Od kilku miesięcy zbieram się z myślą o tym aby opowiedzieć Wam naszą historię, aczkolwiek nigdy nie myśleliśmy że trafimy na taką stronę i będziemy rodzicami po stracie , aniołkową mamą , aniołkowym tatą. Mamy wspaniałą trzynastoletnią córunie ,ustabilizowane życie do pełni szczęścia brakowało nam tylko drugiego dziecka. Mimo starań nic z tego nie wychodziło, problemy były z mojej strony ponieważ jestem po dwóch operacjach ginekologicznych pierwsza w 2002 roku ,druga w 2007.Już po pierwszej operacji usłyszeliśmy że zajście w ciąże będzie graniczyło z cudem. Cóż na początku nie wierzyłam , ponieważ z pierwszą ciążą nie było żadnych problemów, więc dlaczego miały by być teraz. Czas uciekał , lata mijały a tu nic. Po siedmiu latach starań odpuściłam, skoro nie mogę zajść w ciąże to pewnie tak ma być, trudno i tak oto nasza rodzina powiększyła się o psa , małego kochanego jamniczka.
Nasze dziewięciomiesięczne szczęście.
Ja zawsze powtarzałam że macierzyństwo dodało mi skrzydeł to na tym skrzyżowaniu te skrzydła mi odcięto. Miejsce po tych skrzydłach boli ogromnie. Nasze życie zmieniło się strasznie już nigdy nie będzie takie jak przed wypadkiem, część każdego z nas odeszło razem z Zuzią.
Nasze życie rozsypało się jak domek z kart, jak puzzle w których brakuje jednego elementu i obrazek nigdy nie będzie kompletny.
Minęły trzy lata w 2011 roku dokładnie pierwszego dnia wiosny zrobiłam test ciążowy na którym zobaczyłam tak długo wyczekiwane dwie czerwone kreseczki. Radości nie było końca. Starsza córka na początku była zaskoczona i zszokowana zresztą jak my wszyscy. Chodziła ze mną na każdą wizytę do lekarza podglądając swoje rodzeństwo na USG( bo jeszcze nie wiedziała co będzie), pierwsza usłyszała bicie serduszka. Marzyła żeby to była siostrzyczka. Na którejś z kolei wizyt uprosiła pana doktora żeby już ją nie trzymał w niepewności, żeby już jej powiedział. Tak też dowiedziała się że będzie miała siostrę. Cała ciąża przebiegała z komplikacjami co chwila leżałam w szpitalu, to zatrzymanie moczu, to nadciśnienie to zatrucie.
Lekarz zalecił rozwiązanie ciąży trzy tygodnie przed terminem i tak 8 listopada 2011 przez cesarskie cięcie przyszła na świat nasza kochana Zuzia, z wagą 4 kg. i 57 długa. Po trzech dniach wyszłyśmy do domu. Całe nasze życie zaczęło kręcić się wokół naszej malutkiej kruszynki, tak wyczekanej, wymarzonej, wytęsknionej. Tak staliśmy się najszczęśliwszą rodziną posiadającą dwie najukochańsze córunie i oczywiście naszego jamniczka(strasznie zazdrosnego o Zuzię). Między dziewczynkami była duża różnica wieku bo aż 12 lat, ale miło było patrzeć jak starsza siostra super się nią opiekuje, momentami to ona zachowywała się jak mama, ona ją karmiła, przebierała i zajmowała się siostrą. Każdy miał czas na nacieszenie się Zuzią, ja od rana do powrotu Julii ze szkoły , Julia do powrotu taty z pracy . Wszyscy chłonęliśmy każdą godzinę spędzoną z naszą kruszynką. Zuzia rosła i rozwijała się super . Nie sprawiała żadnych problemów. Przesypiała całe noce, super zjadała troszkę marudziła i gorączkowała przy pierwszych ząbkach, ale to jak większość dzieciaczków. Przez swoje kilka miesięcy życia nie miała nawet katarku.
Dużą frajdą dla Zuzi były wyjazdy ze starszą siostrą na konie , Julia je uwielbia. Wspólne wyjazdy na działkę , kąpiel w pontonie bo basen jeszcze za duży. Do 4 czerwca siedziałam w domu na urlopie macierzyńskim ale wszystko co dobre szybko się kończy i musiałam wrócić do pracy. Mimo że nie wróciłam na to samo stanowisko co przed pójściem na L4 ciążowe to nie był to wielki problem, bo miałam wspaniałą rodzinę wspaniałe dzieciaczki i najcudowniejszą mamę która zajmowała się Zuzią jak my byliśmy w pracy. Ja pracuję w szpitalu w systemie zmianowym dwunastogodzinnym , jak rozłożyć mój czas pracy na dyżury to dużo czasu spędzałam w domu z dziećmi.
W lipcu Julia pojechała na trzy tygodnie na kolonie nad morze. Bardzo tęskniła za siostrą, która w czasie jej nieobecności pomalutku zaczęła stawiać pierwsze kroczki , oczywiście trzymana za rączki. Wydawało nam się że oprócz zdrowia to nic nam do szczęścia nie potrzeba. Nasze dzieci to największe szczęście jakie mamy. Niestety to szczęście trwało do pewnej pięknej słonecznej niedzieli 5 sierpnia. Ta niedziela zmieniłam życie całej mojej rodziny.
Jadąc z dziewczynkami na konie na skrzyżowaniu trafiliśmy na osobę która nie zatrzymała się na STOPIE , tym samym nie ustępując nam pierwszeństwa przejazdu wjechała w nas z ogromną prędkością , zmiatając nas dosłownie ze skrzyżowania. Samochód od strony kierowcy zawinął się na drzewie. Oprócz huku i krzyku mojej starszej córki nie pamiętam nic. Julia była na tyle przytomna że to ona odpinała z fotelika Zuzie i podawała osobą które znajdowały się najbliżej i przyszli z pomocą. Za co im gorąco jeszcze raz dziękuje. Mnie natomiast straż i pogotowie wyciągali 45 minut z zakleszczonego samochodu. Stan Zuzi był bardzo ciężki, przez 40 minut była reanimowała już na miejscu wypadku , skąd helikopterem zabrana była do CZD w Katowicach. My z Julią trafiłyśmy do szpitala w miejscu zamieszkania. Julia z podejrzeniem urazu głowy i złamaniem nosa. Wypuścili ją następnego dnia do domu. Ja natomiast ze złamaną prawą ręką,, złamaną prawą nogą, stłuczeniem kolana, urazem głowy oraz mnóstwem drobnych ran od potłuczonej szyby. Następnego dnia wypisałam się ze szpitala do którego trafiłam po wypadku i udałam się do szpitala w którym pracuję , gdzie szybko byłam zoperowana i wyszłam do domu jak najszybciej ponieważ stan Zuzi był krytyczny a mąż nie pozwolił odłączyć ją od respiratora póki ja nie wyjdę ze szpitala. Niestety dla naszej kochanej iskierki nie było już ratunku ,miała bardzo rozległy uraz główki( w trzech miejscach pęknięta czaszka i ogromny obrzęk). Po trzykrotnym stwierdzeniu śmierci mózgu 10 sierpnia odłączono Zuzię od respiratora. Nasze życie straciło sens.
Ja zawsze powtarzałam że macierzyństwo dodało mi skrzydeł to na tym skrzyżowaniu te skrzydła mi odcięto. Miejsce po tych skrzydłach boli ogromnie. Nasze życie zmieniło się strasznie już nigdy nie będzie takie jak przed wypadkiem , część każdego z nas odeszło razem z Zuzią. Nasze życie rozsypało się jak domek z kart, jak puzzle w których brakuje jednego elementu i obrazek nigdy nie będzie kompletny. Nasza Zuzia odeszła mają zaledwie 9 miesięcy i 2 dni. Kochamy Cię nad życie, czuwaj nad nami . Na zawsze pozostaniesz w naszych sercach. Śpij spokojnie aniołku.
Ja ze skutkami wypadku borykam się do dziś , grozi mi drugi zabieg ręki ponieważ minęło 4 miesiące od wypadku a ona jest nadal niezrośnięta. Minęły 4 miesiące odkąd Cie nie ma , codziennie jesteśmy u Ciebie na cmentarzu i codziennie wydaje mi się że to nieprawda że obudzę się ze złego snu a ty znów będziesz z nami. Tęsknimy, bardzo nam Ciebie brakuje a pustki w domu nic nie jest w stanie nam zastąpić. I tak stałam się aniołkową mamusia. Mam tylko nadzieję że osoba odpowiedzialna za spowodowanie tego wypadku poniesie zasłużoną karę. Sprawa przed nami.
Mama aniołka Zuzi