Etko, Melko... To niesamowite, ale
do końca życia będę myślała o pewnej białej skarpetce... Pobierali Małej krew ze stópki,
bardzo krwawiła więc założono jej szpitalną skarpetkę. Widziałam na niej plamkę krwi. Krew
mojej córeczki, moja krew... Przez moment pomyślałam, że chętnie ukradłabym ten kawałek
bawelny i zabrała ze sobą jak talizman. Zabrakło odwagi - pomyślałam, że to przecież
"wyposażenie szpitala", że może ktoś Martynkę przez to gorzej potraktuje.
Skarpetka została. Zapewne wrzucono ją do prania, ...albo do kubła ze śmieciami. W mojej
głowie będzie zawsze i do końca życia będę żałować, że jej nie zabrałam, porwałam, ukradłam,
wyszarpałam, pożarłam...
Nie mam nic z śladami po niej.
A przy okazji... Przypomina
mi się wiersz pt. "Wdowiec". Strata żony to inna strata, ale... głód jest ten sam.
Posłuchajcie:
"Wziąłem twój ślubny welon, w pomiętą zwinąłem gazetę - i było to
takie brutalne jak ból.
A potem pantofle najczulsze, łódeczki najmilsze, najdroższe, i
w puszce od maggi schowałem kolczyki, dwie krople rosy.
Nocą podzwaniam tą
puszką, płaczę nad paczką z welonem, kopię w rozpaczy w
krzesło puste, zimne, niedobre.
Mam jeszcze mydło po tobie, którym mydliłaś piersi
- włosy mydliłaś gorące, i nos mydliłaś - i nos.
Całuję ten śliski kamyczek, pożeram
ten śliski kamyczek - na jutro mi już nie starczy, mój Boże, i zacznie się
głód."
(St. Grochowiak)
|