urodziny
Wici... termin miałm na 6 lipca,jednak nie mogłam doczekać sie porodu...tak bardzo
chciałm mieć już Wicie w ramionach( no i nie mieć już tego balonika przed sobą) 2 lipca
zadzwoniłam do znajomej połoznej ktra miał odbierac poród czy nie dało by sie przyspieszyć
narodzin Wici....zgodziła sie, był piękny dzień sobota 3 lipca - słoneczny radosny
dzień, od rana byłam na ścisłej diecie:) ze znanych wszystkim przyczyn, z położną
bylismy umówieni na 18 przedtem pojechaliśmy do restauracji mój maż zhjadł obiadek( musiał
mieć przeciez siły by pomóc mi rodzić:) ja zjadłam 3 ciasteczka kruche do
towarzystwa, pełni nadzieji wyruszyliśmy w droe do szpitala...byliśmy tacy
szcęśliwi..spełniał sie nasz sen, nasze szczęście miało ujrzec ten świat dotarliśmy na
miejsce punktualnie, moja położna pomogła mi trcohe, odeszły wody i zaczęły sie pierwsze
skurcze...ach jakie one były ekscytujace, przyjemne, śmiałm sie do lekarza dyżurujacego
ze jak tak sie rodzi to za rok jestem tutaj znowu... potem zaczęły sie mocniejsze
skurcze, podano mi znieczulenie zewnątrzoponowe i znowu było dobrze, skakałam po
piłeczce, żartowaliśmy i smielismy sie z mężem, potem było 8 cm rozwarcie i sie
zaczęło...mój maż do tej pory kiedy wspominamy śmieje sie jak krzyczałam" tnijcie mnie
teraz ja umieram":) i tak myślałam,położna mówiła przyj a ja akurat
oddychałam, wpadłam w panike, bałam sie że mój Maluszek udusi sie przeze mnie a zarazem
nie mogłam go wyprzeć,wkoncu lekarz zadecydował -kleszce- kiedy to usłyszałm to( chyba ze
strachu:) Wicio wyszedł na świat położna połozyła mi go na piersi a ja zaraz powiedziałm
mojemu męzowi by wziął go na rece, nigdy nie zapomne słów mojego męża wtedy"
kochanie spójrz na Niego jest nasz" potem obiecywał Synkowi ze nigdy nie da zrobić mu
krzywdy ,ze zawsze będziemy razem...za dwa dni życie pokazało jak sie mylił.... mój Synek
został ode mnie zabrany...kiedy zobaczyłam go ponownie był już siniutki i popodłączany do
wszystkich rurek... tak zaczęła sie nasza 6 miesięczna walka....
z ekstazy,
radości tak ogromnej ze mogłam przenosić góry wpadłam w sam dół....
ale nidy nie
zapomne tego radosnego dnia 3 lipca, bo wtedy rodziła sie moja nadzieja...
|