Drogie dziewczyny! Wasze historie sa
ludzaco do siebie podobne,to takie dziwne lecz takze troche podnosi na duchu.Sama tego
doświadczam gdy czytam historie kobiet, ktore tak jak ja przechodzily cala ciaze prawidlowo
a jednak w tym ostatnim momencie cienka nic zycia naszych dzieci peka i jeszcze trzeba je
urodzic, czesto naturalnie.Zycie i smierc to wielkie tajemnice ktorych nie da sie pojac
ludzkim umyslem.Moj maz twierdzi ze nic nie dzieje sie bez przyczyny!I kazde nasze
doswiadczenie w tym przypadku smierc naszych dzieci ma jakis sens, bo jesli by tak nie bylo
to zycie nie mialoby sensu!Troche maslo maslane ale chyba tak jest. A co do personelu
szpitalnego,to...Mam zal do pani doktor,do ktorej sie zglosilam 4 dni przed porodem z
silnymi bolami i skurczami,ze nie wyslala mnie do szpitala na usg lub chocby ktg!Wychodzac
od niej podswiadomie czulam, ze te badania sa konieczne.A do siebie mam pretensje, ze nie
zaufalam swojej intuicji.I w tych ostatnich dniach nie czulam duchowego kontaktu z
malenstwem, czulam jak gdyby sobie spalo.Nie wiedzialam ,ze zasna wtedy juz na wieki...A w
szpitalu mialam chyba szczescie bo w noc poprzedzajaca porod bylam na sali sama .Byla jakas
ludzka polozna,bo pozwolila mojemu mezowi zostac ze mna cala noc.Spedzilismy ja narazem na
szpitalnym lozku tymajac moj brzuszek i zegnajc sie z malenstwem.Dostałam cewnik i kroplowke
dzieki temu sam porod trwal pol godziny!Potem jednak lekarz nie chcial zszyc peknietego
naczynka,twierdzac, ze samo sie zrosnie a ja wciaz krwawilam .Wtedy polozne zamknely drzwi i
same mnie zszyly!I po dwoch dniach wrocilam do domu. Trzymajcie sie pa!
|