2 lutego
2007 r (21tc)pojechałam z Mężem na nasze pierwsze wspólne USG...widzielismy jak maluszek się
rosza i ciekawie macha do nas raczka...smialismy sie ze maly urwis bo odwrócił się do nas
pleckami(na monitorze USG było to widac).Własnie wtedy Dowiedzieliśmy się że będzie
Chłopiec(strach sie przyznać ale z Mezem mówilismy cały czas o dziewczynce.,w rodzinie
duuuzo chłopców...mam teraz takie wyrzuty sumienia jakbym Niechciała Synka..a pprzeciez
każde Dzieciatko sie kocha bez wzgledy na płec?!) Na USG było wszystko w
porzadku(ponoć?!)...3dni później miałam wizyte u gin tez wszystko w
porzadku(ponoć?!)..skarzyłam sie gin bólem w dolnej czesci kregiosłupa po prawej
stronie...ból był czasami silny-przepisał nospe...15 Stycznia 2007(poniedziałek 23tc) jak
kazdego innego dnia wstałam rano i wyprawiłam Meza do pracy,położyłam się ale nie mogłam
usnąc..maluszek bardzo sie wiercił..poczułam na bieliźnie coś mokrego...poszłam do toalety
sprawdzić czy coś sie nie dzieje...zobaczyłam na wkładce czerwony sluz...bardzo ale to
bardzo sie przestraszyłam...zadzwoniłam czym predzej do Meza,przyjechał po mnie ze swoją
Mama i pojechaliuśmy do szpitala.Czułam sie w sumie dobrze, nie odczuwałam zadnych
skurczy...ale za to maluszek bardzo sie wiercił...gin przyjał mnie bez kolejki w izbie
przyjeć...ja na fotel a on na mnie z tzw "geba" zaczał krzyczec na mnie ze czemu
nie przyjechałam dzien wczesniej,ze...zaczał sie poród...ze moje dziecko umrze bo jest za
wczesnie!!(23tc)..nie byłam w stanie sama zejścc z fotela -byłam w takim szoku po
"przemiłym przeinteligentnym lekarzu" który zamiast ze mną porozmawiać co sie
dzieje zaczał wrzeszczec ze jestem nienormalna ze rodze i ze moje dziecko umrze! stwierzdił
tez 4cm rozwarcia..po zrobieniu mi USG stwierdzono ze z prawejj strony z tyłu odkleja sie
łożysko( a skarzyłam sie od tygodnia wczesniej na ból tej okolicy)...połozono mnie w pozycji
z głowa niżej miednica wyzej i podłączono te wszystkie kroplówki,podawano mi dodatkowo leki
doustne...możnaby powiedzieć,że w sumie rodziłam 5 dni?..bo po 5 dniach od przyjecia mnie do
szpitala -19 .01.2007(piątek)po badaniu stwierdzono 8cm rozwarcie...zaprzestano
leków...przyszzła bardzo miła lekarka(która mnie wczesniej badała) i z widocznym
współczuciem,zrozumieniem i delikatnościa wyjaśniła mi i mezowi(wtedy jeszcze narzeczony;})
ze zrobili wszystko co było w ich mocy ale niestety natura chce inaczej...dali nam
wybór...albo od razu na porodówke i wywołanie porodu albo czekanie az Synek sam zechce
wyjsc..zdecydowalismy,że jesli przyjdzie czas to natura sama zdecyduje ...0 13.30 skoczyło
mi cisnienie i zaczelam krwawic...zabrali mnie na porodówke....nie mieli daleko...lezałam na
sali dosłownie obok( słyszałam przez ten cały tydzien spedzony w szpitalu jak kobiety
rodziły...słyszałam płacz nowo narodzonych dzieci...i ciagle miałam strach ze w kazdej
chwili Mój synek może sie urodzic...a wtedy wyrok juz na Niego czeka...wiedziałam ze jesli
narodzi sie teraz to nie usłysze jak te wszystkie kobiety słodkiego płaczu mojego
maleństwa) Podłaczono mi okcytocyne(czy jak to sie tam zwie)...zaczełam czuc skurcze
najpierw słabe..potem coraz sielniejsze...tak bardzo nie chciałam Go jeszcze rodzić0przeciez
było za wczesnie...zaczełam wyc i krzyczec z bólu...lekarz pomagajacy przy porodzie
dosłownie położył mi sie z łokcia na brzuch...myslalam ze wyprysne jak pryszcz(przepraszam
za sformułowanie ale tak dosłownie było) okropny ból, nie do zniesienia...wkoło studenci i
praktykanci..kjoszmar...0 14.15 urodzioł sie chłopczyk-Mój Filipek...nie widziałam
Go...usłyszałam tylko jedno zakwiklikanie...jak taki mały prosiaczek...słyszałam mojego
synka...zabrali Go nie widziałam Go...potem łozysko nie chciąło sie urodzić....kekarka
zdecydowała łyżeczkowanie...NIEdostałam znieczulenia!!-ZADNEGO-myslalam ze umieram z
bólu(czytałam ze takie łyżeczkowanie wykonuje sie pod znieczuleniem ogólnym!!!) a ja nie
dostałam ZADNEGO znieczulenie-nic.Potem obolała nie miałam siły nawet myslec o tym zeby mi
Go pokazano -_- a bardzo tego załuje... Mąż poszedł pietro wyzej do Synka-widział Go-jeszcze
zył...zył jeszcze do 15:30 a mianowicie biło mu tylko serduszko.Mąz poprosił o Chrzest i
nadanie imienia FILIP i tak zrobiono -_-...później Mąż poszedł drugi raz ...gdy wrócił
powiedział,że Synek już Odszedł...a ja Go nawet nie widzioałam :'(, nie
dotykałam...nic...-_- [*****]
Filipek ur/zm 19.01.2007r 23tc[*],
Mateuszek ur. 17.03.2008r 36tc,
Alanek ur 21.10.2012 39,6 tc!:o)
oraz Aniołek ktory umarł w brzuszku w 15 tc a o czym dowiedzialam sie w 18 tyg.zabieg 19.06.2015
spijci
|