dlaczego.org.pl  
Forum dlaczego.org.pl  >> STRATA DZIECKA
Nie jesteś zalogowany!       

LeońHits: 1375
mama Leosia  
05-01-2014 21:18
[     ]
     
Witam wszystkie aniołkowe mamy.
Chciałabym podzielić się z Wami krótką historią mojego kochanego synka Leosia.
Ciąża przebiegała w zasadzie bez powikłań, wszystkie badania (moje i Leosia) wychodziły dobrze, aż do czasu kiedy w 24 tyg. lekarza zaniepokoiło serduszko...dalsza diagnostyka nie była już pomyślna...złożona wada serca...świat mi się zawalił...ostatnie tyg. ciąży mijały na zdobywaniu wszelkich możliwych informacji o wadach serca, operacjach, rokowaniach , kolejnych echach serca, na coraz większym strachu o moje maleństwo...
Nadszedł dzień narodzin, nie pokazali mi Leonka nawet na sekundę, został przewieziony do ośrodka obok...i tak po pięciu dniach skąpych informacji że jest dobrze, dziecko stabilne je samo i oddycha, mogłam Go wreszcie zobaczyć - nie mogłam Go sobie piękniej wyobrazić, był taki mój, miłość przepełniła mnie jeszcze bardziej...
po dwóch tyg. informują mnie że z dnia nadzień muszą robić operację ze względów życiowych i to pomimo infekcji.Tyle że o infekcji nikt nic wcześniej nie wspominał... świat zawalił się po raz kolejny, ale mój dzielny synek dał radę, operacja się udała, pierwsze decydujące doby też przebiegały w miarę pomyślnie...
znów po niecałych dwóch tyg. informują mnie że przenoszą Leosia do innego szpitala, do innego miasta bo już długo pod respiratorem, szpitalowi już się nie opłaca trzymać mojego synka, więc przenosimy się jeszcze dalej od domu...niby co raz lepiej, po raz pierwszy zobaczyłam Leosia z otwartymi oczkami, w końcu oddychał sam - byłam taka szczęśliwa.
Moja radość nie trwała długo, następnego dnia stan się pogorszył na tyle, że znów zaczęli podawać środki sedujące, znów respirator, Leoś zaczął puchnąć...ordynator mówi mi o bakteriach w posiewach, o wysokich wskaźnikach wątrobowych i żebym się tym nie martwiła bo oni zawsze robią i dopilnują wszystkiego... Przez parę dni nie dopuszczam do siebie tej najgorszej myśli, staram się nie płakać za dużo żeby nie stracić pokarmu...Leoś dzielnie walczy ale puchnie coraz bardziej...
Rano w poniedziałek odbieram telefon ze szpitala, w ułamkach sekund myślę że może coś trzeba donieść albo w najgorszym wypadku stan się pogorszył na tyle że chcą żebym przyszła....niestety słyszę "bardzo mi przykro...". Świat zawalił mi się po raz kolejny, tyle że już na zawsze...
Później wszystko robiłam jak robot, szpital, prosektorium. W końcu dotarliśmy do rodzinnego miasta...osobno.W kaplicy po raz pierwszy mogłam przytulić mojego najcudowniejszego Leosia, umyć Go i ubrać...Do domu przychodzą wypisy, infekcja okazuje się być sepsą o której nie zostałam poinformowana, lekarze przez cały czas mydlili mi oczy i mówili że by się infekcją nie martwić, że crp spada, dostaje antybiotyki i to nie jest najważniejszy problem...tyle że sama sepsa zagraża bezpośrednio życiu noworodka, a co dopiero kiedy maleństwo ma wadę serduszka, nie wiem dlaczego nikt mi nic nie powiedział, na moje pytania o stan Leosia i o to czy dzieje się coś złego jeszcze przed operacją - lekarz prowadząca odpowiadała że nic się nie dzieje, albo że nie ma czasu, a z papierów wynika że już stwierdzono sepsę... Nie mogę zrozumieć czemu Leoś musiał tyle wycierpieć, czemu w Jego króciutkim życiu nie dane mu było poczuć bliskości mamy, czemu nie mógł poczuć się bezpiecznie...wiem że to pytani bez odpowiedzi ale podejrzewam że większość z Was je sobie zadaje.Mam wrażenie że to jakiś koszmar...tyle że wiem że już się z niego nie obudzę.
Wszystkim kochanym aniołkom zapalam światełka (*) (*) (*) Leoś jutro skończyłby 4 ziemskie miesiące... (*) 
Leoś ur. 06.09.2013 zm.14.10.2013

  Temat Autor Data
  Re: Leoń woldemort 07-05-2014 22:34
::   w górę   ::
Przeskocz do :
Forum tworzone przez W-Agora