dlaczego.org.pl  
Forum dlaczego.org.pl  >> STRATA DZIECKA
Nie jesteś zalogowany!       

Minal rok – podsumowanie
aka  
02-04-2007 11:35
[     ]
     
Odnalazlam moj post, napisany dokladnie rok temu, przed Wielkanoca:


„aka (meisberger)
12-04-2006 10:31
Minelo 51 dni od urodzin mego synka, 22 dni od jego smierci, 15 od pogrzebu... Zaraz po Wielkanocy mialabym zaprogramowana cesarke, a gdybym mogla rodzic naturalnie, termin bylby na 5 maja, a teraz nie ma juz nic, procz rozpaczy, milosci i kalendarza,w ktorym moge sobie wyliczac daty, rachowac dni, zamieniac je na tygodnie i wyobrazac sobie, co by bylo, gdyby...
Jutro wyjezdzamy na kilka dni o 500 km stad, tam gdzie nikt nas nie zna, a my nie znamy nikogo, gdzie nikt nie zapyta "a jak tam dzidzius", albo "no ale teraz chyba juz wszystko w porzadku, to w koncu juz prawie trzy tygodnie minely", gdzie moze uda sie nie myslec.
Czego zyczyc na Wielkanoc? Wesolych Swiat? To chyba zawyzone wymagania, ale moze chociaz "stabilnych", jak mowi sie o dzieciach w inkubatorkach a potem nagle jest bardzo zle? A moze w prezencie na Wielkanoc ktos wynalazlby inkubatory na nasze serca, mozgi i dusze? Nawet jesli stabilnosci nie da sie zagwarantowac...
Chyba wariuje
Sciskam was wszystkie
12 tyg. Aniolka Kwietniowego ( 22.04.2005) i kochanego Aniolka Marcowego LOUIS (ur. 21.02.2006 zm. 22.03.2006)
--------------------
aneta”

No i tak sobie pomyslalam, ze po roku czas chyba na jakies podsumowanie.
Czy jest lepiej, czy gorzej? Chyba po prostu inaczej. Ale nie gorzej, jest inaczej. Najgorzej bylo gdzies tak po osmym miesiacu od smierci synka, najgorszym momentem w tym calym roku byly Swieta Bozego Narodzenia, po raz pierwszy (i dotad ostatni) wzielam leki, bo juz nie moglam wytrzymac. Bylo okropnie, ale przetrwalam, dzieki nie wiem czemu i rodzinie, ktora nie przeszkadzala (za co jestem im bardzo wdzieczna).
Moj maz pomogl mi, bo zostawilismy siebie w spokoju i pozwolilismy sobie przezyc zalobe kazde na swoj sposob. Wiem, ze on caly czas mysli o Louis, a poniewaz jest z natury gadatliwy ;-) to na poczatku bardzo duzo rozmawialismy, a potem jakos tak naturalnie coraz mniej, ale to moze dlatego, bo juz wszystko zostalo powiedziane. Nadal jednak wspominamy malego, czasem maz wieczorem wraca z pracy i mowi: A wiesz, klienci, u ktorych dzis bylem tez stracili dziecko, w takich i takich okolicznosciach...
Chyba powinnam uwazac sie za szczesciare, bo nasze malzenstwo wzmocnilo sie po tym, co razem przeszlismy, chociaz nie ukrywam, ze wolalabym inne sposoby na wzmocnienie zwiazku.

A tak naprawde to sile do dalszego zycia dala mi moja corka, nie wiem, jakby bylo, gdyby nie to, ze jest. Za nia dziekuje Bogu.

Mowiac o Bogu... Nie przetrwalam dzieki modlitwie, bo nie moge modlic sie do tej pory, w kosciele bywam sporadycznie, po prostu blokada, nie znajduje tam swego miejsca (no moze z wyjatkiem kosciola o. Dominikanow na Starym Miescie w Lublinie, niedzielna msza o godz12, tam laduje sobie baterie, gdy jestem w Lublinie (2 razy w roku, wiec nieczesto niestety). Dzieki atmosferze tego kosciola i slowom, ktore tam padaja wiem ciagle, ze gdzies Bog jest, to mi wystarczy, nie prosze Go o odpowiedzi, chyba nadal boje sie z Nim rozmawiac.
Przetrwalam dzieki wierze w zycie po zyciu.

Przetrwalam tez dzieki DLACZEGO, nie ja pierwsza i, niestety, nie ostatnia. Na poczatku zaangazowalam sie w pomoc nad broszura dla rodzicow po stracie, zrobilam tlumaczenie z broszury francuskiej (w czym pomogla tez Elwira – buziaki Elwirko ), bibliografie, dalo mi to zajecie bezposrednio zwiazanie ze smiercia mego dziecka, poczucie, ze moze nie byla ona taka bezsensowna, ze wyniknie z niej jednak cos dobrego. Szkoda, ze jak dotad po takim ogromie pracy, jaki wlozyly w broszure forumowiczki, projekt nadal tkwi w miejscu... Ach, te pieniadze! Ale wiem, ze nawet wersja robocza pomogla juz kilku osobom, a o to przeciez w koncu chodzilo.
Przetrwalam dzieki temu, ze moglam na forum i w korespondencji z dziewczynami, ktore tu poznalam, albo odnalazlam (buziaki, Mireczko!) opisac to, co czulam, to, przez co przechodzilam, ze moglam wymienic poglady w dyskusjach, w atmosferze szacunku i zrozumienia, bez wzbudzania taniej sensacji lub fali plytkiego wspolczucia, jakie mozna otrzymac od osob, ktore nigdy nie przeszly przez to, co my. To bylo bardzo wazne: moc wyrazic to, co klebi sie w srodku, rozsadza mozg i serce, ubrac to wszystko w slowa. Pseudo: Aka, 1465 zalogowan, 344 wyslanych wiadomosci, komputer rozgrzewal sie do bialosci ;-)
Teraz ucze sie zyc bez Dlaczego, kazdy lek trzeba w koncu odstawic, zeby nauczyc sie zyc samodzielnie, ale i tak prawie codziennie wpadam, by „przeleciec” posty, zobaczyc, co nowego na stronach, takie krotkie wizyty, kilkuminutowe, to chyba jednak nalog ;-) bo nie moge sie calkiem oduczyc wracania do Was.

Dzis potrafie sie smiac, wspominac synka z usmiechem i czuloscia... Nie ma juz tej gluchej rozpaczy i bezgranicznego smutku, choc na zawsze pozostane chyba taka jakas „smutkiem podszyta”. Jest MILOSC do mojego dziecka, taka, ze az boli...
W przetrwaniu tego roku pomogl mi tez moj kot Frytek, ktory zawsze potrafil mi namruczec, gdy zaistniala taka potrzeba, albo wbic kly i pazury w noge, jesli uznal, ze trzeba podbudzic mnie z letargu ;-)
No i pomoglo mi sadzenie kwiatkow u mego synka, cotygodniowe wizyty na cmentarzu, pomogla mi (troche) praca, albo raczej to ze ja mialam, ale nie za wiele, w sam raz, zeby miec jeszcze czas na myslenie.
No i bardzo pomogl mi CZAS, ktory plynie, nieublagalnie, wygladzajac zmarszczki na czole.
Chcialabym miec jeszcze jedno dziecko, choc bardzo sie boje, boje sie myslec co bedzie za rok, nadal boje sie planowac, bo ponad rok temu tez planowalam i skonczylo sie calkiem inaczej. Nie stalam sie po tym roku uosobieniem madrosci zycia, ucielesnieniem cnot, bo zmarlo moje dziecko. Mam w sobie po prostu wiecej pokory wobec zycia i szacunku dla niego, i tolerancji dla jednych, mniej dla drugich, staram sie nie oceniac ludzi, starac sie ich zrozumiec. Czy moja zaloba jest zakonczona? Nie potrafie tego powiedziec, chyba jeszcze nie calkiem, w koncu nadal mam trudnosci z noszeniem innego koloru, niz czarny ;-)
No, bede konczyc, bo wyszedl mi dlugasny post. No i jestem ciekawa, jak Wy, dla ktorych tez minal rok - lub wiecej - od smierci dzieciatka, postrzegacie teraz swoje zycie i swoj swiat?
Sciskam Was wszystkie bardzo mocno... 
--------------------
aneta

mama Matyldy i aniolkowa mama Kruszynki (12tc kwiecien 2005) i Louis (29tc 21.02.06-22.03.06) oraz malej dziewczynki pod sercem

Ostatnio zmieniony 03-04-2007 11:33 przez meisberger

Re: Minal rok – podsumowanie
Green Tea  
02-04-2007 13:42
[     ]
     
Anetko,
jestem prawie na tym samym etapie straty co Ty, bo Tamarka odeszła raptem dziesięć dni przed Louis'em.
Łączy nas wiele: ja też najgorsze momenty przeżywałam mniej więcej po ośmiu miesiącach od śmierci Tamarki, a Święta Bożego Narodzenia wspominam jako jedną z największych katorg, do której sama musiałam się zmusić...

Przeżyłam bez prochów uspokajających i psychotropów, bez pomocy psychologa, psychiatry i ogólnego wsparcia rodziny. Był ze mną głównie mój mąż od początku do końca i to również pogłębiło więź między nami, choć wcześniej wydawało mi się, że już mocniejsza być nie może..
A jednak..

Mogę już od dawna starać się o trzecie dziecko, ale trauma, jaką przeżyłam w związku z terminacją ciąży i wspomnienie szpitala, w którym potraktowano mnie jak psychopatkę, a moje dziecko jak odpad, potęgują we mnie tylko strach, strach i strach...

Też już nie planuję. Nie myślę, co będzie za tydzień, a co dopiero za rok. Wychodzę z założenia, że bez względu na moje plany i marzenia ktoś lub coś zadecyduje za mnie. Dlatego nie mam już planów na przyszłość ani marzeń. Ja tylko chcę zdrowia dla mojej Sareńki, mojego męża i.... psa, czarnego mopsa, którego zaliczam do naszej rodziny i który towarzyszy mi już od ośmiu lat w doli i niedoli. Kiedy rok temu, po wyjściu ze szpitala byłam w domu, to właśnie on mi dotrzymywał towarzystwa, wypełniał pustkę i nie pozwolił o sobie zapomnieć tak, jak Twój kot.

Nie pozostałam obojętna na ból kilku dziewczyn, którym tak, jak mnie, przyszło stanąć w obliczu decyzji terminacji ciąży. Starałam się je wspierać, jak tylko mogłam, bo na swoja tragedię zaczynam patrzeć z dystansem.

Od jakiegoś czasu odczuwam potrzebę "odpoczęcia" od forum, choć chyba nigdy się z nim nie rozstanę: w końcu już na zawsze pozostanę jedną z Was, mamą, która przeżyła śmierć własnego dziecka, a co gorsze, przyłożyła w pewnym sensie do tego rękę.

Decyzji o zakończeniu ciąży nie żałuję. Przez moją tragedię spokorniałam do granic możliwości mojej rogatej i agresywnej natury, utemperowałam nieco te swoje rogi i stałam się niezwykle tolerancyjna. Pisałam już wiele razy, ale powtórzę po raz kolejny: nie mam już marzeń. Zostałam z nich obdarta do żywego, żyję z dnia na dzień w obsesyjnym strachu przed kolejnym ciosem. Nie śpię i walczę z nocnymi koszmarami. I to mi zostało.

Dzięki charakterowi swojej pracy (jestem tłumaczem i lektorem) nie czułam się osamotniona i nie miałam okazji rozpamiętywać gdzieś w kącie swojej tragedii.

Tydzień temu, kiedy weszłam do sali przed lektoratem, spojrzałam na krzesło i przypomniał mi się jeden z tragiczniejszych dni mojego życia: rok temu, trzy tygodnie po śmierci Tamary, pojechałam w sobotę do pracy, choć rano dostałam silnego krwotoku. Myślałam, że w końcu przejdzie. Jednak tak bardzo się nasilił, że przesiąkły mi krwią podkłady, spodnie, a nawet kurtka. Kiedy wstałam z krzesła, została na nim czerwona plama, której nie miałam czym zetrzeć.. Sekretariat zwolnił mnie natychmiast i wsiadłam w samochód i do domu. Tego samego dnia po południu byłam umówiona ze swoim lekarzem na kolejny zabieg czyszczenia po tym, jak się okazało na USG, że nie wyciągnęli ze mnie całej Tamarki.

Minął rok... A na krześle pozostała brązowa plama, której pochodzenie znam tylko ja.. 
Beata - mama Sary (20.12.2001),Tamary (+20tc -12.03.2006) i Grety (04.06.08)

Anetko, Beatko...
Soffija  
02-04-2007 14:22
[     ]
     
Chciałbym Was obie przytulić, Kochane Dziewczyny, jak zawsze zresztą... Ale nie mam dziś sił, by pisać. Wiec tylko tyle.
Brzuszku Anetki, trzymam kciuki :) 

Ostatnio zmieniony 02-04-2007 14:37 przez Soffija

Re: Anetko, Beatko...
aka  
02-04-2007 15:54
[     ]
     
Soffija - jak juz przyjdzie co do czego, to chyba trzeba bedzie trzymac kciuki bardziej za mozg, niz za brzuszek ;-)

Beatko, ja taka potrzebe "odpoczecia" od forum poczulam wlasnie po swietach Bozego Narodzenia. W ogole nie zajrzalam na Dlaczego prawie przez poltora miesiaca, teraz - tydzien po rocznicy smierci Louis, wpadam tu na chwilke, prawie codziennie, ale tylko na chwilke. Nie chlone juz kazdego postu, tak jak kilka miesiecy temu. Po prostu przegladam naglowki, i tyle. Wydaje mi sie, ze musze odpoczac od forum, bo inaczej nie uda mi sie uzyc tej sily, ktora forum w swoim czasie mi dalo.

Tak naprawde to w obliczu tragedii, jaka nas spotkala kazdy zostaje sam ze soba. Moj maz przy mnie byl, ale to ja sama poradzilam sobie ze swoja zaloba, smutkiem i rozpacza. Sama podnosilam sie po kazdym upadku, on nie obligowal mnie do niczego, nie mowil "przestan plakac", nie mowil "dosc", po prostu pozwolil mi wyplakac sie, gdy mialam na to ochote, niekoniecznie utulajac mnie w ramionach, ale zostawiajac mnie czasem dyskretnie sama, dzieki temu stanelam na nogi. Nie byla to idylla, bez spiec sie nie obylo, a jednak jestesmy mocniejsi jako para. W jednym z emaili do maciejki smialam sie kiedys, ze u nas w ubikacji zawsze lezy broszura dla rodzicow po stracie z radami dla rodzicow jako zwiazku dwojga ludzi, a tam jedna z najcenniejszych rad: "Nie kazda ze stron zwiazku odczuwa to samo w tym samym momencie. Kazdy z malzonkow powinien starac sie uszanowac reakcje drugiego; ciezar zaloby po dziecku jest tak wielki, ze nie mozemy zadac, by malzon(e)ka niosl(a) swoj i jeszcze nasz, kazdy z zaloba musi ostatecznie poradzic sobie sam". Co oczywiscie nie wyklucza pozytywnej roli wsparcia rodziny. Moja mi nie przeszkadzala w zalobie, co tez bylo pewnego rodzaju wsparciem.

Ja tez, Beatko, nie zaluje zadnej z moich decyzji. Mnie rowniez mozna ocenic jako zla matke, bo pozwolilam odejsc memu dziecku, swojego czasu pisalam o tym w wielu moich postach, ale nie zaluje, minal rok i nie zaluje niczego.

Strach przed przyszloscia i niewiadoma potrafi mnie sparalizowac nagle i bez zapowiedzi. To, ze na nic nie mam wplywu... I czasem maly glosik "No to skoro i tak nie masz wplywu, to moze przestan sie tak zameczac?" Takie myslenie z kolei czasem mnie uspakaja.

Dorzucilabym jeszcze: najgorsze uczucie, ktorego doswiadczylam przez ten rok: poczucie winy, ze powinnam byla zwolnic tempo, nie stresowac sie, nie brac tej nowej pracy, walnac piescia w stol, gdy trzeba bylo... Sama nie wiem, czy poczucie winy juz przepracowalam, czy jest uspione, nota bene przez te watpliwosci coraz czesciej mysle, ze moze teraz, po roku "samoradzenia sobie" powinnam skorzystac z pomocy psychologa, zeby wszystko nie wylazlo kiedys w najmniej oczekiwanym momencie?

Na razie, mimo niesmialych planow zwiazanych z przyszlymi staraniami o nastepne dziecko, na sama mysl, ze moze bede jeszcze kiedys w ciazy kreci mi sie w glowie...

Buziaki 
--------------------
aneta

mama Matyldy i aniolkowa mama Kruszynki (12tc kwiecien 2005) i Louis (29tc 21.02.06-22.03.06) oraz malej dziewczynki pod sercem


Re: Minal rok – podsumowanie
Anka  
03-04-2007 14:10
[     ]
     
Witam, dawno nie pisalam na forum, chociaz czasem tu wciaz zagladam. Dzisiaj 3 kwietnia wlasnie mija rok od smierci moich synkow Piotrusia i Pawelka.

Ten rok od ich smierci byl niewatpliwie bardzo ciezki. Najgorszy byl okres Swiat Bozego Narodzenia. Tesknota, bol, smutek, zal, walka o nadzieje na przyszlosc i pozytwyne mysli. Staralam sie chocby na sile odnalezc na nowo sens mojego zycia.

Nawet nie wiem jak podsumowac ten rok, mysle ze on zamyka pewien etap, czesc tych przezyc a na pewno pamiec o nich zostanie we mnie juz na zawsze. Nie jestem juz ta sama osoba. Jestem ostrozniejsza, mniej planuje, wlasciwie tylko to co trzeba, zmienila sie tez moja wiara w Boga.

Na pewno pomogl mi maz, mysle ze ta strata scalila nasze malzenstwo. Przyjaciele - chociaz chwilami ta przyjazn byla wystawiona na probe, gdy oni cieszyli sie swoimi pociechami a my dzwigalismy ciezar naszej zaloby. Praca - a zwlaszcza nowe zadania ktore pomogly mi wyjsc troche poza siebie. I mysle ze wyrazanie tej zaloby, czego sie nauczylam wlasnie tutaj na forum, rozmawianie o swoich przezyciach, staralam sie niczego nie udawac tylko wyrazac to co czuje na tyle na ile moglam.

Teraz po roku od smierci synkow dolaczyla do nas malenka Kruszynka - jestem w 9 tygodniu ciazy i staram sie byc przy nadziei ze to dzieciatko pozostanie juz z nami.
Po smierci synkow bylam w takim stanie ze nie wierzylam ze ponownie uda mi sie zajsc w ciaze, myslalam ze po takim doswiadczeniu bedzie to niemozliwe. Staralismy sie pol roku, walczac o nadzieje ze moze sie udac. I udalo sie...sama nie wiem jak...moze wystarczyla ta odrobina nadziei.

Obecnosc tego dzieciatka pomaga zamknac ten rok zaloby. Wierze ze nasi synkowie z nieba opiekuja sie nami. Chociaz z drugiej strony tez wiem, ze w niebie nie da sie niczego zalatwic. Cuda nie maja obowiazku sie dziac, one zdarzaja sie tylko czasami.

Czuje sie w pewnym stopniu pogodzona ze strata synkow, czy do konca to nie wiem. Wiem ze nie mialam na to zadnego wplywu. Wiem ze nie tylko nam przytrafila sie taka tragedia.

Zawsze bede pamietac, ze nasza rodzina miala byc wieksza.

To czego najbardziej zaluje, to ze nie pozegnalam sie z synami, ze nie zobaczylam ich, nie przytulilam. To byly nasze jedyne chwile i zmarnowalam je. Bedzie mi tego brakowac do konca zycia.

(***)(***) dla Piotra i Pawla, ktorzy odeszli od nas w 18 tc 
Anka

Re: Minal rok – podsumowanie
kurczak  
03-04-2007 19:36
[     ]
     
Kwietniowemu Aniolkowi (*)

Louisowi (*)

Emilii (*)


dzieci powinny wzmacniac rodzine i zblizac rodzicow... zwlaszcza Aniolkowe...


ja zawsze modlilam sie wieczrami, moj kontakt z Bogiem na tym polegal...jak zaszlam w ciaze przestalam sie modlic...nie moglam...
moze Bog chcial sie odciac od tego problemu?????????????????????
bo jak to tluczaczyc? od problemu ciazy letalnej? zostawil mnie sama...sama z decyzja najstraszniejsza w moim zyciu, kiedy nie bylo ratunku i szans dla Corci...kiedy lekarz wydal na nia wyrok w Jej 19 tygodniu ciazy... w 20 odeszla...

mnie rozbawia moj Bono, 3 letni buldog francuski, ciapek i ofiara losu, uroczy zarlok, chrapie jak spi, jest przezabawny i wyjatkowy, bo w Polsce jest pare sztuk buldozkow jego masci- ecru w bezowe laty...i ten jego plaski nosek, oczy i wielkie uszy...

ucaluj Matylde i cudownie, ze ja masz...

jak bywasz na forum zostawiaj slad... jest tyle anonimowych mam... wciaz te same zapalaja swiatelko u mojej Emilki, za co jestem bardzo wdzieczna, ale chcialabym aby wszystkie mamy sie odzywaly...wypisaly...swoje smutne historie


Kasia




Bawcie się razem Kruszynki słodziutkie… nasze Malenkie Istotki… Aniolki… uwazajcie na skrzydełka…


Kasia
Mama Emilii (*) 05.09.06 (*) 20 tc (*)


http://www.republikadzieci.org/swiatelka/strata.htm

zdjecie 3D...jedyne co mi pozostalo...jedyne ale sliczne...ta buzka...i raczki...i brzuszek...

She is so tender...Her name is a whisper... 

Ostatnio zmieniony 03-04-2007 19:38 przez kurczak

Re: Minal rok – podsumowanie
aka  
03-04-2007 21:29
[     ]
     
Kasiu, cale szczescie, ze mam Matylde, nie wiem, jak bym sobie bez niej poradzila.

W zeszlym roku pisalam czesto, jak wyszukasz moj pseudo i posty w "Szukaj", to zobaczysz, ze kiedys klawiatura sie rozgrzewala na moim komputerze ;-) Teraz jakos zamilklam... No i jednak trudno czasem pisac...

Mnie tez Bog dal trudny wybor, bardzo trudny, ale go nie zaluje, chyba to jest najwazniejsze.

Dziekuje Ci za swiatelka dla moich Aniolkow, sciskam cieplo i sle swiatelka dla Emilki (*****)
I wszystkich Aniolkow (******************) 
--------------------
aneta

mama Matyldy i aniolkowa mama Kruszynki (12tc kwiecien 2005) i Louis (29tc 21.02.06-22.03.06) oraz malej dziewczynki pod sercem


Re: Minal rok – podsumowanie
natkaszczerbatka  
04-04-2007 13:19
[     ]
     
Takie podsumowanie to ważna sprawa. A Wielkanoc to dobra okazja do tego. Dzięki Aka, że zaczęłaś ten wątek.

U mnie minęło już więcej niż rok, ale czy to ma znaczenie? Kiedyś zastanawiałam się, czy czas ma jakieś znaczenie w naszej sytuacji. Nie czas, ale raczej to czym go wypełniamy.

Jeśli nie przeżyjemy żałoby w pierwszych latach po stracie, to i tak to wraca ... nawet po trzydziestu latach. W przypadku maleńkich dzieci, to częsta praktyka - otoczenie wmawia nam, że właściwie nic sie nie stało ... A my temu ulegamy. Dopiero po latach okazuje się, że rozpacz wraca ze zwiększoną jeszcze intensywnością ...

Moje podsumowanie ... dużo się zmieniło przez te cztery lata. Właściwie to nie wiem czy cztery czy dwa ... zależy od której straty liczyć.

Praca nad stroną, zaangażowanie w Dlaczego nie pozwala mi odejść od tego tematu. Myslę o moich dzieciach nieustannie, ale chyba już z większą nadzieją i uśmiechem. Jednak są, w innej postaci, ale są. Takie dobre duszki, które czuwają nad naszą rodziną i nad wszystkimi naszymi poczynaniami.

Ale tak naprawdę to najbardziej pomogła mi moja obecnie prawie 9-letnia córka. Od pierwszego dnia po przyjściu do domu ze szpitala. Ona pomogła mi pogodzić się z tym, że nie będę już miała więcej dzieci... cały czas mi pomaga ... czasem myślę że to za dużo jak na jedną małą dziewczynkę ...

A przy okazji. Wspomniałaś o tekście do broszury. Temat broszur powinien powrócić ... mam nadzieję, że wkrótce będzie można coś napisać na ten temat konkretnego. 


Re: Minal rok – podsumowanie
Ewa41  
04-04-2007 13:42
[     ]
     
U mnie minęło 18 lat i czas mi nie pomógł.Pomogłyście mi Wy aniołkowe mamy.Dzięki Wam mogłam zmierzyć się z żałobą,której tak naprawdę nigdy nie było,tłamszona,zdławiona w swojej samotni.Od czasu do czasu parę słów od obcych ludzi bardziej wyrozumiałych niż moi najbliżsi.Wzbudzałam w sobie nadzieję wbrew nadziei,urodziłam córeczkę,synka--obecnie duże nastolatki(po 173 cm oboje)teraz jestem najniższa w domu.Jestem mamą tak bardzo mocno tego pragnęłam i spełniło się.Tuliłam w ramionach,całowałam,karmiłam piersią córkę 18m-cy,synka 21m-cy.Patrzę jak dorastają,marzę by byli szczęśliwi,zdrowi,kochani...ale też kocham moją ,pierworodną Agnieszkę tak mi żal Jej utraconego życia,wymiar ,w którym się znajduje jest być może blisko mnie,ale moje oczy są zbyt często zamknięte czasami w duszy ,w ciszy szepczę Jej słowa miłości,tęsknoty...Wszystkie tak mamy,pozdrawiam Ewa41 


Re: Minal rok – podsumowanie
Angel  
04-04-2007 15:34
[     ]
     
U mnie za kilka dni minął dwa lata po stracie pierwszego aniołka,ale tęsknota,smutek ciągle ten sam,może pobudza to fakt ,ż e6 miesięcy temu straciłam kolejne dziecko.Dla mnie czas żałoby nadal trwa,nie wiem kiedy zniknie.Czy wogóle zniknie,ustąpi....
Wiem jedno,że jestem inną osobą ,bardziej oschłą,niedostępną i do świata nastawiona wrogo.Nie umiem cieszyć sie z byle drobiazgu,nie planuje,staram żyć chwilą obecną,nie wybiegam w przyszłość. 
Aga mama Mateuszka (*)23.04 2005 i Igorka (*)16.10.2006

Re: Minal rok – podsumowanie
maciejka  
08-04-2007 11:27
[     ]
     
Światełko Wielkanocne dla Louis (*****) 


Re: Minal rok – podsumowanie
Mirella  
08-04-2007 13:15
[     ]
     
Swiatelko Wielkanocne dla Louis(*) 
MirellaW

::   w górę   ::
Przeskocz do :
Forum tworzone przez W-Agora