Witaj, wzruszyłam
się twoją wypowiedzią. Jestem, od prawie roku, wreszcie - szczęsliwą mamą - po 7 latach
starań, po wyboistej, pełnej cierpienia i zwątpień, drodze. Mam 2 aniołeczki w niebie, więc
wiem, co czujesz. Ja przez długie miesiące, lata ledwie mogłam sie podnieść ... do życia -
choćby z dnia na dzień. Dorosłość jest okrutna... Ale teraz, gdy powtórnie zaufałam
Bogu, chociaż wydawało mi się to w ogóle nie do przyjęcia - a jednak dzięki szczerej
modlitwie mojej, ale i wstawienniczej innych osób - udało się! Udało mi sie po pierwsze
zaufać, uwierzyć że Bog naprawdę mnie kocha. DOwodem na te słowa jest moja córeńka. Za 2
tyg. skończy 1 rok życia. Pan Bóg nam nią nieustannie błogosławi . Jest zdrowa, nie choruje,
rozwija sie wspaniale. I choć często z mężem padamy na nos, kiedy ona ma najwięcej energii,
zawsze wtedy przed oczyma mam ten czas niepewności, zawodu, bezsilności-stanu, do którego
już nigdy nie chciałabym wrócić. Piszę do Ciebie, bo czuje że potrzebujesz pokrzepienia,
ale nie takiego teoretycznego. Ja je z pewnością dostałam w postaci Zosi. Przyszła do nas
jak spełnienie obietnicy danej od Boga. Trzymaj sie i spróbuj zawierzyć siebie, swój
smutek Duchowi św., jeśli w Niego wierzysz. zobaczysz jego odpowiedź! Ściskam CIĘ mocno
|