Witajcie kochane, brak mi
słów by wyraziź jak znajome są mi Wasze uczucia - ból, cierpienie, tęsknota, żal do losu, do
lekarzy czasem do Boga. Mojego Jasia nie ma już siedem miesięcy a ciągle boli. Wiem że tak
będzie zawsze. Nikt nie jest w stanie zastąpić nam utraconego dziecka - nawet jeśli mamy
inne dzieci. Mam śliczną, zdrową 2-letnią Julię, dzięki niej wiem, że muszę żyć, jest dla
mnie całym światem. Kocham Ją nad życie, co wcale nie oznacza że nie kocham Jasia. Myślę o
Nim codziennie. Raz jest lepiej - wiecie co oznacza "lepiej" raz gorzej. Są dni że
mogę o Nim mówić i myśleć nie płacząc ale są dni że wyję w poduszkę.Tak sobie myślę że ból
po stracie dziecka, którego nie zdążyło się poznać bo umarło zanim się urodziło, bądź kilka
godzin po narodzinach jest inny niż ból po dziecku kilkumiesięcznym czy kilkuletnim. Chcę
abyście mnie dobrze zrozumiały - nie porównuję cierpienia rodziców, każdy przeżywa inaczej.
W moim przypadku Jaś urodził się w 24 tc i żył 1,5 godzinki a mimo to nie poznałam Go, nawet
nie wiem jaką miał buźkę. Gdy o Nim myślę to sobie Go wyobrażam - jak rośnie, jak się
rozwija, jaki jest kochany, itp. Tracąc dziecko, z którym przeżyło się jakiś określony czas
- żyje się później wspomnieniami o Nim, o wszystkich chwilach wspólnie spędzonych. Brak mi
takich wspomnień. Nasze dzieci nadal są, w naszych sercach, wspomnieniach bądź wyobrażeniach
- niech tak zostanie. Łączę się w bólu z Wami. Jeśli Kogoś uraziłam swoją wypowiedzią,
przepraszam, nie chciałam. Trzymajcie się cieplutko, mama aniołka Jasia. Sylwia
|