dlaczego.org.pl  
Forum dlaczego.org.pl  >> STRATA DZIECKA
Nie jesteś zalogowany!       

Ksawuś malutki *+24.10.2011
BeataJ  
11-05-2013 22:45
[     ]
     
Ksawuś malutki *+24.10.2011

Opowiem Wam moją historię…
3 czerwca o godz. 14.30 przy pomocy cc przyszła na świat nasza córeczka Sandrunia. I żyliśmy tak sobie szczęśliwi w trójkę przez następny rok, kiedy to w dniu jej pierwszych urodzin w moim brzuszku zasiała się kolejna fasolka. Test zrobiłam pod koniec czerwca, niespodzianki nie było bo już wcześniej czułam, że coś tam u mnie w brzuszku rośnie. Cieszyliśmy się, chociaż nad kolejną dzidzią planowaliśmy zacząć pracować we wrześniu (w sierpniu kończyła mi się umowa w pracy i chciałam poczekać do jej przedłużenia). Ale cóż, stało się. Termin porodu na 4 marca 2012r. po pierwszym usg termin na 24 lutego – super dzień moich urodzin, lepszego prezentu nie można sobie wymarzyć, jeszcze żeby była dziewczynka, chciałam mieć druga córeczkę. W lipcu pojechaliśmy na wakacje, dwa tygodnie nad morzem jadłam tylko frytki, bo tak mnie męczyło, że na nic nie mogłam patrzeć. Wszystko było ok z ciążą więc chodziłam do pracy, a ciąży postanowiłam powiedzieć po przedłużeniu umowy. Szefowi powiedziałam, że potrzebuje wcześniej przedłużenia bo musze zanieść do banku (spłacamy kredyt za mieszkanie) więc umowę dostałam już pod koniec lipca. W połowie sierpnia, kiedy właśnie mieliśmy wyjeżdżać na długi weekend w toalecie zobaczyłam krew, dużo krwi, bardzo dużo, leciało ze mnie jak z kranu dobra chwile i przestało. 10tc.Pojechaliśmy do lekarza. Badania i wszystko ok, dzidzia żyje i ma się dobrze. Dostałam leki na podtrzymanie, zwolnienie i skierowanie do szpitala gdyby się cos działo. Trzy dni było ok i kolejny krwotok. Tym razem szpital, a tam ze wszystko dobrze i żadnych śladów krwi! Do domu. Na drugi dzień znowu krew, tak samo dużo, szklanka, dwie, trzy…W szpitalu to samo, nic tam nie ma, żadnych śladów krwi, dzidzia żyje i ma się dobrze. Za dwa dni powtórka, tym razem pojechaliśmy na usg do innego lekarza, a on że tam nie ma z czego krew lecieć, że może mam hemoroidy albo polipy albo nadżerkę. Do mojego lekarza, a właściwie lekarki. I faktycznie jest malutka nadżerka i może z tego tak leci krew. Miesiąc spokoju. Nawet poszliśmy we wrześniu na wesele. Pod koniec września pojechałam do pracy zawieźć kolejne zwolnienie i oficjalnie powiedzieć że jestem w ciąży. A tam grypa żołądkowa panuje. Przywiozłam to cholerstwo do domu. Najpierw nasza córeczka, później ja i mąż. 16tc.Po kilku dniach znowu krwotok. Znowu szpital, lekarka, usg i czysto. Dzidzia, synek bo właśnie się dowiedzieliśmy że będzie chłopiec rośnie i rozwija się prawidłowo. I znowu kilka dni krwotoki i spokój. W szpitalu nigdy mi nie kazali zostać (teraz wiem, ze oni mieli mnie za wariatkę, która robi aferą bo ma małe plamienie, a to w ciąży normalne, bo jak jechałam do szpitala to tam ani śladu już nie było, ta krew mi uciekała na sedesie i koniec). Wiem też teraz, że powinniśmy byli pojechać do innego szpitala, ale w domu mała córeczka, która w nocy musiała zostawać z sąsiadami, bo nie mamy rodziny w Warszawie najbliższej, więc jechaliśmy do najbliższego. Mało tego, ani razu nie przeszło mi przez myśl, że takie krwotoki mogą się źle skończyć i żeby poczytać o tym w internecie, nic, zero. I znowu miesiąc spokoju. 21tc. 21 październik, piątek godz. ok 11 znowu krew, tak samo dużo. Do szpitala. Tym razem każą mi zostać i biorą na sale przedporodową. Robią badania, nic. Wieczorem zabrali mnie na patologię ciąży bo nic się nie dzieje, synek dalej szaleje, Ksawuś, bo już mamy imię dla niego. W sobotę w szpitalu wszystko dobrze, mówią że w poniedziałek powtórzą badania i do domu wypiszą. CRP lekko podwyższone mam więc dostałam taki ogólny antybiotyk. Wieczorem zaczyna mnie boleć brzuch, lekkie skurcze, dostałam nospę i poszłam spać. Rano w niedziele zjadłam śniadanie, skurcze ustały. Super. Idę do toalety i co, tam znowu leci krew. Proszę koleżankę z Sali żeby zawołała kogoś, pielęgniarkę lekarza, nich ktoś to w końcu zobaczy i uwierzy. Przyszła pielęgniarka, złapała się za głowę i pyta czy to tak cały czas leci krew? Mówię że tak, woła lekarzy, nie wierzą. Wiozą mnie na porodówkę, mam dzwonić po męża bo to poronienie i będę rodzić…Bo do 22 tc to poronienie a nie poród. Badają, rozwarcie na dwa palce, ale krew przestała lecieć i czysto, nic się nie dzieje, to nie poronienie. Robią badanie krwi, CRP bardzo wysokie. Dostaje kolejny antybiotyk i podłączają ktg. Żadnych skurczy, ktg książkowe, Ksawuś szaleje w brzuszku jak nigdy. Mąż trzymał mi rękę na brzuchu a on kopał, pierwszy raz tak długo. Wcześniej zawsze jak kopał i mąż kładł rękę to przestawał a teraz nie. Cieszymy się że wszystko ok i porodu nie będzie. Dziś wiem, że to było jego pożegnanie z nami. Lekarz mówi, że zrobią jeszcze kontrolne usg i wracam na patologię ciąży. I to koniec, na usg nie ma wód płodowych…Wyleciały…Między czasie przychodzi kolejny wynik badania krwi, CRP mam w tysiącach i rośnie, jest jakaś infekcja z którą nawet antybiotyki nie dają rady. Mówią że muszą wywołać poród, bo nie da się utrzymać ciąży bez wód płodowych. Muszę podpisać zgodę. Lekarz mówi że jak nie podpiszę to do wieczora może mnie nie być na tym świecie, mam sepse, jest południe. A i tak po kolejnym badaniu krwi zrobią cesarke żeby mnie ratować bez mojej zgody. Lepiej jak urodzę, bo po cesarskim cięciu przy tak małej ciąży nie ma żadnych szans na kolejną i donoszenie bo na macicy zrobią się zrosty. Podpisujemy zgodę z mężem. Lekarz mówi że ta infekcja to przez wody płodowe, że mogły mi się już jakiś czas sączyć bardzo malutko i nie widziałam. Dostaje oksytocynę, skurcze i krew. Teraz leci litrami i skrzepy, wielkie, momentami myślałam że to dziecko wylatuje. I tak od południa do rana w poniedziałek. Nie urodziłam, nie robi się rozwarcie. Rano o 9 znów usg, Ksawery nadal żyje, a my myśleliśmy że już umarł w brzuszku bez wód. Dzielny chłopak. Lekarz mówi że próbujemy jeszcze dwie godziny, jak nie urodzę to zrobią cesarkę. Robią transfuzję bo brakuje mi już krwi. Urodziłam, 24 października o 10.40 przyszedł na świat nasz kochany synek. Ważył 480 g i miał 30cm długości. Mąż błaga żeby go ratowali, mówią że takich małych nie ratują. Dali mi go pocałować, zapytali czy chcemy ochrzcić i mnie uśpili. Budzę się po narkozie, to sen, to wszystko zły sen. Ale nie, to prawda, to cholerna prawda. Chcę zobaczyć swojego synka. Mąż mówi że był na jego chrzcie, że jest z innymi maluchami na oddziale noworodków. Idzi e po niego. Przynosi Ksawusia, pamiętam jak go niósł na rękach i płakał, Ksawuś dalej żyje!!! Miał umrzeć zaraz po porodzie. Mogę go przytulic i pocałować, powiedzieć jak go kocham. Jest śliczny, taki podobny do mojego męża, dosłownie jakby skórę zdjął, i do Sandruni, bo ona to też po porodzie była wykapany tatuś. I jest taki duży. Owinięty w kocyk niebieski. Słodko śpi. Jest mu zimno więc mąż go odniósł, bo tam leżał pod kaloryferkiem do nagrzewania. Nie wiem która godzina, piszemy sms do rodziny: Dziś rano urodziłam synka, ważył 480g, został ochrzczony, daliśmy mu na imię Ksawery, zmarł o 11. Wszyscy dzwonią, nie odbieramy, przychodzą sms, do dziś pamiętam każdy, że współczują, Że o Boże, że brak im słów i życzą siły. My płaczemy. Przychodzi pediatra, nie wiem o której, teraz czas się nie liczy, mówi że naszemu synkowi serduszko przestało bić o 12.30. Tłumaczy dlaczego nie mogli ratować. Nasz mały Ksawuncio żył 1h50min. A ten czas, który z nim spędziliśmy ma nam wystarczyć do końca naszego życia. Tylko jak podzielić te minuty na lata… We wtorek wypisałam się ze szpitala na własne żądanie, lekarz wezwał męża, mówi że jak dostane gorączki to już się nie da nic zrobić. Ale to nasza decyzja, wychodzę, do domu wracamy z torbą leków. Jedziemy załatwić formalności związane z pogrzebem, trzeba kupić miejsce na cmentarzu, zamówić firmę pogrzebową, wybrać trumnę, napis…Ciągle kręci mi się w głowie, ale nie chce zostawiać z tym męża samego. Załatwione, pogrzeb będzie w czwartek o 14.45. znowu smsy do wszystkich. Wracamy do domu popołudniu. A tam wita nas córeczka, ona chce dać buzi dzidzi. Odkąd dowiedziała się że mam w brzuszku dzidzię całuje mnie w niego, tzn dzidzię, daje smoka, cukierki i jest taka szczęśliwa, że dzidzi zjada (tzn ja, ale tak żeby ona nie widziała). Mama mówi pozwól jej, ona nie rozumie że dzidzi już nie ma. I mi pęka serce po raz drugi. Po kilku dniach nasza półtoraroczna córeczka zrozumiała że jej braciszek teraz jest w niebie i lata. Już nie daje buzi. Środa, trzeba kupić coś do trumienki, wybieramy pieluszkę i biały ciepły kocyk, bo w co ubrać takiego malutkiego człowieczka? Ciągle myślę czy nie jest mu w tym kocyku zimno w zimę a w lato gorąco? Przyszedł czwartek. Dzień pogrzebu, poprzedni dwa przepłakaliśmy. Dziś go w końcu znowu zobaczymy, nie mogłam doczekać się 14. I jest, nasz mały synek, znowu możemy go po głaskać i przytulić, po raz ostatni już. Pogrzeb pamiętam dokładnie, ale jakby z boku, jakbym go z góry oglądała. Jest mnóstwo znajomych i rodziny. Wszyscy składają kondolencje, ale co oni tak naprawdę wiedzą o tym co my czujemy. Wracamy do domu a tu znowu niespodzianka, Ksawusiu mam dla ciebie mleczko syneczku. Dwa tygodnie walka z laktacją. Za co to wszystko, dlaczego mój synuś nie może go jeść ? Kolejne dni to zwykłe wegetowanie, wstajemy bo mamy córeczkę, którą trzeba się zająć. Pól dnia spędzamy przy grobie. Wieczorem kładziemy ją spać i płaczemy do rana. Myślimy, trzeba odejść do Ksawusia, postanowione, przenosimy się na tamten świat. Ale jest Sandra, sama zostać nie może a zabrać jej nie chcemy, mąż mówi że nie możemy jej tego zrobić. Czyli żyjemy dalej jak w amoku. A może to jednak zły sen się obudzimy? Wybraliśmy pomnik dla synka, jakie to okropne, zamiast ubranek, cukierków, kupujemy mu świeczki i kwiatki, i cieszymy się jak małe dzieci kiedy wybieramy pomnik. Będzie na nim rysunek aniołka i napis „gdy odszedłeś, zgasło niebo”. Ale dla nas to nie tylko niebo, nam się zawalił cały świat, i już nigdy nikomu nie uda się go odbudować.
Dwa miesiące później robię test ciążowy, dwie kreski. Radość, chcemy mieć jeszcze dzieci. Super, ale czy nie za wcześnie? Idę do swojej lekarki, zdziwiona że tak szybka, ale uśmiecha się i mówi działamy. Badania, zwolnienie. O dziwno badania świetne, powtarzamy bo ginekolog nie może uwierzyć że po tak dużej ilości utraty krwi (mówiła że ilość unormuje mi się po półmroku najwcześniej) wszystkie wyniki w normie. Mąż pod choinkę dostał test ciążowy – z pozytywnym wynikiem. Cieszymy się. Ciąża książkowa, z wyjątkiem przygody z toxoplazmozą, którą się zaraziłam w 26tc. 25 sierpnia 2012r o 6.40 urodziłam Kacperka, ważył 3600g i miał 55cm. I chociaż w domu mamy teraz d1)ójkę wspaniałych dzieciaków, to nadal nie chce się żyć a łzy płyną litrami. Wszyscy mówią zapomnij, czas leczy rany, masz dzieci. Ale tak się nie da. Nie da się zapomnieć o moim małym słodkim aniołku. Miał się urodzić 24 lutego, urodził się cale 4 miesiące za wcześnie. Nienawidzę swoich urodzin, tych życzeń od rodziny. To miały być urodziny mojego synka. A teraz to jest kolejna rocznica jego śmierci. W tym roku tego dnia ochrzciliśmy Kacperka i tylko my tak naprawdę wiedzieliśmy jaki to dla nas szczególny dzień.
Pytam Boże dlaczego właśnie nam zabrałeś dziecko? Nienawidzę wszystkich i wszystkiego, chce żebyś mi oddał Ksawusia, cały czas się łudzę że któregoś dnia ktoś mi go przyniesie z powrotem. Nie chcę i nie potrafię żyć bez niego, czasem mam ochotę iść na cmentarz odkopać go i przynieść do domu. Nie mogę znieść myśli że moje dziecko mieszka na cmentarzu. Przecież nie tak miało być, nie tak to sobie planowaliśmy. Przez rok chodziłam na grupę wsparcia, lubiłam spotkania z ludźmi którzy wiedzą co czuję, niczego nie uwarzają za głupotę bo myślą tak samo. Z czasem oprócz płaczu umieliśmy się też uśmiechać w swoim towarzystwie. Wszyscy mówią że tym bólem trzeba nauczyć się żyć i że kiedyś będę to umiała. Ale jak i kiedy? Ile jeszcze musi upłynąć lat? Minęło półtora roku, a mi się wydaje że to było wczoraj, pamiętam każdą minutę spędzoną z Ksawerym i każdym dzień ciąży. Bo tylko te 5 miesięcy mieliśmy dla siebie. W domu często o nim rozmawiamy, Sandrunia zaraz skończy 3 latka, więcej rozumie, więc więcej pyta o braciszka który jest aniołkiem. Lubię te rozmowy z nią o braciszku aniołku którego kochamy najmocniej na świecie. Kiedy płaczę to ona mówi, żebym się nie martwiła bo jutro pójdziemy zapalić SI, tak się nauczyła mówić po śmierci Ksawusia że idziemy zapalić Si. I że jak Ksawuś urośnie to będzie z nami chodził za rączkę, wtedy jej tłumacze że nie bo on jest daleko, a ona na to, mamusiu w takim razie przyjedzie tramwajem.
Mój synek jest tak blisko mnie, że czuje jego obecność, a jednocześnie tak daleko, że nie mogę go zobaczyć. Chciałbym być szczęśliwa, cieszyć się tym co mam, ale nie potrafię, nie umiem przestać myśleć o tym, czego nie mam, a raczej kogo nie mam i już nigdy nie będę miała. Czasem zdaży się lepszy dzień, nawet może tydzień, a później ze zdwojoną siłą wracają myśli i gorsze dni. Kocham wszystkie swoje dzieci, całą trójkę i tak bardzo denerwują mnie komentarze z boku że mamy śliczną parkę, mamy ochotę wrzeszczeć żeby cały świat usłyszał, że ja ma troje dzieci 2+1 a nie parkę. Wiele osób już zapomniało o naszym Ksawciu, dla nich to był jeden dzień pogrzebu, chwila zadumania i życie toczy się dalej. Dla nas czas stanął w miejscu 24 października o 12.30 i już nigdy nie ruszy do przodu, mimo, że kartki w kalendarzu się zmieniają. My syneczku nigdy o Tobie nie zapomnimy, zawsze będziemy Cię kochać z tatą jak pozostałą dwójkę i żadne z nich nam Ciebie nie zastąpi. Mam nadzieję, że kiedyś się spotkamy po tej drugiej stornie i że będzie to bliżej niż dalej, i że nadal będziesz Miom malutki synkiem, żebym mogła się Tobą opiekować i nadrobić ten stracony czas.
Mama Sandruni *03.06.2010, Aniołka Ksawusia *+24.10.2011 i Kacperka *25.08.2012 
Beata, mama Sandruni *03.06.2010, Aniołka Ksawusia *+24.10.2011, Kacperka *25.08.2012

Re: Ksawuś malutki *+24.10.2011
atusia13  
12-05-2013 16:50
[     ]
     
Beatko, jestem całym sercem z Tobą już od rana. Po przeczytaniu postanowiłam od razu napisać, ale odpisuję i kasuję wiadomości do Ciebie, zabrakło mi słów. Tak naprawdę wiem, że słowa w takich chwilach najmniejszą odgrywają rolę. Przeszłaś wiele i przechodzisz, bo wiem po sobie, że ból nie mija wraz z ustaniem żałoby. Nam też każdy 24- ty dzień w miesiącu kojarzy się tylko z jednym. Dużo siły Ci życzę.A dla Twojego maleństwa przesyłam światełko do Nieba (*). 
Beata
Mama Marcelka z wadą letalną ur.14.05.2009 - zm 24.03.2011 http://funer.com.pl/epitafium,marcel-wysocki,5849,1.html

Re: Ksawuś malutki *+24.10.2011
mamalucasa  
12-05-2013 19:46
[     ]
     
(***)(***)

http://lucasczajkowski.pamietajmy.com.pl/ 
mama aniolka Lucas'a ur.14.05.12;zm.03.12.12

Re: Ksawuś malutki *+24.10.2011
Ulla888  
12-05-2013 20:23
[     ]
     
Aniołeczku (*)(*)(*)(*)

Mama Łukasza i Aniołka Pawełka (*05.09.2012r +25.09.2012r)http://kruszynko.blog.pl/
UsiaD@onet.eu 
ulla

Re: Ksawuś malutki *+24.10.2011
EwelinaW  
13-05-2013 13:15
[     ]
     
Niestety..nikt Ci dziecka nie odda i czy chcesz, aby Twoje żyjące dzieci nosiły w sercu obraz smutnej matki? Chcesz, aby żyły ze świadomością, że Ksawery jest, jak sama powiedziałaś "kochany najbardziej na świecie"?
Żadnemu dziecku bym tak nie powiedziała, bo choć kocham każde dziecko inaczej, to równocześnie, każde z nich równie mocno.
Przychodzi taki czas, że łzy trzeba otrzeć i smutek schować głęboko, aby nie ranić nim najbliższych. Twoje dzieci nie znają Ksawerego i nigdy nie obdarzą go taka miłością, jak siebie na wzajem. Naucz ich pamięci, ale nie wymagaj miłości. Okaż im radość z tego, że po prostu są, a nie rozpacz za kimś, kto jest dla nich abstrakcyjny.
Wiem, że cierpisz, ale decydując się na kolejne dziecko, zdecydowałaś się, że nie żałoba i łzy wypełnią Twoje życie, ale nadzieja.
Życzę Ci, abyś zaczęła żyć dla tych, ktorych masz blisko z radością. Bo Tego, którego nie ma przy Tobie, nie wrócisz. A pozwól mu z Góry patrzeć na Ciebie z dumą. Niech będzie zadowolony, że ma szczęśliwą rodzinę, która o nim pamięta, ale która za nim nie rozpacza.
Trzymaj się. Otrzyj łzy, spójrz na swoje pociechy i zobacz, jak wiele dostałaś od Boga.
---
Mama Królewny Zuzi 23.08.07-*06.06.08
Księżniczki Natalki 24.09.09
Księciunia Nikosia 24.01.12
--- 
"Śmiertelnie chore dzieci wiedzą, że umrą. Jest to wiedza nieświadoma ale kieruje ich postępowaniem. Ci, którzy żegnają się z nimi, mają przytępiony słuch. Jesteśmy głusi na przekazy umierających."

Re: Ksawuś malutki *+24.10.2011
BeataJ  
13-05-2013 14:22
[     ]
     
Ewelino, napisałam tak, bo my tak w domu do siebie mówimy. Kocham każde swoje dziecko tak samo, czyli najmnocniej na świecie. U nas w domu po prostu do słowa KOCHAM zawsze dodaje się NAJMOCNIEJ NA ŚWIECIE i nie dlatego że kogoś kochamy bardziej a kogoś mniej. Szkoda tylko że źle odczytałaś to co napisałam i mnie krytykujesz. 
Beata, mama Sandruni *03.06.2010, Aniołka Ksawusia *+24.10.2011, Kacperka *25.08.2012

Re: Ksawuś malutki *+24.10.2011
mery.k  
13-05-2013 14:30
[     ]
     
Tak bardzo współczuję .... napisze mądre zdanie, które kiedyś usłyszałam: "Beatko Ty i Ksawuś dostaliście od losu bilety na ten sam pociąg i nachwilę spotkaliście sie w tym samym wagonie. Tylko on wysiadł a Ty pojechałaś dalej ...." Gdyby nie Ksawuś nie wiadomo czy byłby Kacperek ....

U mnie mija prawie rok bez Kacperka. Żył 21 mies. Bardzo trudny to był czas dla niego dla nas i dla naszej Karoliny. Żyję dla córki 7 l. bo ona w tym wszystkim zasługuje na szczęście .... a pamięć o braciszku pielęgnujemy wspólnie.
Już nie liczę na to że ktoś z rodziny, znajomych będzie go wspominał, że przyjedzie odwiedzić grobek. Najwazniejsze, że ja mogę to robić i być na cmentarzu wtedy kiedy tylko poczuję taką potrzebę....

Światełka dla Twojego anielskiego chłopczyka ((**)) ((**))



..........................................................................................
mama Kacperka 27 t.c (*25.08.2010 +23.05.2012) i ziemskiej Karolinki 7 l. 


Re: Ksawuś malutki *+24.10.2011
BeataJ  
13-05-2013 14:42
[     ]
     
Dziękuję za te słowa. Też sobie tak myślę, że pewnie nie byłoby Kacperka. Nawet znalażłam sobie na to takie własne prywatne wytłumaczenie: że Ksawuś musiał umrzeć, żeby zrobic miejsce dla Kacperka, bo inaczej on mógłby trafić do takiej wyrodnej matki która by go zamrodowała po urodzeniu, jak to się słyszy ostatnio. I tak mi lepiej wtedy. Kocham całą trójkę i Ksawuś wie że go kochamy nawet jeśli jest w niebie. Tylko wolałbym mieć całą trójkę przy sobie.

Światełko dla Twojego Kacperka {*} 
Beata, mama Sandruni *03.06.2010, Aniołka Ksawusia *+24.10.2011, Kacperka *25.08.2012

Re: Ksawuś malutki *+24.10.2011
Alicja74  
13-05-2013 16:01
[     ]
     
Bardzo mi przykro Beato z powodu straty synka.

Mój Boże czytałam Twoją historię i widziałam siebie i swój dramat , od razu wróciły mi wszystkie obrazy z pobytu w szpitalu. Te plamienia , krwawienia , bóle , słowa lekarzy - nie ma pani już wód, pewnie sączyły się razem z krwotokami , będzie pani rodzić, takich dzieci się nie ratuje , to sepsa itd.
Może to głupio zabrzmi, ale zazdroszczę Ci tego , że widziałaś swojego synka , przytuliłaś Go, pożegnałaś . Mi zabrakło tej siły i odwagi , na porodówce darłam się i błagałam by mnie uśpili i nie pokazywali dziecka . Każdego dnia żałuję tamtej decyzji , do dziś mam wyrzutu sumienia , że tak postąpiłam i do końca życia będę je miała.
Codziennie próbuję sobie wyobrazić jak Amelka wtedy wyglądała , jaka teraz by była . Teraz w każdej trzyletniej dziewczynce szukam Jej i ból rozrywa mi serce , bo mojego dziecka nie ma .

Przytulam bardzo mocno i dużo sił Ci życzę , a dla Ksawusia najjaśniejsze światełka do samego Nieba (*)(*)(*)...

Ala,mama anielskiej Amelki 23tc(*+08.02.2010)
i ziemskiej Roksanki (*1996)
Tak bardzo kocham i tęsknię , i nigdy nie przestanę 


Re: Ksawuś malutki *+24.10.2011
BeataJ  
14-05-2013 08:02
[     ]
     
Alicjo, wiem co czujesz. Ja widziałam swojego synka, mialam go na rączkach. Ale powiem Ci że mi sie ciągle wydaje że za mała, ża za krótko, ża mogłam dłużej, że mogliśmy zrobic zdjęcie a nie zrobilismy. Wtedy o tym nie myśleliśmy a teraz też żałuje. Na pocieszenie mogę Ci tylko napisać, że nawet jakbyś ją przytuliła i zobaczyła, to dziś ciągle byś miała wyrzuty że za krótko, a niestety prawda jest taka, że bez względu na to jak długo byśmy nie miały naszych dzieci w ramionach to i tak zawsze będziemy myśleć że mogłyśmy dłużej, mocniej itd. Nie dręcz się tym bo nie miałaś na to wpływu tak naprawdę, byłaś w szoku tak jak ja. Napweno rodziłaś wiele godzin a to sił i logicznegomyślenia nie oddaje. Uwierz mi ja też po tylu godzinach błagałam że mi juz dali spokój, żeby ten ból się skończył. Bo co innego rodzic w bólach jak wiesz że wynagrodzi ci to zaraz usmiech Twojego maluszka, a co innego jak Twój skarb ma odejść. Masz straszą córeczkę, pomyśl że Amelka byłaby do niej podobna. Mój Ksawuś wyglądł jak Sandrunia i peenie teraz byłby do niej podobny. I jeszcze jedna rzecz mi pomaga, czasem jak Kacperek uśmiecha się ot tak bez powodu to skradam ten uśmiech i mówię że to od Ksawusia.

Światełko dla Amelci {*} 
Beata, mama Sandruni *03.06.2010, Aniołka Ksawusia *+24.10.2011, Kacperka *25.08.2012

Re: Ksawuś malutki *+24.10.2011
mery.k  
14-05-2013 09:53
[     ]
     
Ja mojego Kacperka rodziłam przedwcześnie, też wody mi odeszły i nie udało się zatrzymać porodu. Zaraz gdy sie urodził zabrali mi go i nawet go nie widziałam. Straszyli, że może nie przeżyć. Dopiero rano pozwolili mi go zobaczyć. Dobrze że jeszce potem mogłam go mieć przez te 21 mies na świecie. Choć oczywiście nie zawsze przy sobie. Dziewczyny to nie da się tych chwil dzielić czy sekunda, minuta razem z dzieckiem czy godzina czy 21 mies.to boli i zawsze za krótko. Moje dziecko odchodziło śpiąc obok mnie. Ja spałam. Nie widziałam ostatniego tchnienia. Zawsze gdzieś z tyłu głowy będzie dlaczego tak zrobiłam a nie inaczej. Mnie nachodzi czasem, że mogłam nie zasypiać, mogłam czuwać. Przecież to nie pierwsza nieprzespana noc by była. Jednak Kacperek wybrał sobie taki moment z myślą żeby go nie ratować to wiem. Ból w sercu, miłość i tęsknota to już nieodłączny element naszego życia.

Wszystkim naszym aniołeczkom światełka ((**)) ((**))



........................................................................................
mama Kacperka 27 t.c (*25.08.2010 +23.05.2012) i ziemskiej Karoli 7 l. 

Ostatnio zmieniony 14-05-2013 09:54 przez mery.k

Re: Ksawuś malutki *+24.10.2011
sylwia1975  
14-05-2013 12:15
[     ]
     
co tu napisac,ze chociaz zawsze pragnelam 2 dwojeczke ,i ja mam a mogloby byc 4 dzieci wiecej czyli 6 ,najbardziej mnie poranila strata Lary sofie bo mnialo byc dobrze bo bylam najdalej w ciazy 31 tydzien i pod kontrola scisla ,dawidka stracilam w 21 tydodniu 2006 czerwiec 2 i tima predzej w 1996 r styczen 18 tydzien,i iskierke 8 tydzen 2007,hm lara urodzic sie mniala w listopadzie,lecz zmarla w koncu sierpnia w brzyszku a urodzilam ja w moje urodziny 4.09.2009 roku,po larze nie oczekiwanie z tzw.zabezpieczeniem zaszlam w ciaze i mateusz urodzil sie 02.03.2011 roku,w mniedzy czasie mamy corke sevenne ur 19.07.2002 roku obydwoje przes cc,nie wiem czy bym mniala 6 dzieci gdyby byli bym ich kochala tu tak samo jak tam,mysle ze to na mysli mniala jedna z forumowiczek tu.
Zycze ci abys w sercu pamietala o aniele i mimo tego byla szczesliwa ziemska mama(co nie zawsze sie udaje),swiatelka dla synusia 


Re: Ksawuś malutki *+24.10.2011
BeataJ  
14-05-2013 13:22
[     ]
     
Sylwia wspólczuje. Czasem sobie myslę wiem że inni mają gorzej ode mnie, że umiera im więcej dzieci. Ja sobie nie jestem w stanie wyobrazic tego jak można życ po stracie czwórki maluszków, ja bez jednego nie potrafię. Jak byłam w ciąży z Kacperkiem to nawet raz nie przeszłomi przez myśl że cos sie może stać, nie wiem dlaczego, ale czulam, nawet byłam pewna że będzie wszystko ok i jest. Dlatego tak bardzo nie moge zrozumieć dlaczego mój Ksawuś musial odejść, co zrobiłam nie tak? 
Beata, mama Sandruni *03.06.2010, Aniołka Ksawusia *+24.10.2011, Kacperka *25.08.2012

Re: Ksawuś malutki *+24.10.2011
sylwia1975  
14-05-2013 16:18
[     ]
     
nic nie zrobilas...........nie tak,chociaz ciezko zrozumniec,to nie ty my decydujemy,ja mam wrodzona zakrzepice czynnik leidena v i co moglam zrobic bez heparyny ,jak jej nie otrzymalam w ciazy z lara nic,mateuszek przezyl bo od 6 tygodnia ciazy do 38 i 1 dzien fraxeparyna ,twoje dziecko zmarlo na infekcje,ty tego nie spowodowalas,nie bylas w stanie ani zapobiec ani uleczyc,ja widocznie tez nie,cos takiego nas zaskakuje i oszolamnia 


Re: Ksawuś malutki *+24.10.2011
demonnik  
15-05-2013 12:48
[     ]
     
Beatko bardzo Ci wspołczuje i przesyłam najjasniejsze siwatełka dla Ksawusia do nieba[*]. Ja rowniez straciłam synka - Filipka w 23,4 tc 6 i poł roku temu.Był moim pierwszym dzieckiem. Po jego stracie urodziłam jeszcze Mateuszka i poł roku temu Alanka. Mimo,ze mineło juz ponad 6 lat to itak ten bol potrafi czasami złapac tak bolesnie.... najgorsze sa np swieta ,rocznice..dzien terminu porodu - tez miał sie urodzic w moje urodziny,mialo byc wesoło radosnie...wczesniej przez jakies pierwsze 2-3 lata niepotrafiłam sie z tym wszystkim pogodzic duzo plakalam chodziłam smutna...teraz mimo,ze w sercu do konca zyci juz pozostanie pustka i bol to ..jest to juz inny bol inna tesknota...inny mam na mysli - taki do zniesienia,umozliwiajacy normalne funkcjonowanie na codzien- moge juz sie smiac patrzec w niebo i mowic ze jestem szczesliwa .mieszkam za granica i synka na cmentarzu odwiedzam srednio raz do roku...patrzac teraz na młodszego synka bol powrocił bo patrze na niego widze jaki jest podobny do starszego i odrazu przychodzi mysl...czy Filip byłby tez taki do braci podobny?jaki by był i dlaczego to samo pytanie ktore zadaje kazda z nas -dlaczego- co zrobiłam czym zawiniłam. długo sie obwiniałam ,czasami tez przemknie mi jeszcze przez mysl ze to była moze moja wina,ze ja,moje ciało nei dało rady?...u mnie stwierdzono niewydolnosc szyjki i to przez to malutki za szybko sie urodził ... ale w koncu dochodze do takiego wnioku ,ze nie moge sie obwiniac,bo gdybym miała na to jakis wpływ,jakbym mogła cos zrobic zeby nie urodził sie za szybko to napewno jako mama bym zrobiła wszystko...ale niestety nie zawsze mamy na cos wpływ..i ta bezradnosc boli. daj sobie czas.nie mozesz tłumic w sobie smutku,musisz to wypłakac.mialam taki trudny czas ...w dzien przy synku byłam dumna szczesliwa zeby widział mnie taka a wieczorami kiedy swiatła gasły był czas tylko dla mnie i Filipka i moj płacz i moj zal i zalane łzami jedyne zdjecie takie z usg z 20 tc ...ja mojego snka nawet nie widziałam nie trzymalam nie pogłaskałam po głowce nie przytuliłam...to we mnie rowniez wywołuje do dzis poczucie takie bardzo negatywne z wyrzutami sumienia ale musze to przezwyciezac dla tych dzieci ,ktore sa w domku ktore na mnie patrza czuja chca mamy usmiechnietej ..zyjacej dniem zyciem...trwalo to okolo2-3 lat. Moj starszy synek dzis ma 5 ,lat i wie o braciszku w niebie,czesto go wspominamy ale w taki sposob by nie czuł smutku zalu ze go nie ma z nami.jak tylko jestesmy wpolsce jedziemy na cmentarz i Mati wybiera kwiatki albo znicze z aniołkami ,kiedys przywiozł mu swoje malutkie autko i zostawił na grobiku zeby braciszek miał sie czym pobawic :}...3 majsie kochana ..kiedys zaswieci słoneczko i bedziesz w stanie cieszyc sie z tego co masz tak mocno jak chcesz:}nikt jednak nie odpowie Ci kiedy to bedzie to sprwa bardzo indywidualna mysle...zycze Ci tego bys mogła usmiechac sie do nieba bez tego fizycznego bolu w sercu ...powodzenia i 3 maj sie 

Filipek ur/zm 19.01.2007r 23tc[*],

Mateuszek ur. 17.03.2008r 36tc,

Alanek ur 21.10.2012 39,6 tc!:o)

oraz Aniołek ktory umarł w brzuszku w 15 tc a o czym dowiedzialam sie w 18 tyg.zabieg 19.06.2015

spijci

Re: Ksawuś malutki *+24.10.2011
BeataJ  
18-05-2013 10:07
[     ]
     
Może to głupie, ale chcę Wam coś opisać. Kiedyś, jak jeszcze Sandrunia miała niecałe dwa latka, ja byłam już w ciązy z Kacperkiem, i szliśmy na cmentarz (chodziliśmy tam codziennie, a teraz tak staramy się dwa trzy razy w tygodniu, wiadomo, dwójka maluchów w domu i brak czasu na wszystko), to Sandra mówiła do chłpoczyka na drzewie...A dokładnie to nas pytała dlaczego on tam siedzi, po co przyszedl, itd. W domu często mówiła że ktoś jest na balkonie i pytała kto to. A teraz potrafi stanąć w jakmś kiernku i cos komuś opowiadać. Nasz mały Kacperek też czasem patrzy się w dal i tak się śmieje i macha rączkami jakby coś widział. Może pomyślicie że to nienaromalne ale nam się wydaje i chcemy w to wierzyć że nasze dzieci widzą sowjego braciszka Ksawusia. Żałuje tylko jednego, że to nie ja go widuję. tak bardzo za nim tęsknie,wieczorem udaję, ze daje mu buziaka. Przyśnił mi się tylko jeden raz, a tak bym chciala żeby mi sie śnił częsciej. 
Beata, mama Sandruni *03.06.2010, Aniołka Ksawusia *+24.10.2011, Kacperka *25.08.2012

Re: Ksawuś malutki *+24.10.2011
EwelinaW  
18-05-2013 22:17
[     ]
     
Moim zdaniem, to my bardzo chcemy w zachowaniach naszych żyjących dzieci doszukac się, że one widzą/czują te zmarłe.
Tez kiedyś miałam ten dylemat.
-----
Mama Królewny Zuzi 23.08.07-*06.06.08
Księżniczki Natalki 24.09.09
Księciunia Nikosia 24.01.12
----- 
"Śmiertelnie chore dzieci wiedzą, że umrą. Jest to wiedza nieświadoma ale kieruje ich postępowaniem. Ci, którzy żegnają się z nimi, mają przytępiony słuch. Jesteśmy głusi na przekazy umierających."

Re: Ksawuś malutki *+24.10.2011
BeataJ  
07-02-2017 09:25
[     ]
     
Kocham Cię Aniołku każdego dnia bardziej.... 
Beata, mama Sandruni *03.06.2010, Aniołka Ksawusia *+24.10.2011, Kacperka *25.08.2012

::   w górę   ::
Przeskocz do :
Forum tworzone przez W-Agora