofa. Ciężko mi było patrzeć na moją siostrzenice oraz bratanice męża. Ciągle myślałam, że to byłyby nasze pierwsze święta. Powinnam ją trzymać w ramionach a nie chodzić na jej grób.Nie mogę uwierzyć, że to wszystko akurat mnie spotkało. 


Re: Tyle łez wylanych, tyle marzeń straconych...Łucja (12.09.2016)
taktórapamięta  
28-12-2016 17:08
[     ]
     
Trzymaj się, Mako.Wytrzymałaś najgorsze, teraz musi być lepiej. Płacz, póki możesz, to pomaga, oczyszcza. Myśl o swoim dziecku, nie walcz ze wspomnieniami, im więcej i intensywaniej będziesz wszystkom przeżywać, tym szybciej i łatwiej przejdziesz żałobę. Niedługo przyjdzie wiosna, a z nią może lepsze życie? Pozdrawiam Cię serdecznie. 


Re: Tyle łez wylanych, tyle marzeń straconych...Łucja (12.09.2016)
aga3d  
31-12-2016 19:48
[     ]
     
Minie dzisiejsza noc i będzie łatwiej :)
Minęły święta, które byly najtrudniejszymi dnia teraz juz będzie lepiej :)
Mi najtrudniej patrzy mi się na kumpele z którą miałyśmy ten sam termin porodu dokładnie widzę jaki duzy byłby mój mały, a gdy da mi na ręce swoją córkę to ciężko powstrzymać się od łez i już zawszw tak będzie.

Na nowy rok życzę Ci radości i wiedz że są osoby ktore Cie rozumieją i czują to co Ty 
Aga - mama Szymka 04-06.10.2016 aniolka o wielkim sercu i Maksia 01.01.2018

Re: Tyle łez wylanych, tyle marzeń straconych...Łucja (12.09.2016)
Mako  
18-02-2017 15:35
[     ]
     
Minęły już 23 tygodnie od śmierci Łucji. Tak ciężko się pozbierać. Kiedy myślę, że już jest lepiej dzieje się coś co mnie ciągnie w dół. W tym tygodniu ktoś okradł jej grób. Nie mogę uwierzyć w to, że ludzie mogą być aż takimi świniami żeby okradać grób dziecka. Zabrali plastikowego aniołka i Matkę Boską. Nie chodzi o te parę groszy, które na to wydaliśmy, ale o emocje łączące się z tymi rzeczami. Matkę Boską kupiła moja siostra cioteczna a aniołka moja mama a ktoś to tak po prostu zabrał, bo mu się spodobało.
Tak strasznie za nią tęsknie i każdego dnia żałuję, że jej nie widziałam. Żałuję, że nie pojechałam do zakładu pogrzebowego żeby ją zobaczyć. Byłam wtedy zbyt słaba psychicznie i fizycznie. Zastanawiam się co takiego złego w życiu zrobiłam, że Bóg mnie ukarał zabierając moje jedyne dziecko, o którego życie walczyłam przez 8 tygodni. 


Re: Tyle łez wylanych, tyle marzeń straconych...Łucja (12.09.2016)
Mako  
12-03-2017 12:38
[     ]
     
12.03.2017 - Dziś mija pół roku od narodzin i śmierci córeczki a wydaje mi się, że to było wczoraj. Ciągle za nią tęsknie niesamowicie. 


Re: Tyle łez wylanych, tyle marzeń straconych...Łucja (12.09.2016)
Wera  
08-04-2017 00:11
[     ]
     
Dla Twojej córeczki (*) 
mama
Aniołka(25.04.2005r. 8tc)
Helenki ur-zm.25.03.2009r.36tc
Iskierki(20.02.2012r. 7tc) i ziemskiej trójeczki

::   w górę   ::
Przeskocz do :
Forum tworzone przez W-Agora