CzyMama - w moim przypadku lekarze brali pod uwagę tylko dwie przyczyny przedwczesnego porodu: infekcja wewnątrzmaciczna i niewydolność szyjki macicy. Infekcja się nie potwierdziła, a szyjki bez ciąży nie da się sprawdzić - to taki ukryty potwór, który mam i przy drugiej ciąży musiałam mieć założony szew i leżeć. Po porodzie miałam bardzo dużo badań robionych, plus cała genetyka moja, męża i Córeczki. Nic nie znaleźli. Ale panie położne zostawiły we mnie części łożyska dlatego krwawiłam po przez 10 tygodni ciągle. Poza tym byłam na 7 różnych antybiotykach, bo próbowano mnie chronić przed infekcją. Aż w końcu postawiono wstępną diagnowe - guz/nowotwór macicy... Co dołożyło nam zmartwień przez pewien czas. Ja już wtedy miałam dosyć i zmieniłam lekarza. Nowa Pani Doktor - wspaniały lekarz z doktoratem z ginekologii dała mi nadizieję i od razu powiedziała, że to nie nowotwór/guz, aż w końcu przy kolejnym rutynowym badaniu wziernikiem wydobyła ze mnie zbitek wysuszonych tkanek z łożyska wielkości orzecha włoskiego. Ona też zleciła mi dużo różnych badań przed zajściem w kolejną ciążę, ale to była głównie biochemia i parametry krwi, nic specjalnego. Kazała brać witaminy i czekać jeszcze 3 miesiące, żeby minęło 6 od porodu, ale ja nie chciałąm posłuchać i od razu jej to powiedziałam. Córeczkę straciliśmy przez moja wadę, Synka udało się donosić do 35 tygodnia. Ciąża była bardzo ciężka. Od 4 tygodnia leżałam, bo miałam krwiaka przy Maleństwie i każdy większy ruch powodował silne krwawienie i ogromne ryzyko poronienia. Potem jak już się krwiak ewakuował, to był szew i też nie mogłam chodzić - tylko 15 min dziennie. To nie był problem dla mnie, bo przecież każda z nas zrobi wszystko, żeby tylko mieć upragnione Maleństwo. Udało się, ale było naprawdę trudno także ze względu na psychikę. Ogromnie się bałam o Synka, czy tym razem się uda. Przez pewien czas ciąży musiałam brać delikatne leki nasenne, bo noce były dla mnie najgorsze. Bardzo się bałam. Dużo się też modliłam. Ja nigdy nie obwiniałam Boga, tylko siebie za stratę Córeczki i diagnoza to potwierdziła. Dziewczyny piszę to, żeby powiedzieć, że ciąża po stracie wymaga ogromnej siły psychicznej, ogromnego poświecenia także ze strony rodziny i otoczenia, szczególnie gdy jak u mnie ciąża od razu była zagrożona. Ja wiem, że my jesteśmy silne, ale do takiej ciąży trzeba się przygotować, trzeba wiedzieć, że jest się gotowym. Trzeba to czuć. Przytulam Was Aniołkowe Mamy! Będzie ciężko, ale wierzę, że dobrze.
Kolorowe Światełka dla Naszych Ukochanych Maleństw [*]{*}(*)
Mama Córeczki (ur/zm 12.10.2012) i Synka
|