dlaczego.org.pl  
Forum dlaczego.org.pl  >> STRATA DZIECKA
Nie jesteś zalogowany!       

Malwinka... nasza ukochana córeczka...
JolaP  
01-02-2015 22:55
[     ]
     
Kochani, postanowiłam stworzyć temat odnośnie samopoczucia psychicznego po stracie dziecka, ponieważ widzę jak bardzo strata córeczki wpłynęła na mój obecny stan psychiczny. Przeraża mnie momentami, co się ze mną dzieje, to, jak widzę, jak bardzo ucierpiała moja psychika. Podejrzewam, że wiele różnych "dolegliwości" Was również dotknęło. Może niektórzy z Was również zechcą podzielić się tym, jak wyglądało Wasze zmaganie się z bólem, może to ułatwi nam wszystkim zrozumieć, że tak się dzieje i przez to przebrnąć, wyjść z tego.

Nasza historia zaczęła się na początku 2014 roku, kiedy to na teście ciążowym pojawiły sie oczekiwane dwie kreseczki. Ogromna radość. Cały rok żyliśmy już tylko z myślą o dziecku. Bardzo dużo się działo. Wzięliśmy szybciej ślub, sprzedaliśmy nasze małe mieszkanko, załatwianie kredytu na większe mieszkanie, itd.. rok pełen szaleństwa i radosnego oczekiwania. Ciąża przebiegała "książkowo". I ja i dzidziuś czuliśmy się dobrze. Termin porodu na 14.10.2014 r. - czas szybko leciał, wszyscy nie mogliśmy się doczekać, nasze pierwsze dziecko, pierwsza wnusia moich rodziców. Wybraliśmy imię Malwinka. Wszystko kupione, poprane, poprasowane, w domu łóżeczko, wózeczek, torba do szpitala spakowana. Sześć dni przed terminem porodu siedzieliśmy razem z mężem wieczorem i wcinaliśmy lody.. taki kaprys ciążowy.. i stwierdziłam, że nie czuje ruchów Malutkiej, a zawsze do tej pory mocno brykała, jak jadłam słodkie.. Stwierdziliśmy, że pewnie nic złego się nie dzieje, dzieci przed samym porodem mniej się ruszają, bo w końcu troszkę już ciasno w brzuszku, ale dla świętego spokoju podeszliśmy na izbę przyjęć, bo szpital mieliśmy praktycznie po drugiej stronie ulicy. Na izbie chyba położna zaczęła mi robić usg.. usłyszałam jak woła koleżankę i tylko słowa "słyszę tylko pani tętno.. słyszę tylko pani tętno.."... zrobiło mi się gorąco, serce mało nie wyskoczyło.. przybiegła pani doktor z oddziału.. zaczęła sprawdzać.. badać... Usłyszałam wyrok.. „Przykro mi, nie ma żadnych oznak życia, pani dziecko nie żyje”. Zaczełam biegać po tym pokoju jak openatana, przybiegł mąż.. Powtarzałam tylko „to niemożliwe, to niemożliwe”... Przeżyłam tak ogromny szok, że nawet na początku nie popłynęła mi ani jedna łza, myślałam, że to jakiś zły sen. Zawieźli mnie na wózku na oddział, nie byałm w stanie już sama iść. Zaczeło do mnie docierać co się stało. Wyłam na korytarzu trzymając za rękę męża.. po prostu wyłam.. Wymiotowałam z nerwów, pękło mi serce. Mężowi kazali opuścić w nocy oddział. Spędziłam całą noc mając jeszcze moją Malwinkę w brzuszku. Cały czas nie wierzyłam. Nie potrafię opisać co czułam tej nocy. Kolejny dzień zaczął się od wywoływani porodu naturalnego. Przyszły pierwsze skurcze, leżałam na sali i wyłam. Na tej samej sali leżały jeszcze 3 inne pacjentki, czułam ich spojrzenia, płakały razem ze mną. Siedzieli przy mnie rodzice, brat, mąż, byłam w taki stanie, że momentami nie wiedziałam kto z nich koło mnie siedzi. W koncu przewieziono mnie na salę porodową. Był przy mnie mąż – bez niego chyba bym nie dała rady. Przeżywałam najwiekszy ból i fizyczny i ten w sercu równocześnie, nie myślałam, że człowiek jest w ogóle w stanie coś takiego przeżyć. O 18:20 9.10.2014 r. Urodziła się nasza Malwinka. 52 cm, 3100 g wagi. Położna umyła Ją, owinęła w pieluszkę i przyniosła, położyła mi córeczkę na piersiach. Była taka ładna, taka kochana, miała czarne włoski, śliczną okrągłą buźkę, wyglądała, jakby spała. Nie czułam wtedy smutku, bo w moim sercu pojawiło się uczucie, którego jeszcze do tej pory nie znałam, uczucie tak wielkie niesamowitej miłości, jaką czuje mama do swojego dziecka. Pocałowałam Ją dwa razy w czółko. Położna zabrała Malutką. Wtedy jedyny i ostatni raz widziałam naszą Malwinkę. Mąż był przy mnie cały czas. Po porodzie byłam tak słaba, że nawet pomagał mi sie kąpać, chodził ze mną do toalety. Cały czas był. Mam cudownego męża. Płyneły kolejne dni, załatwianie pogrzebu, czekanie na zakończenie sekcji zwłok, szukanie ubranka do trumny. Ciężkie chwile, ale byłam bardzo silna. Dużo płakałam, ale byłam silna. Na pogrzebie była tylko najbliższa rodzina, też byłam bardzo silna, wprawdziena lekach na uspokojenie, ale na pogrzebie nie uroniłam już ani jednej łzy, chyba nie miałam już łez. Wszyscy uważali, że dobrze się trzymam. Z natury jestem optymistką, stwierdziłam, że się nie poddam, wiara, że będziemy mieli jeszcze kolejne dziecko, nad którym Malwinka będzie czówać, dodawała mi sił. Listopad też minął. Każdej nocy przeżywałam wszystko od nowa. Mnóstwo żalu, dlaczego akurat my? No i wielu rzeczy żałowałam – jakbym wiedziała, że Ją stracimy, wiecej mówiłabym do Niej jak maiłam Ją jeszcze w brzuszku, śpiewałabym Jej piosenki. Żałowałam, że nie zrobiliśmy jej zdjęcia – może to głupio brzmi, ale mnie po prostu przerażało, że Ją zapomnę, że ten obraz w pamięci się rozmywa, że nie będe pamiętać jak wyglądała moja ukochana córeczka. Żałowałam, że za mało Ja uściskalam po porodzie, że mogłam coś więcej do niej powiedzieć. Tyle rzeczy chciałam zmienić. Płakałam, alejakoś dawałam radę. No i przyszedł grudzień. Święta – jeszcze kilka miesięcy wcześniej wyobrażałam sobie jak pokazuje Malwince po raz pierwszy lampki na choince.. A teraz... co to miały być za święta. Tydzień przed świętami zmarła jeszcze moja ukochana babcia.. Zaczął się ciężki czas. Dopiero przed Świętami minął okres szoku, dopiero przed Świętami pojawiły się tłumione do tej pory przez ten cały szok emocje.
No i właśnie tu zaczyna się temat samopoczucia psychicznego.. jedna druga hydrokryzyna nie pomagała.. doszłam do momentu brania 6 na dzień.. nie pomagało.. było tylko gorzej. Mdłości, wymioty, wypadanie włosó garściami, biegunka, duszności, trudności z oddychaniem, mokre ręce, brak snu, problem ze zjedzeniem czegokolwiek, zawroty głowy.. ten cały stres doprowadził mnie do odczówania stanów lekowych, wpadania w panikę. Leków przed czym? Nie wiem. Po prostu leżalam taka zestresowana w łóżku i się balam, bałam się tak, jak nie bałam się nigdy w życiu, wpadając w panikę zwijałam się w kłębek i prosiłam tylko mojego męża, żeby mnie ratował. Zawiózł na pogotowie.. nie wiem, było mi wszystko jedno, byleby się tak nie czuć. Byłam przerażona, myślałam, że po prostu moja psychika nie wytrzymała i zwariowałam. Nie potrafiłam nawet zostać sama w domu. Po prostu się bałam. Poszłam do psychiatry. Na szczęście usłyszałam, że nie jestem nienormalna. Taka jest po prostu reakcja organizmu. Organizm mocno sie przestraszył, zakodował to sobie i teraz po prostu sie boje, stąd te lęki, ale to da sie wyleczyć. Dostałam silne leki na uspokojenie, leki antydepresyjne (na lęki) – leki uratowały mi życie, pomogły. Biorę je niecały miesiąc, jest dużo lepiej. Nie jest idealnie, dalej czuje stres, ale to już nie to co wcześniej. Postanowiłam walczyć o siebie. Zaczełam chodzić na jogę, rozpoczęłam terapię behawioralno poznawczą, żeby uporać się z lekami. Ale dużo się jednak zmieniło, optymizm troszkę uciekł. Ten stres, lęki mnie przerażają. Mój stan psychiczny mnie przeraża. A byłam kiedyś przecież zawsze taka silna. Nie wróciłam póki co do pracy. Śpię do 11, choć najlepiej nawet o 11 najchętniej obróciłabym sie na drugi bok i spałabym dalej. Sen jest najwygodniejszym rozwiązaniem, nie czuć stresu, nie myśli się. Teraz okropnie się boję. Co z naszymi planami? Co z kolejnym dzieckiem? Jak ja poradzę sobie psychicznie w kolejnej ciąży? Kiedy w ogóle się zacząć starać o dziecko? Czekać? Czy w tym stresie kiedyś w ogóle poczuje, że w 100% jestem już gotowa na kolejną ciąże, na kolejne dziecko. Uczucie stresu i strachu mnie nie opuszcza.
Proszę podzielcie się swoimi przeżyciami. Jak u Was objawiał się ten stres? Jak sobie z tym radzicie? Jaki wedłóg Was momenty jest rozsądny na decyzje o staraniu się o kolejne dziecko... 
Jola, mama Malwinki (*+9.10.2014 r., w 40tc)
i Martynki w brzuszku

"Ludzie marzą o Aniołach - niektórzy mieli takie szczęście by trzymać jednego z Nich w ramionach..."
Ostatnio zmieniony 19-03-2015 16:57 przez JolaP

Re: SAMOPOCZUCIE PSYCHICZNE po stracie
osierocona  
02-02-2015 09:27
[     ]
     
Nikt nie chciałby przeżywać straty dziecka,tym bardziej pogrzebu,to nie taka kolejność .Potem następuje szok .W tym czasie mało pamiętam ,może też ze względu na leki uspokajające.Najgorszy okres to 4-5 miesięcy po stracie ,bo wtedy dochodzi do człowieka ,że nie zobaczę mojego dziecka ,nie będzie już rozmowy i śmiechu.Mój Syn zmarł w wieku 22 lat z powodu choroby nowotworowej.Był takim dzieckiem ,jakiego rodzic może sobie wymarzyć.Bez nałogów,studiował ,duma rodziców.Po stracie był szok,złość nie wiadomo na kogo ,leczenie antydepresyjne ,problemy z sercem (arytmia i nadciśnienie)i powolny powrót do życia ,bo są dzieci jeszcze ,które nas potrzebują.W tamtym okresie spokój o ironio dała mi wiara.Minęło już 5 lat ale nie ma dnia ,żebym nie myślała o Synu.Skupiłam się na wychowaniu młodszego Syna ,wtedy miał10 lat i niepełnosprawnej córki,która była ulubienicą zmarłego Syna.Powiem ,że pomogło takie rozwiązanie.Jednak nikt nie zabierze od nas tego bólu i cierpienia z jakim musimy żyć .Nikt nie wie co to znaczy stanąć nad grobem dziecka i zamiast prezentu na urodziny ,to jest znicz i stroik ,nikt nie zrozumie straty dziecka jak tylko rodzice ,którzy to przeżyli i wielki szacunek dla takich ludzi. 
osierocona

Re: SAMOPOCZUCIE PSYCHICZNE po stracie
JolaP  
02-02-2015 12:19
[     ]
     
(*)(*) światełka dla Twojego syna...
Bardzo Ci współczuję, tego wszystkiego przez co musiałaś przejść. Ale też gratuluję i podziwiam, że znalazłaś siłę, aby żyć dalej, dla pozostałych dzieci. Syna na pewno już na zawsze będziesz mieć głęboko w sercu, na pewno czuwa nad całą Waszą rodziną.
Tak jak napisałaś nikt kto tego nie przeżył nie zrozumie, co to znaczy zapalać znicze na grobie własnego dziecka.
Teście planowali kupić dla naszej Malwinki karuzelę nad łóżeczko na jej pierwsze Święta Bożego Narodzenia.. Ale los zdecydował inaczej.. Teściowa kupiła śliczny stroik na grób, moja przyjaciółka przywiozła mi śliczne znicze w kształcie choineczek, żebym zapaliła Malwince. Tylko tyle mogli dać najbliżsi naszej Malwince w Jej pierwsze Święta....
Nikt, kto tego nie przeżył, nie zrozumie...
I tak jak piszesz, najgorszy jest okres kiedy mija szok.. U mnie najgorszy okres przyszedł szybciej niż u Ciebie, bo po ok. 2,5 mies., ale to może dlatego, że właśnie przyszły Święta, i tak bardzo uderzająca pustka.... 
Jola, mama Malwinki (*+9.10.2014 r., w 40tc)
i Martynki w brzuszku

"Ludzie marzą o Aniołach - niektórzy mieli takie szczęście by trzymać jednego z Nich w ramionach..."

Re: SAMOPOCZUCIE PSYCHICZNE po stracie
osierocona  
02-02-2015 14:13
[     ]
     
Mój Syn zmarł również 9 ale listopada i tuż przed świętami .Niewiele pamiętam z tamtego okresu .Na pocieszenie powiem ,że cała rodzina ma dodatkowego Anioła Stróża,Daje nam opiekę ,jestem tego pewna.Pozdrawiam. 
osierocona

Re: SAMOPOCZUCIE PSYCHICZNE po stracie. Malwinka [*][+] 9.10.2014 r. nasza ukochana córeczka...
mama Mikusia  
02-02-2015 13:49
[     ]
     
Witam. W piątek minie 6 miesięcy od kiedy nie ma już wśród nas Mikołajka. Początkowo wydawało mi się, że pomimo tego co nas spotkało jakoś sobie "radzę". Nie chciałam brać żadnych tabletek ani korzystać z pomocy psychologicznej. Chciałam być świadoma wszystkiego co się wokół mnie dzieje, chciałam to wszystko przeżyć tak jak wtedy to czułam.
Wszystko zaczęło się po pogrzebie Mikołaja. Teraz wiem, że do pewnego momentu szok spowodowany tragedią jaka nas spotkała pozwalał mi w pewnym sensie normalnie funkcjonować. Na początku żałoby tak do końca nie miałam świadomości co się tak naprawdę wydarzyło, co nas tak naprawdę spotkało. Nie ogarniałam tego. Z upływem tygodni było coraz gorzej. Nie widziałam sensu w niczym. Nie miałam sił by wstać z łóżka, zjeść, posprzątać czy porozmawiać. Wszystkie te czynności wydawały mi się bezsensowne. Cały czas powtarzałam, że oglądam tv, rozmawiam, albo jem a moje dziecko nie żyje... Miałam cały czas poczucie winy, że np. wyszłam z domu, uśmiechnęłam się. Cały czas go przepraszałam... Przepraszałam, że moje życie toczy się dalej "tak normalnie" podczas gdy jego już nie ma. Prosiłam Mikołajka o wybaczenie. Przestałam sobie ze wszystkim radzić. Najmniejsze czynności mnie przerażały, zrobienie śniadania czy obiadu zajmowało godziny... Mąż w trakcie pracy przyjeżdżał do mnie by wyciągnąć mnie z łóżka. Jedynie wyjście na cmentarz mobilizowało mnie do wstania. Tylko tam dobrze się czułam. Odchodząc od grobu Mikołaja już myślałam o tym kiedy wrócę. Po 8 tyg, gdy zbliżał się koniec urlopu macierzyńskiego zaczął mnie przerażać fakt, że będę musiała wrócić do pracy. Byłam zrozpaczona, byłam nastawiona, ze co najmniej przez rok będę się zajmować dzieckiem, a teraz mam wrócić do pracy? po co? I jeszcze w koło to gadanie, że muszę wrócić do życia, myśleć o tych co zostali, żebym wróciła do pracy bo to mi pomoże. Wtedy mój mąż załatwił mi wizytę u psychologa. Powiedział, że on nie jest mi już w stanie pomóc. Poszliśmy razem i do dziś z tej pomocy korzystam. Czy to pomaga, sama nie wiem. Chyba tylko chwilowo. Bólu po stracie Mikołajka nikt nie zabierze, będzie to nieodzowny element mojego życia, ale bardzo lubię rozmawiać o Mikołaju, mam wtedy takie wrażenie, że spędzam z nim czas, że on „jest”, dlatego te spotkania są dla mnie ważne. Poza tym psycholog do którego chodzę, prowadzi też grupę wsparcia dla rodziców po stracie dzieci, na którą też uczęszczamy. Tylko oni są nas w stanie zrozumieć. Bardzo pomogło mi to forum, czytałam historie i się z nimi identyfikowałam. Czytając je nieraz miałam wrażenie jakby ktoś opisywał dokładnie moje uczucia, dokładnie tak samo to przeżywałam. Po 8 tyg wróciłam jednak do pracy, i z perspektywy czasu muszę powiedzieć, że chyba tylko dzięki temu nie popadłam w depresję. Musiałam rano wstać, ubrać się pomalować, wyjść, w pracy po pewnym okresie też zaczęli ode mnie wymagać bym zaczęła wykonywać swoje obowiązki. Myślę, że podobnie maja mamy po stracie, które mają inne dzieci - po prostu muszą dla nich być.
Jak jest dzisiaj po tych 6 miesiącach?
Ciężko i to bardzo... Wiele osób uważa, że już minął najgorszy okres i, że już sobie z tym poradziliśmy. Mówią nam, że dobrze się trzymamy itd. Coraz rzadziej pytają o Mikołajka. A prawda jest taka, że my to nadal bardzo przezywamy, ze nadal jest bardzo ciężko, i że nadal potrzebujemy wsparcia i zrozumienia. Wydaje się wszystkim, że jest ok, bo wychodzimy do ludzi, ale my wychodzimy, spotykamy czy rozmawiamy ze znajomymi na naszych warunkach - tylko wtedy gdy mamy na to siłę. Często nie odbieram tel. od przyjaciół bo nie mam ochoty gadać co u nas słychać. To wszystko tak bardzo boli... Zwłaszcza, że w gronie najbliższych nam przyjaciół od śmierci Mikołaja urodziła się 3 dzieci... a jedna z przyjaciółek jest w 14 tyg ciąży....... Ich szczęście tylko potęguje mój ból i moją stratę... Często napadają mnie ataki histerii, takie, że ciężko złapać dech, chodzę wtedy w kółko i pytam dlaczego…..
OD 3 dni jestem na urlopie przygotowuje się do egzaminu, ale nie wiem czy dam radę. Od kiedy jestem w domu cały czas myślę o Mikołaju nie umiem się skoncentrować, i jeszcze ta presja żeby podejść spróbować bo szkoda nie podchodzić, a ja się tak temu poddaje, choć w niczym poza byciem w ciąży nie widzę sensu ............... 


Re: SAMOPOCZUCIE PSYCHICZNE po stracie. Malwinka [*][+] 9.10.2014 r. nasza ukochana córeczka...
osierocona  
02-02-2015 14:07
[     ]
     
Do Mamy Mikołaja.Proszę zdać ten egzamin i wiem ,że to trudne ale spróbować nie myśleć o całym świecie ,bo i tak będzie to ,co ma być.Nasze całe życie i tak przebiega wg. jakiegoś planu.Jest Pani mamą Anioła i Mikołaj będzie czuwał nad Rodzicami.Pozdrawiam i życzę dużo sił,będą potrzebne w pierwszym okresie żałoby. 
osierocona

Re: SAMOPOCZUCIE PSYCHICZNE po stracie. Malwinka [*][+] 9.10.2014 r. nasza ukochana córeczka...
Marta2222  
02-02-2015 14:20
[     ]
     
Jak ja przypomnę sobie moje początki to wydaje mi się że to był jakiś horror... Nie dało się ze mną żyć, krzyczałam na wszystkich, mogłam całymi dniami leżeć i oglądać tv. Przez pierwsze dni po powrocie ze szpitala patrzyłam na zdjęcia Syna i nie mogłam uwierzyć że jestem mamą takiego ładnego chłopca... Nie da się ukryć- czas robi swoje, przyzwyczaja do tego co jest, nie boli mniej ale wiesz że nic nie zrobisz... Ja jakby nie mąż to nie dała bym rady. Pomogły mi też dziewczyny tu z forum, utrzymujemy kontakt do dziś i moja kochana grupa wsparcia. Nie mam już żalu do nikogo- wierzę że moje dziecko jest u Boga i kiedyś się spotkamy, ale wiem że On tu nie wróci w innym dziecku. Po prawie 11 miesiącach zdecydowaliśmy się spróbować jeszcze raz. Jest ciężko bo okropnie tęsknie za Synem, chciała bym go z powrotem ale to niemożliwe ... Teraz jedyne o czym marzę to żeby dzieciątko było zdrowe 


Re: SAMOPOCZUCIE PSYCHICZNE po stracie. Malwinka [*][+] 9.10.2014 r. nasza ukochana córeczka...
JolaP  
02-02-2015 15:48
[     ]
     
Do mama Mikusia.. Nawet nie wiesz kochana jak dobrze cię rozumiem, jak Twoje odczucia, zachowania są w dużej mierze odbiciem lustrzanym moich doznań, zachowań...
Chociaż ja nie zdecydowałam się jeszcze na powrót do pracy, nie znalazłam w sobie tej siły.
Też tak jak piszesz, nic w tym momencie nie ma sensu, poza byciem w ciąży.
Ale jak to wszystko udźwignąć psychicznie?
Otoczenie myśli, że czas powoli leczy rany, powoli przestają o Malwince mówić - nieświadomi sprawiając przez to przykrość, mam wrażenie, że udają wtedy, jakby Jej nigdy nie było. A to przecież nasza pierwsza, ukochana, wymarzona córcia. Ja potrzebuję o niej mówić, wspominać. Ona była częścią mnie. Mam wrażenie, że wraz z Nią cząstka mnie też umarła.. 
Jola, mama Malwinki (*+9.10.2014 r., w 40tc)
i Martynki w brzuszku

"Ludzie marzą o Aniołach - niektórzy mieli takie szczęście by trzymać jednego z Nich w ramionach..."

Re: SAMOPOCZUCIE PSYCHICZNE po stracie. Malwinka [*][+] 9.10.2014 r. nasza ukochana córeczka...
mama Mikusia  
02-02-2015 17:21
[     ]
     
Jolu, bardzo mi przykro...
Jesteśmy dopiero na początku drogi, uczenia się życia bez naszych aniołków. Wiem, że jest Ci bardzo ciężko i zdaję sobie sprawę z tego jak trudno się z tym wszystkim pogodzić. Jestem w stanie zrozumieć Twój ból, bo też go doświadczam. Dlatego tak dobrze aniołkowe mamy się rozumieją.
Nikt nie jest w stanie wskazać nam jak sobie radzić z tak niewyobrażalną tragedią jakiej doświadczyłyśmy. Musisz robić tak, jak Ci podpowiada serce. Niczego nie żałuj. To już niczego nie zmieni, a widocznie na tamten moment zrobiłaś to co uważałaś za słuszne i przy tym trwaj. Malwinkę będziesz pamiętać już zawsze, nikt Ci tych wspomnień już nigdy nie zabierze... Ja mimo wszystko jestem wdzięczna, że mogłam zobaczyć mojego synka, przytulic go i pocałować. Innym mamom nawet to nie było dane.
Wiem, że to nie jest żadne pocieszenie, ale wierzę dla nas to jeszcze nie koniec, wierze w to, że się kiedyś spotkamy z naszymi aniołkami i, że będzie nam dane być mamami tu na ziemi ... :-).
Przytulam Cię mocno
Ola 


Re: SAMOPOCZUCIE PSYCHICZNE po stracie. Malwinka [*][+] 9.10.2014 r. nasza ukochana córeczka...
izabela3493  
03-02-2015 19:26
[     ]
     
Jestem tu z Wami od niedawna,długo szukałam jakiegoś forum ,bogu żebym mogła się wygadać...Minęło prawie pół roku od śmierci naszego dorosłego syna Kacpra a ja czuje się raz lepiej raz gorzej Podobnie jak napisała tu jedna z Pań o takim dziecku mogłam tylko marzyć :nie pił, nie palił zdał świetnie maturę ,został technikiem informatykiem ,miał masę planów chciał iść na studia. Kochał od małego motocykle....i w końcu zrobił prawko i kupił za własne pieniądze wymarzony motor...Zawsze mu powtarzałam że jeśli mu się cokolwiek na nim stanie to go własnoręcznie PORĄBIE !!! Ale tak naprawdę byłam najdumniejszą mamą na świecie (młodszy syn też jeździ na motorze tylko słabszym, po śmierci brata sprzedał motor )Tak bardzo brakuje mi ryku motocykla zawsze gdy ich widzę lżej mi na sercu... Teraz już wiem że motor jeśli się da naprawić zostanie naprawiony albo kupimy nowy...My tez z mężem czasami jeździli tym jego motorem, poza tym wiem ile Go to wszystko pracy kosztowało nie miał ani jednego dnia wakacji zaraz po maturze znalazł pracę w firmie kurierskiej, dwa tygodnie przed wypadkiem kupił nowy kask ,w poniedziałek miał odebrać zamówiony kombinezon na motor...nie zdążył Nie wiem skąd miałam silę na pogrzeb, nie chciałam żadnych tabletek chciałam być wszystkiego świadoma...Prowadzę salon fryzjerski i do pracy wróciłam po tygodniu ,bo wydzwaniały klientki poza tym musiałam wstać i pokazać młodszemu że musimy żyć (w pracy byłam po parę godzin i zamykałam bo nie dało się pracować)nie mogłam rano wstać ,sprzątać ,gotować ale zwlekałam się bo patrzy Paweł ....Zajęłam się rozdawaniem naklejek "Patrz w lusterka motocykle są wszędzie"...może ktoś popatrzy ,może uratuje to życie jakiemuś motocykliście??? Podpisałam umowę z fundacją która zbiera włosy dla chorych na raka...Śmierć syna jeszcze bardziej zmobilizowała mnie do robienia rzeczy których nie miałam odwagi robić do tej pory Najgorsze do przeżycia były Święta i sama Wigilia, nasi rodzice nie żyją...więc mamy tylko siebie.Dostaliśmy masę wsparcia od znajomych ,rodziny męża i od nie znajomych,ale to powoli wszystko się wykrusza ,wszyscy muszą wrócić do swoich zajęć a nie zajmować się nami :( Posobnie jak Wy nie mogę słuchać opowieści o dzieciach ich planach marzeniach (chociaż mam jeszcze jednego syna ) Coraz mniej w towarzystwie mówi się o Kacprze...w domu jest inaczej rozmawiamy jakby ciągle z nami był. Po śmierci Kacpra oprawiłam mnóstwo zdjęć z nim , wiszą wszędzie w dość dużych rozmiarach Ktoś kiedyś powiedział ze DZIECKO jest sercem rodziny...i chociaż My straciłyśmy część sera dziękuje za każdy dzień życia Kacpra i chociaż nie wiem dlaczego Bóg nam Go zabrał dziękuje że nam go dał...I wiecie co jutro idę zrobić tatuaż na ręce z imieniem syna 


Re: SAMOPOCZUCIE PSYCHICZNE po stracie. Malwinka [*][+] 9.10.2014 r. nasza ukochana córeczka...
Ania E.  
02-02-2015 18:09
[     ]
     
Witaj. Dla Malwinki kolorowe światełka (*)(*)(*) Bardzo mi przykro, że spotkała Cię ta tragedia :(
Ta data...9.10.2014...dzień narodzin i smierci mojego jedynego syneczka.
Sama nie wiem jak przeżyłam ten pierwszy okres po Jego śmierci. I dziękuję, że istnieje cos takiego jak szok. Dzięki temu jakoś przeżyłam ten najgorsze chwile. Dopiero z czasem zaczęło docierać do mnie, co straciłam. Z czym to się wiąże. Że nie ma odwrotu, że nigdy nie zobacze mojego Synka, że Go nie przytule, że moje marzenia plany wszystko co zwiazane z Olkiem leglo w gruzach. A moje zycie na zawsze sie zmieniło. Pojawił się w nim lęk o to czy kiedys będzie mi dane zostać ziemska mamą. Ja w miarę normalnie funkcjonuje chyba dzięki pracy do której wróciłam miesiąc po porodzie. Chodzę rowniez regularnie do psychologa. Miałam zapisane leki ale ich nie wzięłam. Ból sprawia mi widok kobiet w ciąży, matek z wozkami, małych dzieci. Bardzo się staram, chcę walczyć o siebie. Bo co nam pozostało? Musimy jakoś żyć, a nasze Aniołki na pewno nie chcą aby ich mamy były cale życie nieszczęśliwe. Nigdy nie zapomne mojego Synka i zawsze będzie mi Go brakowało.
Życzę Ci mamo Malwinki dużo dużo siły. Pisz na tym forum o wszystkich swoich uczuciach. Zawsze ktos Cie wesprze 
Ania mama Aniołka Olusia *+ 9.10.2014 27tc
Kacperka *22.04.2016

Re: SAMOPOCZUCIE PSYCHICZNE po stracie. Malwinka [*][+] 9.10.2014 r. nasza ukochana córeczka...
BeataJ  
02-02-2015 20:31
[     ]
     
Witaj JoluP.
przykro mi że tu dołączyłaś. Wiesz ja też nie zdobyłam się na zrobienie zdjęcia naszemu synkowi,czego podobnie jak wy, bardzo żałujemy, również wydaje mi się że za mało czasu z nim spędzilam po porodzie, za krótko tuliłam itd. Ale w takich chwilach nie zdajemy sobie sprawy z tego że te chwile będą nam musiały starczyc do końca życia, jak je podzielić na tyle lat? Ja po porodzie też ciągle wyłam, miałam ochotę odejść na tamten świat. Mi bardzo pomogła grupa wsparcia na którą chodziłam prawie rok. Poznałam ludzie którzy czuli i przeżyli to co ja i mogłam z nimi o tym rozmwiać. W kolejną ciązę zaszłam szybko, misiąc póxniej i dziś wiem że to najlepsze co mogłam wtedy zrobić. Wprawdzie ciąży nie pamiętam całej, ale tez ominęło mnie dzięki temu wiele badań i dociekań dlaczego, bo już był dzidziuś w brzuszku i to nie był czas na takie testy. A teraz już nie są mi potrzebne.
A co do uczuć, to aż wstyd się przyznac, ale ja mam tak do tej pory że się boję o swoje dzieci i ciągle mysle co bedzie jak umrą, w co je ubiore, co dam do trumienki i takie tam, psycholog powiedział że to normalne, tak odreagowuję. Osobiście przerażają mnie te myśli, mam się wtedy spróbować czymś zająć. Jest też cos takiego, że nienawidze obcych dzieci. Swoje kocham, i jest kilka znajomych które toleruję, ale ogólnie jest tak że jak widze obce dziecko to mam ochote go uderzyć. Mówiłam o tym też na spotkaniach, okazuje się że nie ja jedyna. Dla mnie to chore zachowanie, jak myslę o tym np teraz. Ale niektórzy nie moge patrzeć na ciążowe brzuszki a ja na dzieci. A najgorsze jest to że wiele takich uczuc trzeba trzymać w sobie i nikomu nie powiesz, mój mąż tylko wie. Bo jak powiedzieć siostrze że nie cierpie jej dziecka? Niestey spotykanie się ze znajomymi i ich maluchami jest trudne i nie wiem czy kiedys to się zmieni, mam nadzieje że tak.
Też macie takie odczucia?
Bardzo skomplikowane to nasze życie się stało po śmierci dziecka. 
Beata, mama Sandruni *03.06.2010, Aniołka Ksawusia *+24.10.2011, Kacperka *25.08.2012

Re: SAMOPOCZUCIE PSYCHICZNE po stracie. Malwinka [*][+] 9.10.2014 r. nasza ukochana córeczka...
Ania E.  
03-02-2015 00:00
[     ]
     
Ja też tak mam niestety i bardzo mi ztym źle :( nienawidzę obcych dzieci. Trudno nazwac emocje jakie wtedy się pojawiają. Złość, smutek, zal, nienawiść i odraza do siebie, że takie są moje odczucia. Boję się co bedzie jak ktoś z najbliższych mi osob będzie spodziewać sie dziecka...ja bardzo bym chciała znów byc w ciąży, ale niestety muszę czekać sama do końca nie wiem ile. Jestem po cc i każdy lekarz ma inne zdanie na ten temat i ja już kompletnie nic nie wiem. A z drugiej strony bardzo sie boję czy z dzidzią bedzie okey i czy blizna wytrzyma. Te myśli dręczą i nie dają spokoju. Chcialabym zasnac gdzieś na rok i przespać ten najgorszy czas. Ja mam dwa zdjecia naszego synka. Mój mąż je zrobił bo wiedzial, że ja Go nie zdążę zobaczyć żywego. Nie oglądam ich często bo zbyt mnie to boli. Ale cieszę sie, ze je mam. Bo niewiele mi po Nim zostało. 
Ania mama Aniołka Olusia *+ 9.10.2014 27tc
Kacperka *22.04.2016

Re: SAMOPOCZUCIE PSYCHICZNE po stracie. Malwinka [*][+] 9.10.2014 r. nasza ukochana córeczka...
Sylwia24  
03-02-2015 12:03
[     ]
     
Bardzo mi przykro. :(

We wrześniu 2010 roku przeżyłam dokładnie to samo :(
Mój synuś urodził się martwy w 41 tc, ważył 3 kg i miał 58 cm.

Boli nadal pomimo upływu czasu. Ale jest inaczej niż zaraz po stracie. Wtedy marzyłam o tym żeby umrzeć. Dzisiaj wiem już jak żyć z tym bólem.
Potrafię się uśmiechać pomimo tęsknoty.

Są oczywiście gorsze dni. Takie kiedy nie chce się wstać z łóżka, a łzy same płyną po policzkach. :( 
------------------------------
Olek (11.04.09 42 tc) Szymonek (+20.09.2010 *21.09.10 41 tc) Wiktorek (20.01.2012 37 tc) i Maja (24.03.14 38 tc)

Tak trudno jest żyć gdy serce dziecka przestało bić...

www.soulowy.blogspot.com

Re: SAMOPOCZUCIE PSYCHICZNE po stracie. Malwinka [*][+] 9.10.2014 r. nasza ukochana córeczka...
JolaP  
27-02-2015 12:22
[     ]
     
Kochane, dziękuję za wszystkie Wasze odpowiedzi :* Długo nic nie pisałam... bo jak widać po moim pierwszym wpisie, przeżywałam ogromny kryzys i ciężko było mi zrobić, napisać cokolwiek. Ale wasze wpisy czytałam.. ech.. napisałabym, że czułam się lepiej wiedząc, że nie jestem sama z takimi przeżyciami.. ale też z drugiej strony.. tak naprawdę wolałabym, żeby nikt inny nie musiał przeżywać tak ciężkich doświadczeń.

Ale tym razem pojawiłam się tu z innym przesłaniem, chciałabym dać innym Mamom, które przeżywają ten sam ból co ja, NADZIEJĘ....

Jeszcze w styczniu, kiedy pisałam swój pierwszy post, nie miałam wiary w to, że uda mi się z tej tragedii podnieść.. że jeszcze będę w stanie funkcjonować.. bez leków, ciągłego napięcia, stresu...
Tak jak pisałam na końcu poprzedniego postu, postanowiłam zawalczyć o siebie.. o szczęście swojej rodziny.. Okazało się, że naprawdę się da. Jestem dużo silniejsza, niż wcześniej. Ból jest, on nigdy nie zniknie. Zawsze będę kochać moją córeczkę Malwinkę, zawsze będę o niej myśleć i o niej pamiętać. Ale udało mi się dźwignąć z tej najgłębszej rozpaczy. Wiem, że Malwinka by tego nie chciał, żebyśmy aż tak cierpieli.
Na nowo zrodziła się we mnie wiara i nadzieja, że jeszcze wszystko się ułoży, że jeszcze będziemy szczęśliwi. Czuję się gotowa, by dać Malwince ziemskie rodzeństwo, bez wyrzutów i strachu.
Wierzę, że los się do nas uśmiechnie, mam nadzieję, że już niedługo... :)

Być może część z Was zainteresuje, co tak naprawdę mi pomogło. Główne moje zajęcia w ostatnich 2 miesiącach to:
- joga hormonalna - nigdy do tej pory nie miałam styczności z jogą, ale ten typ jogi jest zdaje się mniej wysiłkowy, zajęcia zarówno przeznaczone dla osób chcących poradzić sobie ze stresem, jak i kobiet chcących starać się o dziecko (stymulacja dolnej części podbrzusza) - bardzo polecam tego typu zajęcia, mi pomogły nauczyć się relaksu, uspokoić oddech, który był bardzo zaburzony po przeżytej traumie, udało mi się wyciszyć

- psychoterapia - bardzo polecam, jednak terapeuta w zupełnie inny sposób porozmawia, wysłucha, taka rozmowa i wylanie łez na terapii naprawdę pomaga

- psychiatra/leki - ja bardzo długo broniłam się przed lekami - niepotrzebnie. Teraz wiem, że bronienie się przed lekami, to było troszkę niepotrzebne znęcanie się nad sobą. Na początku stycznia zaczęłam brać leki na uspokojenie i leki antydepresyjne - te leki uratowały mi życie. Pomogły w najtrudniejszych momentach. Leków na uspokojenie już nie biorę.. leki antydepresyjne też niedługo będę odstawiać. Warto, choć na krótko coś wziąć, żeby się nie męczyć.

- Techniki Emocjonalnej Wolności EFT - trafiłam do terapeuty zajmującego się tego rodzaju techniką we Wrocławiu z polecenia koleżanki, której wcześniej EFT bardzo pomogło. Byłam na takim spotkaniu 6 razy - inspirujące rozmowy, sama technika trochę kontrowersyjna i jak dla mnie zabawna, ale daje rezultaty, mi pomogło, może komuś z Was też pomoże.

- czytanie książek - na początku nie byłam w stanie, kompletny brak koncentracji, ze względu na stres.. ale z czasem, zaczęłam czytać (choć wcześniej praktycznie nie czytałam). Zaczęłam od bardzo lekkiej książki pt. " Wrzuć na luz" - książka uczy relaksu krok po kroku. Konsekwentnie ćwiczyłam codziennie. Pomogło. Od terapeuty dostałam też książkę "Dziecięce dusze". Nie jestem osobą wierzącą. Ta książka mnie zaciekawiła. Dodała wiary, że nasza Malwinka gdzieś tam jest.. może jeszcze kiedyś do nas wróci..?? (fragment książki dostępny na internecie, książka opiera się na teorii reinkarnacji).

Znów strasznie się rozpisałam. Ale może choć jednaj z Was pomogą sposoby, które mi pomogły, wiec myślę, że warto.
Musimy być silne kochane. Przed nami jeszcze piękne i szczęśliwe życie, bo mamy nad sobą nasze Aniołki. NASZE DZIECI BY TEGO CHCIAŁY. 
Jola, mama Malwinki (*+9.10.2014 r., w 40tc)
i Martynki w brzuszku

"Ludzie marzą o Aniołach - niektórzy mieli takie szczęście by trzymać jednego z Nich w ramionach..."
Ostatnio zmieniony 27-02-2015 12:26 przez JolaP

Re: SAMOPOCZUCIE PSYCHICZNE po stracie. Malwinka [*][+] 9.10.2014 r. nasza ukochana córeczka...
CzyMama  
27-02-2015 14:45
[     ]
     
Jestem z Wami, i październik 2014 to dla mnie też zła data. Czytam i placzę, bo przeszłam to samo - 33 tydzień ciaży- brak ruchów, szpital i wyrok.... Nie mogę patrzeć na kobiety w ciaży.... a w moim otoczeniu tyle ich jest... i nikt mnie nie rozumie tylko Wy... 
CzyMama

Re: SAMOPOCZUCIE PSYCHICZNE po stracie. Malwinka [*][+] 9.10.2014 r. nasza ukochana córeczka...
JolaP  
04-03-2015 13:50
[     ]
     
Mi najciężej jest patrzeć na dzieci, które są dokładnie w wieku naszej Malwinki.. Patrze jakie te dzieciaczki są już fajne, jakie już duże.. jak się fajnie cieszą... to tak bardzo boli, gdy myślę sobie, że nasza córeczka też byłaby już taka duża... 
Jola, mama Malwinki (*+9.10.2014 r., w 40tc)
i Martynki w brzuszku

"Ludzie marzą o Aniołach - niektórzy mieli takie szczęście by trzymać jednego z Nich w ramionach..."

Re: SAMOPOCZUCIE PSYCHICZNE po stracie. Malwinka [*][+] 9.10.2014 r. nasza ukochana córeczka...
MamaMikołaja  
14-04-2015 13:50
[     ]
     
Witaj Mamo Malwinki,
Chciałabym zacząć od tego, że bardzo serdecznie Ci współczuję i bardzo mi przykro, że Malwinka odeszła o całe życie za wcześnie. Mój Mikołajek umarł w taki sam sposób jak Malwinka - udusił się pępowiną pod koniec 37 tygodnia ciąży. Nie mogę się z tym pogodzić, że już tak niewiele brakowało żeby był z nami. On umierał pod moim sercem, a ja nic nie czułam, niczego takiego się nie spodziewałam.
Od jego śmierci minęły niecałe dwa miesiące, więc ja jestem dopiero na początku tej ciężkiej drogi. Mam jednak wrażenie, że z dnia na dzień jest coraz gorzej, coraz trudniej. Wydaje mi się, że dopiero do mnie dociera to co się stało... Ja z dnia na dzień coraz bardziej tęsknie, a wszyscy w okół wymagają ode mnie już powrotu do "normalności". Tylko, że ja nie chcę wracać do życia, w którym nie ma Mikołaja. Ostatnio jak zrobiła się ładna pogoda i wreszcie wyszło słońce koleżanka do mnie napisała, że w taką pogodę pewnie mi się poprawiło trochę samopoczucie. A ja mam odwrotnie - wolałabym żeby w tym roku nie przyszła wiosna. Jak jest ciepło i słonecznie to myślę tylko o tym, że powinnam teraz z Mikołajkiem spacerować po parku. A ja odwiedzam go na cmentarzu. Inne mamy kupują dzieciom zabawki, pieluszki - a ja mojemu Skarbowi kupuję znicze i kwiatuszki. Czasami mam ochotę iść na cmentarz i zabrać stamtąd Mikołajka do domu. Przecież tu wszystko na niego czekało... Nie mogę się pogodzić z tym, że nigdy go nie przytulę, nie zobaczę jak się uśmiecha, nie usłyszę jak mówi "mamo"...

Ewelina - Mama Mikołajka (+25.02.2015)
Kocham Cię Synku.
[*] dla naszych Aniołków 
Mikołajek +25.02.2015 (37 tc)
Jesteś naszą Cząstką w Niebie

::   w górę   ::
Przeskocz do :
Forum tworzone przez W-Agora