Mamo Lilianki, tak bardzo mi przykro... Ja też początkowo byłam na wszystko zła, pamiętam jak mówiłam, że Mikołaj mnie zostawił, że odszedł i zostawiał nas samych tak jakby to on o tym decydował. Ciężko mi czytać takie historie jak Twoja, gdzie ciąża przebiega prawidłowo, dziecko zdrowe, 35 tydzień i nagle bez żadnych ostrzeżeń, sygnałów, że mogłoby być coś nie tak ono umiera... U nas było inaczej, od 12 tygodnia mówiono, że Mikołaj odejdzie, że nie donoszę. Byłam nastawiana na to, że może się tak zdarzyć. Serce Mikołaja rozwijało się nieprawidłowo, zajmowało 3/4 klatki piersiowej, stwierdzono bardzo dużą kardiomegalię, płyn w worku cały czas narastał, mówili że w końcu serduszko nie będzie miało miejsca by się rozkurczyć ponadto ułożone pod nieprawidłowym katem, tak gdzie w przyszłości miały się rozwinąć płuca było serce. Każda wizyta u lekarza przeżyta strasznie. Prognozowali letalne wady genetyczne. Z testu pappa wychodziło nam wysokie ryzyko zespołu downa, ale mówili, że to będzie coś "gorszego", że zepołu downa to by się nie obawiali, przy takich obrazach jak u nas. Bałam się cały czas, a on rósł i rozwijał się coraz lepiej. Po amniopunkcji okazało się jednak, że Mikołaj ma ten mało prawdopodobny Zespół Downa :-) Po 30 tyg. wszystko nagle się odmieniło, kardiomegalia zniknęła, serce się obróciło. Mówili, że maluszki z dużo mniejszymi wadami nie są w stanie sobie poradzić, a tu u nas taka niespodzianka. Wtedy rozbudziła się w nas nadzieja, że będzie dobrze. Serce Mikołaja miało wady, ale operacyjne. Zaczęto z nami ustalać jego leczenie. Wtedy byłam pewna, że sobie poradzi. Nie dopuszczałam myśli, że może być inaczej. Niestety serduszko nie wytrzymało, nie doczekał operacji. I z tym jest mi bardzo ciężko, bo nieraz się zastanawiam, co by było gdyby dożył do operacji, może miałby szanse, może byłby z nami, może...
|