Nie wiem już gdzie szukać a sprawy, o
których piszecie, Wasz ból, jest mi bliski choć... inaczej. Straciłam rodzeństwo. Teraz mam
28 lat a o fakcie, że moja mama nie pozwoliła urodzić się dwójce swoich dzieci dowiedziałam
się kilka miesięcy temu. Wcześniej to czułam, ale nie byłam pewna. Hmm... Napisałam "mama"
ale i ojciec o tym współdecydował, choć to mamę obciążam zdecydowanie większą
odpowiedzialnością za przeprowadzone aborcje. Nie mogę sobie poradzić z tą wiedzą. Wiem,
że aby uleczyć swoją duszę muszę wybaczyć, ale jeszcze nie potrafię. Może tym bardziej, że
te dzieciątka miały się urodzić przede mną i po mnie. Wiedząc to czuję dziwną pustkę i
jeszcze silniejszy związek z siostrą starszą o 2 lata. Myślę o tych dzieciach, modlę się za
nie. Dla mnie to Jaś i Małgosia i kocham je, choć nigdy nie było nam dane sie
spotkać. Jeszcze nie rozmawiałam o tym z mamą choć wiem, że to się musi stać. Powoli do
tego dojrzewam, o ile ona w ogóle pozwoli mi otworzyć ten temat. Ale... Jest mi to winna.
Tak czuję. Może to będzie Wam trudno zrozumieć, ale ja się panicznie boję zajścia w ciążę i
urodzenia dziecka. Gdzieś głęboko mam zakodowane, że dziecko to ból, cierpienie, rozpacz,
strata... Nawet teraz, kiedy to piszę jakaś obręcz zaciska się na moim sercu :-( Mam
ukochanego mężczyznę, wkrótce męża. Myślę o tym, żeby dopełnić nasze szczęście dzieciątkiem,
ale tak przeraźliwie się boję jakbym już przeżyła dramat utraty ukochanej istotki. Dziwne,
prawda? Piszę tu, bo nie wiem jak dotrzeć do takich, jak ja - ocaleńców. Może macie jakiś
pomysł? Może potraficie przytulić moje zmęczone serce. Przepraszam te z Was, które tym
tekstem poczują się dotknięte, bo może Wam sie wydawać, że to żaden problem ale zapewniam,
że ta mieszanka tęsknoty za własnym dzieckiem a jednocześnie przerażenia na samą myśl o nim
i do tego ten irracjonalny ból... To jest dla mnie bardzo, bardzo trudne i nie daje o sobie
zapomnieć jak głęboko wbity cierń. Anna Terentowicz
|