Aleksandro, to nie do końca jest tak. Nie istnieje coś takiego jak grzechy dziedziczne. Już nam wystarczy, że dziedziczymy grzech pierworodny (choć to też nie jest tak do końca "dziedzictwo", ale to na inną opowieść). Sama Biblia mówi, że za grzechy odpowiada ten, który je popełnił, nie ma odpowiedzialności zbiorowej ani dziedzicznej. A propos tego zachęcam Cię do przeczytania całego rozdziału 18 księgi Ezechiela. Wszystko tam jest jasno i klarownie ujęte. Ponieważ Żydzi byli przekonani, że Bóg jest niesprawiedliwy i każe ich wygnaniem do niewoli za grzechy ich ojców, więc Bóg im odpowiada, że każdy odpowiada za swoje grzechy.
Jest natomiast inna kwestia, która nie jest karą za grzechy, lecz konsekwencjami grzechu. Otóż są osoby, księża, którzy mówią, że grzech nie jest "dziedziczny", ale jego konsekwencje mogą wchodzić w drzewo genealogiczne i wychodzić w następnych pokoleniach. Tu nie chodzi o to, że jak nie zawsze się modlę (uznany jako grzech) to cięzkie konsekwencje spadną na dzieci. Nie. Ale np. mówiono, że jeśli umierał ktoś jako alkoholik, albo przez samobójstwo, lub tym podobne rzeczy, to w dalszych pokoleniach pojawiały się jakieś sygnały dające "odczucie" że coś dzieje się mało racjonalnie i nie da się pewnych rzeczy wyjaśnić. Sugerowano, że to może być jakaś konsekwencja grzechów owego przodka alkoholika czy samobójcy. Były przypadki (wcale niemało), że pomodlono się w takiej sytuacji o uwolnienie od tych grzechów przodków i następowała poprawa. Można kupić np. książkę o. DeGrandissa (po polsku) o uzdrowieniu międzypokoleniowym, tam jest to szerzej opisane i są modlitwy, które pomagają uwolnić się z tego "dziedzictwa" - tu znajdziesz szerszy tej książki: http://www.jezuici.pl/woods/Wydawnictwo/ks_41.html
Z jeszcze innej strony można na to tak popatrzeć - wszak dobrze wiemy i to doświadczalnie, że nasz styl życia i wychowywania dzieci sprawia, że one stają się takie a nie inne (do czasu ich dojrzałości). To w dużej mierze od wychowania zależy czy dziecko będzie np. otwarte czy zamknięte w sobie, przyjacielskie czy nie, itd... to samo należy przełożyć na świat duchowy - bo człowiek jest jednością (ciało, psychika, dusza). Wszystko więc ma wpływ, mniejszy lub większy. Dlatego od nas samych, od naszego dbania o nas (dbania o zdrowie, ciało, o psychikę i jej zdrowie, o duszę i jej zdrowie) zależy to, jak będziemy wychowywać dzieci (przyszłe pokolenia) i to nie tylko słowem, ale przede wszystkim przykładem.
Ale, wracając do Twojego lęku, w ten sposób jak to opisałaś nie należy tego rozumieć, jako takie bezpośrednie przełożenie z rodziców na dzieci. Każdy jest grzesznikiem - a bardziej potrzebujemy wierzyć w miłosierdzie Boże w tym wszystkim aniżeli w naszą przemyślność i "spryt" w zabezpieczaniu się przed jakimiś wpływami złego ducha, który wszak nie męczy się i nie przestaje nas do złego kusić.
pozdrawiam serdecznie i zapewniam o modlitwie + ------ ...naucz mnie dawać a nie liczyć, walczyć a na rany nie zważać... Internetowy Dom Rekolekcyjny: http://www.e-dr.jezuici.pl
|