Tak bardzo mi przykro...
I powiem wam, że z tym krajem
rzeczywiście coś jest nie tak - wielkie akcje "Rodzić po ludzku", możliwość porodu
w wodzie, w osobnym, cudnym pokoiku z nocnymi lampkami i kanapami dla osób towarzyszących,
własną położną itp, itd. Natomiast w sytuacji przegranych narodzin mamy cęesto głęboki PRL.
Ronić, tracić też można "po ludzku" - właśnie w tej sytuacji ważne jest, by
nie potęgować bólu, by otoczyć kobietę troską i wsparciem.
W sytuacji szczęśliwych
narodzin nagrodą za trud jest maleńkie, zdrowe dziecko; wobec tego cudu ewentualne
niedogodności i tak z czasem mocno zbledną. W sytuacji straty jest odwrotnie - każde złe
słowo ze strony lekarza, położnej czy salowej, każda niedogodność w postaci np. leżenia na
sali ze świeżo upieczonymi szczęśliwymi mamami, jest raną na całe życie, o której się nie
zapomina, mimo wielkich wysiłków.
|