Gdy rodził sie
Piotruś było wspaniale...naprawde najcudowniejsze wydarzenie w moim zyciu, bolało, ale byłam
w takiej euforii, ze niewiele mnie to obchodzilo. Oczywiscie, wczesniej byly podejrzenia, ze
z dzieckiem jest cos nie tak, ale do ostatniej minuty porodu wierzyłam, ze bedzie dobrze. I
kiedy wyjeli mi go na brzuch i popatrzył na mnie tymi swoimi wielkimi oczami, byl taki
sliczny...bylam pewna, ze wszystko skonczylo sie happy endem, a to byl dopiero poczatek.
Pytałam czy wszystko z synkiem w porzadku i na pierwszy rzut oka bylo, wiec lekarz
odpowiedzial: wyglada na to, ze tak! Widac, bylo, ze tez sie ucieszyl... Boze jacy my
byliśmy szczesliwi! i wtedy katem oka dostrzegłam niewyrazna mine położnej, a zaraz potem
przyszła lekarka... w te sobote minie rok odkad Piotrusia nie ma z nami...
|