dlaczego.org.pl  
Forum dlaczego.org.pl  >> STRATA DZIECKA
Nie jesteś zalogowany!       

Mój GroszekHits: 493
Monika20  
07-04-2015 21:17
[     ]
     
Groszek, tak nazwałam dzidziusia na którego tak bardzo czekałam. Oboje czekaliśmy...
Ciężko pozbierać myśli, dziś znów wszystko wraca i to wcale nie dlatego że jest "miesięcznica" czy rocznica. Poprostu.
Zaczeło się od poznania idealnego mężczyzny. Potem perfekcyjny związek bez większych problemów. I nagle ta myśl- chcę mieć dziecko! I nieśmiałe zapytanie czy on też chce. Zbył mnie, powiedział że mam dopiero 18 lat, co ze szkołą ,bla bla wielkie kazanie. Ale zrozumiałam. To za wcześnie, skończę szkołe, pobierzemy się. Potem dopiero pomyślimy o dzieciach. Rozsądek wziął górę, aż do czasu gdy znajomym urodziła się córeczka. Staliśmy w szpitalu nad łóżeczkiem, ona taka mała śliczna. Wszyscy się zachwycali a ja miałam ochotę wyć. Bo to nie moje. Bo nie mogę. Nie teraz. Mam tylko czekać i czekać. Pękłam, musiałam znów go zapytać.
Zdecydował się dopiero za rok. A ja w międzyczasie przeglądałam fora dla mam, czytałam o ciąży i marzyłam jakby to było wspaniale. Zrobiłam nawet listę imion- wybrałam "Zuzia" i tak pewnie kiedyś będzie córeczka, w naszych rodzinach same dziewczynki.Zerkałam z zazdrością na profile młodych mam, znajomych ze szkoły o których zawsze przecież myślałam "takiej to nigdy niczego zazdrościć nie będę", a jednak. Zazdrościłam ogromnie! Na ulicy mijałam same kobiety w zaawansowanej ciąży, w autobusie, sklepie, wszędzie. Ale zgodził się, wkońcu się zgodził. Odstawiłam tabletki. Miesiąc, dwa, trzy, nic.
Czwarty... Który dzisiaj? Nie czekam na okres? Ups... Miał być w zeszłym tygodniu. Biegnę do apteki po test. Dwie kreski! Wreszcie! Płaczę z radości. A może źle wyszedł. Nazajutrz kupuję kolejny, znów dwie kreski. Piszę do przyjaciółki " musimy pogadać", ona na to "za 5minut jestem". I za te 5minut znów płaczę. Nic nie mówię, pokazuję tylko test i płaczę. "Ale to cieszysz się czy nie?" Ogromnie się cieszyłam, najwspanialszy dzień mojego życia! Wieczorem jadę do niego, przychodzi zmęczony z pracy, kładzie się obok a ja pytam czy mogę mu poprawić humor. Pokazuję mu test. I ten okropny wrzask "Nie?!". Zamarłam, popłakałam się zdezorientowana. Czy to nie było nasze wspólne marzenie? Czy on już niechce mieć ze mną dziecka? Aż wreszcie uśmiech, szeroki uśmiech i łzy w jego oczach. Podskoczył i krzyknął "będę tatą!". Przytulił,pocałował w brzuszek. Chwycił za telefon i dzwoni do przyjaciela" Dawid słuchaj wreszcie będę ojcem! Słyszysz! Będę ojcem!"
Miałam poczekać do soboty żebyśmy razem powiedzieli rodzicom moim ,potem jego. Jak od wtorku czekać do soboty? No jak? Tyle emocji, radości ale też róznych obaw. Jest umowa, czekamy do soboty, powiemy im razem. Czwartek wieczór. Krzątam się niespokojna po domu, muszę trzymać to w sobie. Obiecałam więc muszę. Nie daję rady... "Mamo, muszę ci coś powiedzieć. Ale nie będziesz krzyczeć?" Na co ona z nieziemskim wręcz refleksem "jesteś w ciąży?" Pamiętam jak dziś jak zrobiło mi się gorąco,zaczełam dygotać i płakać. Przytuliła mnie, nie powiedziała nic prócz tego że mnie kocha. Chwilę później wiedział juz tata. Po co mu powiedziała? Uchylił tylko drzwi i szepnął: "to co ? Szykuje się weselicho". Piszę jeszcze szybkiego smsa "nie wytrzymałam. Już wiedzą." Był zły ale wkońcu zrozumiał, jak ciężko było mi się z tym ukrywać, jak przechodzić obok udając że wszystko po staremu.
W sobotę przyszedł do mnie z samego rana, mama uśmiechnęła się podejrzanie i zaczeło się planowanie ślubu, wesela. Mnie też się to nawet spodobało, ale on... Był przerażony, widziałam że się boi. Że nie wie czy dobrze robimy, przecież chcieliśmy mieć dziecko a nie brać ślub. Zarezerwowaliśmy salę, wybrałam bukiet, zaproszenia, była lista gości. I wybrana piękna suknia podkreślająca brzuszek, bo ślub miał być w 5-miesiącu ciąży.
Wizyta u lekarza na czwartek, cóż jakoś przeczekam. W środę dostaje od mamy piękne białe skarpeteczki dla Zuzi takie maluśkie, odrazu wysyłam mu zdjęcie. Czwartek 6rano, z nerwów nie mogę spać. Idę do łazienki. Dziwnie się czuję... Krzyknęłam tylko "Mamo, do szpitala!" Siódma-jesteśmy w szpitalu. Tylko płaczę bo co mi zostało, wiem już co się stało chociaż staram się odrzucić tą myśl. Może jeszcze coś da się zrobić? Może ją uratują?! Tylko nie nasze ukochane dzieciątko! Tylko nie Zuzia! W szpitalu horror... Wspólna sala z ciężarną kobietą, ciągły płacz dzieci. Żeby odnieść głupi talerz po śniadaniu trzeba było przejść koło sali noworodków, wszędzie porozwieszane zdjęcia ślicznych bobasów.
A mojej Zuzi już niema... Trzymają mnie w szpitalu tylko po to żeby mnie torturować, całymi dniami nikt z personelu nawet do mnie nie zagląda. Przychodzi on, prosto z nocnej zmiany. Zdezorientowany totalnie. "Przecież miałaś iść do lekarza nie do szpitala". Miałam. Miałam zobaczyć mojego małego groszka, miałam usłyszeć bicie jej serduszka. Płakał, pierwszy raz widziałam jak płacze. To bolało jeszcze bardziej, obwiniałam się że to moja wina że nie zadbałam o siebie i o Zuzie.
To było tylko 9dni. 9dni podczas których tak bardzo się cieszyliśmy, głaskał mnie po brzuchu, snuliśmy marzenia i plany na całe życie... Wyobrażaliśmy sobie jak będzie wyglądać nasza córcia, po kim będzie mieć nosek a po kim uszy.
Ze szpitala wypisałam się na własne żądanie, nie mogłam już dłużej tam wytrzymać. W domu przynajmniej nie nękała mnie pani która wchodziła i powtarzała " aaaa pani to dzidziusia jeszcze niema". Miałam ochotę wykrzyczeć jej że już, nie jeszcze. Wróciłam a wszyscy traktowali mnie jakbym miała grypę, jakby nigdy nic. Nikt nawet nie spytał jak się czuje,czy jakoś mi pomóc. Zostałam z tym wszystkim sama, zastanawiam się nawet czy on jeszcze pamięta o naszej małej Zuzi. Miałam kupić jej taki piękny kombinezon króliczka, taki z uszkami, rożowy. Wybierałam wózek. W te 9 dni ułożyłam całe życie na nowo, uporządkowałam wszystko żeby patrzeć jak bezpiecznie i szczęśliwie dorasta. Ale jej już niema.
Niewiem ile tak leżałam i płakałam, ale to było wtedy moje jedyne zajęcie. Wiem że matura, wszyscy mnie tylko poganiali. W szkole tylko przyjaciele wiedzieli. Próbowali zachowywać się normalnie. Ciągle tylko słyszałam " jeszcze będzie twój czas". Ale mój czas już minął, wszystko co najlepsze już za mną, nie wróci. Mam żal do mojej mamy. Ogromny. Nie okazała mi żadnego wsparcia, żadnego. Wychodząc ze szpitala jeszcze powiedziała " jeee widziałam tu przed chwilą takiego fajnego bobaska". Co ja miałam zrobić? Uśmiechnąć się i powiedzieć że super? Sama kilka lat temu straciła dziecko, moja siostra też miała nazywać się Zuzia...
On zrezygnował ze ślubu, choć wiem że ma pierścionek, kupił go w poniedziałek, jak Zuzia jeszcze z nami była. Miała urodzić się 30.05.2015, dziś nosiłabym ją jeszcze pod sercem, a tak... Na zawsze zostanie w moim sercu moja mała córcia Zuzia, mój groszek. 

Ostatnio zmieniony 07-04-2015 21:56 przez Monika20

  Temat Autor Data
*  Mój Groszek Monika20 07-04-2015 21:17
  Re: Mój Groszek mamaAnia 08-04-2015 14:50
  Re: Mój Groszek Ontario 08-04-2015 18:36
  Re: Mój Groszek atusia13 08-04-2015 19:53
::   w górę   ::
Przeskocz do :
Forum tworzone przez W-Agora