Droga mamo dwóch aniołków, poruszyła mnie Twoja historia. Minęło już kilka miesięcy, ale to za mało, żeby zaczęło być lepiej. Na to potrzeba czasu, osobistej walki z własnymi myślami, wyrzutami sumienia, pcczuciem winy. te sprawy będziesz jeszcze długo rozpamiętywać,walić głową w mur z poczuciem, ze i tak nic się nie zmieni.Otóż zmieni się, ale na to potrzeba czasu, długiego czasu. Pomoże CI w tym twoja młodośc oraz życie dniem dzisiejszym. cokolwiek by to dla Ciebien oznaczało. Jesteś w okresie żałoby, wiesz o tym? To okres ochronny, jednak mało kto zdaje sobie z tego sprawę, i same "zainteresowane', i ich rodziny czy znajomi. Ochrona polega miedzy innymi na mniejszym "staraniu się", na "olewaniu" tego, czego się nie musi, na prawie do płaczu i stanów depresyjnych. Rodzinie się ie wytłumaczy, nikomu się nie wytłumaczy, bo nikt, kto nie stracił dziecka, nie zdaje sobie z tego sprawy, jaki to trauma. ONi widzą nasz ból, ale nie chca na niego patrzeć, dlatego "poganiają" nas do szybszego, prawie natychmiastowego powrotu na dawne, zwyczajne tory zycia. Nie walcz z tym, przyjdzie czas, gdy sama stwierdzisz, że juz nie boli, że żyjesz jakoś tak normalnie. Moje dziecko umarło ponad 35 lat temu, właściwie 6 listopada minęło te 35 lat, a ja dopiero w tej chwili stwierdziłam, ze o tym zapomniałam... Kiedyś bylo to nie do pomyślenia - rocznica urodzin i śmierci. teraz mam uz bardzo dorosłe dzieci, wnuczki, ale demon, przyczajony, co jakiś czas podnosi łeb i daje znać o sobie. Gdy czytam wypowiedzi "dzisiejszych" mam po stracie, widzę siebie w tamtych czasach tego strsznego horroru. Niezrozumienie rodziny, ukrywanie rozpaczy i bólu, olewanie według rodziny wszystkiego, nie dawanie sobie rady z niczym, w konsekwencji depresja, równia pochyła, kolejna ciąża, poronienie i jazda w dśl - mysli samobójcze. Uratowało mnie pójście do pracy, a po 2 latach ciąża i narodziny córki, która była moim trzecim zyjacym dzieckiem. Później było coraz lepiej, ale tak naprawdę minęło około 10 lat, gdy smierć syna przestała być dla mnie "zawadą" w życiu. I Ty wyjdziesz na prostą, my Ci pomozem, a za kilka lat sama będziesz służyć rada i pomocą innym osieroconym mamom, które teraz ani się spodziewają, jakie nieszczęście je w życiu spotka. Bo tak będzie, niestety. Dzieci zawsze umierały i będą umierać, a my - co dziwne - czujemy się jakoś wybrane,może nawet lepsze, a na pewno silniejsze. Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę dużo sił i zdrowia, a pokonasz tego demona, musisz. Wszystkie poonałyśmy. ,
|