Agnieszko, nie wiem, jakie kazanie ciągle powtarza Ci ksiądz w konfesjonale, ale moze to teraz mniej ważne... Choćbym miał stracić głos, choćbym miał upaść na twarz ze zmęczenia - zawsze będę powtarzał, do znudzenia, że nasz Bóg nie jest Tym, który zabija... nie jest Tym, który zabiera dzieci, nikomu, nigdy... to nie jest nasz Bóg! Nasz Bóg od początku do końca jest Bogiem życia! Jest Dawcą Życia, nie mordercą... Boli mnie to za każdym razem, kiedy ktoś posądza Boga, Dobrego Ojca o to, ale... wiem, i sam biję się w piersi za tych wszystkich księży, którzy na niejednym pogrzebie mówią słowa, nieomal "sakramentalne", że "Bóg kogoś zabrał do siebie...". Nikogo nie zabrał (jakby to Bóg i tylko Bóg był przyczyną czyjejś śmierci). Naturalnym jest dla nas umieranie (a to, że kogoś zabije jakiś kierowca -pijak, to też wina Boga? Czy człowiek już nie ma wlasnej odpowiedzialności tylko wszystkiemu jest winny Ojciec?). Przepraszam jeśli moje słowa wydadzą się ostre, nie mam takiego zamiaru, chcę tylko pokazać najwyraźniej jak się da, że nasz Bóg jest Bogiem życia a nie śmierci, jest Miłością a nie mordercą... jeśli ktoś jednak ma taki obraz Boga to mówimy o dwóch różnych bogach. Bóg stworzył człowieka wolnym, światu zaś dał autonomię. Wszystko, co się na świecie wydarza jest autonomiczne (nie sterowane przez Boga), chociaż Boża Opatrzność nad światem czuwa, ale zupełnie inaczej niż "sterując ręcznie" losami świata. Jakaż to by była wolność? A czy człowiek miałby wolność i wolną wolę (którą Bóg człowiekowi dał i nigdy mu jej nie odbierze), gdyby Bóg wszystkim "sterował"? Czy bylibyśmy w stanie kochać takiego "boga"? Celowo piszę w cudzysłowiu i z małej litery, bo ja nie uznałbym tyakiego boga. Ja wierzę w Boga, który jest Miłością i Dobrocią. Bóg jest Ojcem, który tak umiłował świat, że nie pozostawił Go na pastwę ślepego losu, lecz zesłał swojego Syna, Jezusa Chrystusa, który pokazał nam własnym życiem Kim jest Ojciec. Widząc to, co myślał, mówił i czynił Jezus możemy zobaczyć Kim jest Ojciec. A to wszystko w mocy Ducha Świętego! Nasz Bóg jest komunią osób, jest "Rodziną", która kocha się miłością nieskończoną i tej miłości nas uczy. My nie jesteśmy zbyt pojętni w niej, te lekcje są dla nas często trudne i bolesne. Ojciec nieustannie wychowuje nas do życia pełnią miłości. I na tyle, na ile umiemy i chcemy, uczymy się, staramy... grzech nas od tego oddala, dobro, które czynimy, miłosierdzie, które okazujemy - przybliża nas do tego. Bóg zostawił autonomię światu i wydarzeniom, jednak nie zostawił świata na pastwę losu. Czemu Ojciec dopuścił do śmierci Twoich dzieci? A czemu dopuścił do tego, że zabili Jego Jedynego Syna? Czy ktoś zrozumie ból Boga? Ojciec nie jest bezdusznym "bożkiem", który nie interesuje się światem, jest Ojcem, którego nie przenikniemy, nie zawsze Go zrozumiemy, jednak On rozumie nasz ból, nasze lęki, słabości, pokusy, nasz żal i rozpacz... bo sam przez to przeszedł. Poznajmy Boga, poznajmy Jezusa Chrystusa, przeczytajmy Ewangelie, by zobaczyć Kim On jest i zobaczyć, że naprawdę przeszedł wszystko w życiu i że nas rozumie. Nie sądzę, by chciał spełniać nasze pragnienia na zasadzie "pstryknięcia palcami", ale wierzę mocno, że spełnia pragnienia naszych serc (np. Ps 37, 1-6). Jezus również błagał o wybawienie Go od śmierci - śmierci, która nie była żadną "wolą Ojca", by przebłagać Go za grzechy świata - bo Bóg nie jest żądnym krwi mścicielem. Ta śmierć była wynikiem konsekwentnego życia Jezusa, życia zgodnie z Wolą Ojca (pokazywał prawdziwe oblicze Boga, co ówczesnym Żydom się nie spodobało). Jezus sam oddał życie, bo wolał je oddać niż zaprzeczyć Ojcu, niż pokazać fałszywy obraz Boga. Jezus bał się po ludzku, pocił się krwią w Ogrójcu - czy Ojciec wybawił Go od śmierci? Po ludzku nie. Ale znalazł inny sposób, by pokazać, że On jest Bogiem i jest Panem Zycia - wskrzesił Jezusa z martwych, by nam pokazać, że dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych. Jedna odpowiedź mi się ciśnie, by Ci coś doradzić na tą chwilę Agnieszko... przebaczenie. Tak, przebacz Bogu, pojednaj się z Nim przez przebaczenie Mu. Może się mylę, ale z tego, co napisałaś wynikałoby, że Twoje serce zamknęło się na Niego, zrobiło się trochę "twarde" dla Boga. Nie dajesz Mu szansy, bo modlitwa, spowiedź i msza są bardzo ważne, ale one jakby "odbijają się" od Twego serca... Bóg próbuje do niego dotrzeć, ale Ty je odpychasz, bo nie dajesz Mu szansy.. i sobie... nie dajesz nadziei... Przebacz Mu i przyjmij to, że to nie On jest winny śmierci Twoich dzieci, ale On w tym wydarzeniu może przynieść Ci nowe życie - mając już Twoje dzieci przy Sobie, przy Swoim kochającym Ojcowskim Sercu! Wybacz, jeśli coś było za mocno, ale ja wierzę mocno, że Ojciec jest przy Tobie... że nigdy Cię nie opuścił, mimo wszystko... nie trać nadziei! pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i błogosławię + ------ ...naucz mnie dawać a nie liczyć, walczyć a na rany nie zważać... Internetowy Dom Rekolekcyjny: http://www.e-dr.jezuici.pl
|