Niedzielny poranek 22
maja.... Jechaliśmy z męzem pełni radosci do szpitala ze skierowaniem na cesrakę na dzień
następny.Rozmawialiśmy o tym jak teraz będzie, że sie troche boję tego cięcia i takie tam.
Położna,która mnie przyjmowała była bardzo miła.Z usmiechem na twarzy wysłałam męża do domu
bo niby po co miał tam ze mną siedzieć od rana.Położna zaczęła robic ktg i nie było nic
słychać tylko szumy,obróciłysmy to w żart,że niby taki kiepski sprzęt.Wezwala
lekarza.Zrobiono mi usg i dowiedziałam się,że mój długo oczekiwany synek nie żyje.Mój Jacuś
nie ma tętna.Nie mogłam w to uwierzyć. Zamarłam.... a potem,potem powiedzialam,że ja Go nie
urodzę,że nie dam rady,że muszą mi Go wyciąć.Przyszedł drugi lekarz i potwierdził tę czarną
nowinę. Zmierzyli i zważyli Jacusia i zdecydowali,że jednak będzie cięcie.Za jakieś 2,5
godziny zrobiono mi cięcie w ogólnym znieczuleniu.Zabrano Jacusia..... nawet Go nie
zobaczyłam,zreszta sama tak zdecydowałam.... niedziela......to najgorszy dzień w całym
tygodniu edyta
|