Kiedy rodziła się moja
wyczekana córeczka bylismy najszczęśliwsi na świecie,chociaż trwało to tak krótko.Tak bardzo
chciałam zobaczyć w oczach mojego męża zachwyt ,kiedy bedzie trzymał małą na
rękach,zobaczyłam łzy i cierpienie...którego nie zapomnę do końca życia.Czuję ,że
zawiodłam.Był taki piekny dzień na powitanie Zuzanki,dlaczego musiała odejść,przecież nawet
słonko na nią czekało.Radość ,szybkie wyjście z porodówki po łóżeczko i z chwilą jej
narodzin kończy się moje dotychczasowe życie, a zaczyna się codzienna walka o siłę by móc
wychowywać moje starsze dziecko.Krótkie pięć minut by potrzymać ciepłą łapkę Zuzanki i
kilkanaście godzin błagania,by przeżyła.Widocznie byłam za słaba ,bo nikt nie usłyszał moich
próśb.Nie było gratulacji,różowych kartek i dumnego spojrzenia mojego męża.To co
najpiękniejsze zostało mi odebrane...ale ja wierzę że spotkam się jeszcze z moją córką.Ona
jest ze mną codziennie choć jej nie widać,rośnie w moim umyśle,wiem ,że gdyby żyła byłaby
piekna kobietą...kiedyś ja zobaczę.Pozostało to nie opuszczajace nawet na moment nie
zaspokojone macierzyństwo i ta cała miłość przeznaczona dla niej.Mój syn kiedyś spytał,czy
tą miłość ,którą mam dla niego podzielę na pół kiedy urodzi się Zuzanka?Odpowiedziałam,że
nie ,że moje serduszko się powiekszy .I powiększyło,ale boli ,bo nie ma obok mnie
właścicielki tej nowej miłości. OLA
|