Przeczytałam historię
Marcelinki i jestem w szoku. Moja Amelka trafiła na intensywną terapię oddziału
kardiologicznego ale w Zabrzu. Opieka tam była naprawdę wspaniała. Personel bardzo miły, dla
dzieci wyrozumiały i troskliwy. Lekarze grzeczni, nikt nigdy nie kazał mi wyjść podczas
badań, mogłam trzymać Ami z rączkę i gładzić po główce. Jako matka karmiąca zostałam
przyjęta bardzo miło. Spędzałam przy Ami 18-19 godzin na dobę. Wychodziłam tylko na kilka
godzin na stancję, żeby się przespać. Nigdy nie usłyszałam nic niemiłego i nigdy nikt nie
wyraził choćby spojrzeniem dezaprobaty z powodu mojej obecności. Pielęgniarki rozmawiały ze
mną, pocieszały. Kiedy martwiłam się, że z klimatyzacji zbyt mocno wieje i okazało się, że
niestety nie da się jej wyłączyć, zaproponowano mi podwyższenie temperatury, a jedna z
pielęgniarek przyniosła prześcieradło i zaproponowała bym zrobiła baldachim nad łóżeczkiem.
Gdy to zrobiłam, lekarze i pielęgniarki żartowali, że Ami to prawdziwa księżniczka. Dzięki
opiece jaką zapewniono Amelce dobrze wspominam Zabrze. Wiem, że tam odeszła ale wiem też, że
rzobiono tam dla niej wszystko co się dało. Przeżyła swoje ostatnie dni spokojnie, bez bólu,
strachu, szczęśliwa w moich ramionach. Nie sądziłam, że są miejsca tak straszne jak szpital
o którym napisali rodzice Marcelinki. Strasznie współczuję im z powodu tego co ich spotkało.
Światełko dla Marcelinki (*****) Alkione
|