Poza tym... w domu nauczono mnie ze ja i to co czuje jest niewazne, ze licza sie tylko inni ludzie a branie pod uwage wlasnych uczuc (przez moja mame nazywanych pogardliwie "chciejstwami") to zbrodnia egoizmu. Wiec pomagalam wszystkim wokol, przepraszalam za nieistniejace winy, wybaczalam najgorsze zniewagi - ale w ten sposob nikomu nie pomoglam a sama bylam poniewierana przez wszystkich na czele z rodzina. Przelalo sie gdy moja siostra zaczela obrazac mojego meza bedac gosciem w moim domu a gdy ja wyrzucilam rodzina uznala mnie za potwora bo ich zdaniem powinnam byla opuscic meza bo im sie nie podobal "jakis Indianin", z tak durnych powodow nawet nie wsparli mnie dobrym slowem gdy zmarly moje dzieci, zignorowali mnie i moja tragedie. Przez rok nie rozmawialam z mama. Od tego czasu z pomoca meza nauczylam sie lepiej traktowac siebie sama. Dopiero wtedy przerwal sie zaklety krag nieszczesc. Choc mama uwazala ze powinnam jako lekarz sluzyc chorym harujac za grosze, wyjechalam za granice gdzie pracuje ciezko ale za dobre pieniadze a wieczna troske jak przezyc nastepny tydzien zastapily przemyslenia jak inwestowac pieniadze ktore leza na koncie. W Polsce ponizali mnie szefowie i pacjenci, tutaj dobrze pracujacy lekarz jest otoczony szacunkiem wiec odzyskalam wiare w siebie, poczulam ze lata studiow i ciezkiej pracy nie poszly na marne. Teraz juz nie pozwalam sie zle traktowac a abym wybaczyla najpierw musze uslyszec "przepraszam". Sabina
|