Re: Pytanie: Czy ktoś czuł w jakiś sposób,
że jego dziecko odchodzi? | Hits: 431 |
|
buleczka  
03-06-2008 11:35 |
[ ] [Odpowiedź] [Widok uproszczony] [Rozwiń temat]
|
ja wielkokrotnie czułam, że mój
Tomuś wymyka się na "drugą" stronę, ale na samym początku wydawało mi się że to
tylko przejęzyczenie z mojej strony albo zwyczajny strach
Pierwszy raz poczułam to w
trzeciej dobie po porodzie, zeszłam na oddział neonatologii i właśnie kiedy tam doszłam mój
Tomuś poddusił się językiem podczas karmienia butelką, trochę zsiniał, pomogło przekręcenie
główką w dół i klepanie po pleckach, obyło się bez reanimacji a mnie natychmiast wyrzucono z
oddziału, ... wszystko skończyło się dobrze a mój Malec od tego dnia był karmiony przez
sondę dożołądkową żeby się to nie powtórzyło... to było w czerwcu
kolejny raz
poczułam, to na paczątku listopada, gdy Tomuś potwornie płakał i prykał, zrobił się taki
ciemnobordowy, powtórzyło się to kilka razy... wystraszyłam się ... poczułam że muszę
przyśpieszyć zabieg korekty podniebienia (wyznaczony był na 13 grudnia) bo innaczej on umrze
a my nie będziemy w stanie mu pomóc... zadzwoniłam do szpitala w Warszawie, powiedziałam o
swoich obawach lekarzowi prowadzącemu a on kazał mi natychmiat dzwonić do dr X i wpisać się
w grafik - termin przyjęcia dostaliśmy za tydzień... przed wyjazdem byli rodzice zobaczyć
się z Tomciem - ja zawsze mówiłam "przyszli się pożegnać z wnukiem" - mój mąż
zwrócił mi na to uwagę, że mówię jakbyśmy mieli tu nigdy nie wrócić... pakując się do
wyjazdu - też miałam takie myśli "weź te ciuszki, te zabawki bo jak nie teraz to
nigdy" sama się poprawiałam że głupio myślę... zgłosiliśmy się do szpitala, nasz lekarz
miał wolne więc przyjmował nas dr X - jak tylko go zobaczyłam pomyślałam że muszę się go
trzymać jak tonący brzytwy bo on uratuje moje dziecko od śmieci... dr X obejrzał Tomcia
przed zabiegiem i powiedział że będzie duży problem "na moje oko to my go zaintujemy i
nie wiem czy ktoś wogóle to zrobi"... intubacja się nie udała, próbowali wszyscy...
Nasz lekarz kazał nam jechać do domu i wrócić w marcu jak mały podroście, bez wypisu - wypis
wyślemy pocztą... poczułam nie odparty przymus "odszukaj dr X", znalazłam go,
powiedziałam o obawach ... obejrzał Tomcia... "nie pojedziecie do domu, jak stąd
wyjdziecie to będzie tragedia za kilka dni, powiemy że ma katar, wezwę pediatrę, proszę
potwierdzić i idziecie na pediatrię, módlcie się żeby było wolne miejsce".. Tomcio
specyficznie chrapolił przy jak spał, jak chodząca maszyna... pediatra nie był pewien co mu
jest przez ten oddech - zatrzymali nas na 3-4 dni na obserwacje .. to był 3 grudzień... 6
grudnia saturacja o 2 w nocy spadła do 40... pielęgniarki zareagowały szybko i obeszło się
bez reanimacji... potem żaden lekarz nie chciał nas wypisać - bali
się... podziękowałam dr X za uratowanie życia Tomciowi, on powiedział "nie ma za co,
ja to czułem" 2 tygodnie później w sobotę zabrała pielęgniarka Tomcia do zabiegowego
na zmianę sondy dożołądkowej, kiedy widziałam jak odchodzi... pomyślałam coś się stanie,
pokuj rzeczy, będzie izolatka (leżaliśmy na sali kilku osobowej)... i tak było ... po 40 min
przyszła pani doktor dyżurna "mieliśmy problem, zapadł się język, zatrzymał się
oddechowo i krążeniowo, akcja serca ustało na 1min, reanimacja się udała, jest stabilny,
będzie izolatka.. ach pani synek jest złośliwy, po wszystkim perfidnie się uśmiechnął i
pokazał fakiu a potem zasnoł"... nie wiem jak się nauczył ale już zawsze tak robił -
wszyscy śmiali się że ich nerwowo wykończy... potem ta niewydolność oddechowa podczas snu
to już była norma, potem zdarzało się to przy każdym ważeniu i zmianie sondy... bałam się
ale czułam że tym razem nic się nie zdarzy... w styczniu załatwiliśmy przeniesienie
Tomcia do szpitala w Łodzi... w dniu wyjazdu rozpłakał się a ja poczułam nie jedź bo to
będzie koniec.. nie podpisałam zgody na wyjazd... Tomuś miał zaparcie i płakał ... bardzo
płakał...następnego był tak osłabiony i zmęczony że rano powoli przestawał oddychać... Kiedy
się obudziłam na dźwięk wyjącego monitora, wziełam go na ręce ... ale klepanie nie pomogło
tym razem, ... robił się coraz bardziej blady, podniósł główkę spojrzał tak błagalnie... i
główka spadła... a ja pod ręką czułam że serce przestało bić... pięlęgniarka mi go wyrwała
... reanimacja... i wrócił...potem znów Intensywna terapia.. stabilny i pediatria.... ale
wcale nie było lepiej - raczej gorzej... on był zawsze taki radosny i
uśmiechnięty...
Mój synek miał wrodzone wady twarzoczaszki. Z wiekiem stawał się
coraz bardziej niewydolny oddechowo i krążeniowo. Kiedy był już po drugim ustaniu akcji
serca i pełnej reanimacji lekarze doszli do wniosku, że nie mają pojęcia co i dlaczego.
Poinformowali mnie, że jeśli to się zdarzy po raz kolejny to oni widzą minimalne szanse
(teraz sam się odłapuje bez respiratora), prawie rzadne, na odratowanie (brak możliwości
intubacji). Wpisano go w grupę największego ryzyka anestezjologicznego i doradzono wykonanie
tracheostomii - szansa na pomyśle wykonanie 5% i przeżycie wynosiła 10%. I była potrzebna
zgoda rodziców (bo dziecko było żywe i samodzielnie oddychało). Mój synek miał wtedy 7
miesięcy i nie mówił. Ale za to działy się dziwne rzeczy. Długo wahałam się nad
podpisaniem zgody. Czułam wtedy chłód za plecami i dziwny półmrok, nie wychodziły żadne
zdjęcia na cyfrówce, śniłam że muszę pozwolić mu odejść bo on tego chce a ja trzymam go
serce i miłością, winde miałam zawsze na piętrze z wciśniętym odpowiedni guzikiem, ... aż
strach mnie przelatuje, tak jak wtedy. Ściskałam go kurczowo i powtarzałam w myślach
"nie ma mowy, on jest mój, daj mi powód Boże, jeden powód". Prosiłam męża by
przywiózł nam bajki do czytania, bo te się skończyły. Kupił pierwsze lepsze w Tesco.
Przeczytałam jedną z nich i zamarłam ze strachu - "Opowieść o matce". Mam
tysiące bajek w domu, adersena też ale tej nigdy w życiu nie czytałam. Dodatkowo rozmawiałam
z dr X "powiedział, że nigdy tego nie robił, jest przeciwnikiem tego zabiegu, ale w
przypadku Tomcia nie ma wyjścia, a to co się stanie to wola Boża.." Po tym podpisałam
zgodę na zabieg-dzień przed, prosiłam tylko w myślach by to się nie stało teraz,
potrzebujemy 3-4 tyg żeby się porzegnać. Zdjęcia wychodziły bez problemu i nic się nie
działo. Rano przyszły badania kontrolne -pneumocystoza, leczenie potrwa 3 tyg + 1 tydz. dla
pewności. Kiedy zaczynałam mieć wątpliwości sny wracały a w pokoju robiło się przeraźliwie
zimno aż mi pielęgniarki grzejnik wniosły bo mówiły że je telepie. Gdy zobaczyłam Tomcia
po zabiegu i przytuliłam był grzeczny. Zaczełam myśleć, że jest dobrze nic się nie stało i
wrócimy razem do domu. On spojrzał na mnie i się rozpłakał. Usnoł dopiero po środkach
przeciwbólowych. Gdy zostaliśmy sami znów zrobił się półmrok i ten dziwny chłód za plecami.
Głaskałam go po główce i poczułam, że to ostatni raz, że on odchodzi na zawsze i nigdy
nie wróci, pomyślałam a właściwie to chyba powiedziałam "Boże jeśli tak będzie dla
niego lepiej to weź go do siebie". Zrobiło się cieplej i jaśniej w pokoju. A to
był ostatni raz kiedy głaskałam jego ciepłą główkę. Kiedy odchodził na drugą stronę o 7
rano obudziłam się i pamiętam, że nad jego łórzeczkiem był ten półmrok i poczułam ciepło na
sercu, i nieodpartą myśl, że mój Synek jest bezpieczny i nie muszę się martwić. Usnełam.
Dwie godz. później dowiedziałam się że Tomuś zmarł, że od 7 do 8.45 próbowano pzywrócić
akcję serca ale się nie dało.
Kiedy tęsknię lub nie byłam na cmentarzu jeden dzień w
całym domu czuć zapach Tomcia - tak specyficzny zapach dziecka, że nie sposób go pomylić.
Czujemy to razem z mężem. Śmiejemy się że Tomcio wzywa.
Dziś kiedy się martwię o to
jak mu tam jest też czuję ten chłód i półmrok. Kiedy tęsknie, płaczę ale myślę że jest tam
Tocio bardziej szczęśliwy - koło mnie,za plecami przemyka blask światła. Staram się jak
mogę. Ale czasem mam wyrzuty sumienia za własne myśli w tamtym momencie no i za mój podpis
na tej zgodzie.
Gdy przychodzimy na cmentarz na jego grób zawsze pada jasne słońce a
kwiaty w wazonie stają 2 tyg, nie zależnie od pogody. Gdy dłużej nie było nas na
cmentarzu zdjęcie podeszło wodą.
Kocham mojego Synka najbardziej na świecie i
potfornie za nim tęsknię!!!!!
Kochająca Mama
Href="http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl"
target="_blank">http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl buleczka
Mama Tomcia (22.06.2007 - 14.02.2008) http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl
|
Ostatnio zmieniony 10-12-2009 00:32 przez buleczka |
|
Temat |
Autor |
Data |
|
![](images/none.gif) Re: Pytanie: Czy ktoś czuł w jakiś sposób, że jego dziecko odchodzi? |
ulla |
20-11-2006 09:39 |
|
![](images/none.gif) ![](images/none.gif) Re: Pytanie: Czy ktoś czuł w jakiś sposób, że jego
dziecko odchodzi? |
babe2k |
07-12-2009 21:05 |
|
![](images/none.gif) Re: Pytanie: Czy ktoś czuł w jakiś sposób, że
jego dziecko odchodzi? |
jola746 |
07-12-2009 20:57 |
|
Re: Pytanie: Czy ktoś czuł w jakiś sposób, że jego dziecko
odchodzi? |
EDYTKA |
20-11-2006 14:20 |
|
Re: Pytanie: Czy ktoś czuł w jakiś sposób, że jego dziecko
odchodzi? |
Anetawr |
20-11-2006 22:42 |
|
Re: Pytanie: Czy ktoś czuł w jakiś sposób, że jego dziecko
odchodzi? |
NATALIA |
23-11-2006 12:03 |
|
![](images/none.gif) Re: Pytanie: Czy ktoś czuł w jakiś sposób, że jego dziecko
odchodzi? |
mama milenki |
02-06-2008 18:52 |
|
![](images/none.gif) ![](images/none.gif) Re: Pytanie: Czy ktoś czuł w jakiś sposób, że jego
dziecko odchodzi? |
Aleksandra Pietrzyk |
02-06-2008 19:34 |
|
Re: Pytanie: Czy ktoś czuł w jakiś sposób, że jego dziecko
odchodzi? |
squire |
02-06-2008 23:22 |
|
![](images/none.gif) Re: Pytanie: Czy ktoś czuł w jakiś sposób, że jego dziecko
odchodzi? |
Janoula |
03-06-2008 02:41 |
|
![](images/none.gif) ![](images/none.gif) Re: Pytanie: Czy ktoś czuł w jakiś sposób, że jego dziecko
odchodzi? |
BozenaM |
03-06-2008 10:49 |
|
![](images/none.gif) ![](images/none.gif) Re: Pytanie: Czy ktoś czuł w jakiś sposób, że jego
dziecko odchodzi? |
babe2k |
07-12-2009 22:22 |
|
![](images/none.gif) Re: Pytanie: Czy ktoś czuł w jakiś sposób,
że jego dziecko odchodzi? |
MamaAgatki |
06-12-2009 23:49 |
|
Re: Pytanie: Czy ktoś czuł w jakiś sposób,
że jego dziecko odchodzi? |
buleczka |
03-06-2008 11:35 |
|
![](images/none.gif) Re: Pytanie: Czy ktoś czuł w jakiś sposób, że jego dziecko
odchodzi? |
buleczka |
03-06-2008 11:44 |
|
![](images/none.gif) ![](images/none.gif) Re: Pytanie: Czy ktoś czuł w jakiś sposób, że
jego dziecko odchodzi? |
basia 30 babelek |
03-06-2008 14:19 |
|
Re: Pytanie: Czy ktoś czuł w jakiś sposób, że jego dziecko
odchodzi? |
lela24 |
03-06-2008 12:47 |
|
![](images/none.gif) Re: Pytanie: Czy ktoś czuł w jakiś sposób, że jego dziecko
odchodzi? |
buleczka |
03-06-2008 16:07 |
|
Re: Pytanie: Czy ktoś czuł w jakiś sposób, że jego
dziecko odchodzi? |
aneczka1983r |
05-06-2008 09:50 |
|
Re: Pytanie: Czy ktoś czuł w jakiś sposób, że jego dziecko
odchodzi? |
DorotaW |
05-06-2008 13:35 |
|
Re: Pytanie: Czy ktoś czuł w jakiś sposób, że jego dziecko
odchodzi? |
ankabo |
05-06-2008 14:19 |
|
Re: Pytanie: Czy ktoś czuł w jakiś sposób, że jego dziecko
odchodzi? |
madlen30 |
24-06-2008 22:13 |
|
![](images/none.gif) Re: Pytanie: Czy ktoś czuł w jakiś sposób, że
jego dziecko odchodzi? |
vanilia |
06-12-2009 23:27 |
|
![](images/none.gif) ![](images/none.gif) Re: Pytanie: Czy ktoś czuł w jakiś sposób, że
jego dziecko odchodzi? |
demonnik |
08-12-2009 00:48 |
|
![](images/none.gif) ![](images/none.gif) ![](images/none.gif) Re: Pytanie: Czy ktoś czuł w jakiś
sposób, że jego dziecko odchodzi? |
patrycja grzybowska |
08-12-2009 19:13 |
|
![](images/none.gif) ![](images/none.gif) ![](images/none.gif) ![](images/none.gif) Re: Pytanie: Czy ktoś czuł w jakiś sposób, że
jego dziecko odchodzi? |
kalina_19 |
09-12-2009 22:34 |
:: w górę ::
|