Dziś już mogę napisać.
Jestem bardzo wdzięczna wszystkim, którzy byli przy nas w tych trudnych chwilach, gdy
znalazłam się w szpitalu na gdańskiej Zaspie. Mojego synka nie udało się uratować, mnie
tak. Lekarz bardzo delikatnie powiedział mi, że synek nie żyje. Potem rozmawiał z mężem,
zapytał czy chce zobaczyć dziecko (mój stan był ciężki, przywiozło mnie pogotowie, miałam
krwotok wewnętrzny w wyniku przedwczesnego odklejenia łożyska). Mąż mógł być przy mnie przed
operacją. Potem spędził godzinę z dzieckiem. Wszyscy lekarze, którzy byli na dyżurze czekali
aż się obudzę. Opieka pielęgniarska wspaniała. Leżałam tydzień na oddziale ginekologicznym,
w osobnej sali. Od razu przyszedł do mnie ordynator i rozmawiał ze mną jak ojciec, trzymając
mnie za rękę. Wszyscy byli serdeczni i opiekuńczy.Poinformowano mnie o opiece
psychologicznej. Gdy wyszłam ze szpitala odebraliśmy nasze maleństwo w bardzo serdecznej
atmosferze.
Szczególnie jestem wdzięczna dr Bereśniewiczowi - uratował mnie, dr
Jagiełowiczowi za odwiedziny i wsparcie. Dziękuję również za rozmowę i życzliwość dr
Antolakowi - patomorfologowi.
|