Narodziny
Sylwuni: 20 maj 2003 , wtorkowy poranek z wizytą u gina - zwolnienie, badanie - wszystko
jak najlepiej - myślę:"do czerwca niedaleko", potem zakupy w Castoramie i mocny
skok ciśnienia - pomyslałam, chyba coś jest nie tak. Szybka podróż do szpitala - ciśnienie
nie spada, ja trochę słabnę, martwie sie o dziecko. całą noc zbijamy ciśnienie - nie pomaga.
Wreszcie zaspypiam otumaniona lekami. Kolejny dzień podobny do poprzedniego z dodatkiem
"pielgrzymek lekarskich" i badania mojego brzucha.
W końcu nastał piątek,
23 maj, godz 11*00. Badanie ktg - wszystko w normie, trochę skurczy poprzedzających poród,
brak rozwarcia. Moich obaw nnikt nie słyszał, dusiłam je w sobie i modliłam sie do Boga, by
Ona przezyła..........bym mogła Ją zobaczyć. Poród - rodzę 8 godzin bez znieczulenia,
poród pośladkowy. Był ból i łzy , za oknem mocno swieciło słońce (nie wiedziałam o
tym) Godz 20*05 - wyskoczyło ze mnie maleństwo, nie płakało, ja widziałam czarna główkę i
krzyczałam - ochrzcijcie Ją, ma mieć na imię Sylwia..............zasypiam.
Minęło
kilka godzin i mogłam Ją zobaczyć, patrzyłam z niedowierzaniem - to moje dziecko.Moje
ukochane maleństwo, czemu jest chora? czemu musi mnie opóścić?..............
jest
przy mnie do dzisiaj, choć nie ma Jej fizycznie
czy lato zaczęło się majem? czy
skończy się wrześniem? jeśli tak, nasze drugie dziecko urodzi się latem, a potem znów
przyjdzie maj..........................
Kocham Cię Sylwuniu!!!!! mama.
|