Wiesz, ból i żałoba ma różne etapy. Ja najpierw czułam jakby to się wszystko działo obok mnie, że mam zadania do wykonania. Najpierw, jak dowiedziałam się podczas USG, że serduszko mojego synka nie bije - wiedziałam, że muszę się zmobilizować i go urodzić. Później, mimo, że mąż oganiał wszystkie formalności zmiązane z pgrzebem itd, to też czułam, że jakoś muszę się trzymać. Fala rozpaczy przyszła jak już wszystko "załatwiliśmy" i wróciliśmy sami do domu... PO jakimś czasie znowu się zablokowalam. Nie potrafiłam płakać... Ból rozrywał mnie od środka a ja nie mogłam się rozpłakać. Myślałam, że już wyczerpałam zapasy łez, że już nie mam czym płakać. Ale przychodziłam tu na forum, czytałam historie, rozmawiałam z innymi mamami i ryczałam. To mi pomagało. Tak jakbym na chwile spuściła powietrze...
Żałoba ma różne etapy, trzeba ją przeżyć tak jak się czuje.
Wiem, że w te chwili nie możesz sobie tego wyobrazić ale z czasem na prawdę będzie Ci lżej oddychać.Z czasem naucczysz się żyć z tą dziurą w sercu..
Mi ciągle zdarza się płakać z tęsknoty za moim synkiem jak nikt nie widzi. Płakałam jak pierwszy raz zobaczyłam moją córeczkę, nie tylko z radości, ale również z żalu, że Franiowi nie było dane wydobyć pierwszego krzyku. Płakałam na chrzcie Hani dlatego, że go nie ma z nami w tak ważnym dniu.
Płacz krzycz jak tylko masz ochotę. Ja od początku odmawiałam leków uspokających. Jakoś tak podświadomie się buntowałam, że dlaczego mam się uspokajać, dlaczego nie mogę płakać...
Ściskam Cię mocno. Mama Franusia *20.01.2016r. I Hani 26.01.2017r.
|