Chciałam powiedzieć, ponad tymi wszystkimi emocjonującymi dyskusjami, że najpiękniejsze na tym forum są właśnie "nasze historie". Wzrusza mnie, kiedy ktoś przyznaje się publicznie "tak, Jezus działa w moim życiu", ale wzruszam się (może nawet bardziej), kiedy ktoś otwarcie, szczerze dzieli się swoimi wątpliwościami, tym, że nie może się modlić, bo ma do Boga pretensje. To wszystko jest takie prawdziwe, takie ważne, o ileż piękniejsze niż najbardziej nawet uczone dyskusje i przerzucanie się cytatami.
W zeszłym roku bardzo zaangażowałam się w dyskusję z Umą, czego ślad pozostał w wątku "Zjawiska wskazujące na...". Żałuję tych wszystkich niepotrzebnych słów - co one komu dały? Jak można w ogóle wyrazić, to wszystko, co targa duszą matki po stracie dziecka? Ostatnio poproszono nas z mężem, żebyśmy opowiedzieli naszą historię na pewnym sympozjum. "I co ja tym wszystkim ludziom powiem? - broniłam się przed namowami męża - że kocham moją córeczke? Banał!". Bo może łatwiej jest dzielić się "nauką", którą wyznajemy niż tym, co najważniejsze?
Jako mama Hani rocznik 2009 chciałam szczególnie podziękować innej mamie Hani rocznik 2009, czyli Huskuss:) Wiele z tego, co piszesz jest naprawdę bliskie mojemu sercu!
Wszystkich najserdeczniej pozdrawiam!
kasia, mama Hanulki (12.06.2009 - 18.01.2010), a także Jerzyka i Stefka.
|